Ekonomiści: Brak wotum zaufania dla rządu Grecji uderzy w Polaków

- Jeśli zreorganizowany grecki rząd nie zdobędzie wotum zaufania parlamentu, strefę euro czekają ciężkie czasy - więcej zapłacą polscy kredytobiorcy zadłużeni we franku szwajcarskim, a jego kurs może sięgnąć nawet 3,5 zł - przewidują ekonomiści.

W nocy z wtorku na środę parlament pogrążonej w kryzysie zadłużenia Grecji będzie głosował nad wotum zaufania dla zreorganizowanego w piątek rządu Jeorjosa Papandreu. To bardzo ważny krok na drodze do uzyskania przez Grecję pilnie potrzebnych pieniędzy.

Ekonomista Banku BPH Adam Antoniak przyznał, że obecnie można nakreślić dwa scenariusze - jeden, w którym grecki rząd otrzymuje wotum zaufania od parlamentu, i drugi - kiedy tak się nie stanie. - Jeśli nowy rząd zyska zaufanie i zdoła "przepchnąć" przez parlament plan oszczędności, to odpowiedź władz europejskich będzie pozytywna, tak jak to było już komunikowane - powiedział Antoniak.

Reklama

W poniedziałek, wbrew oczekiwaniom, euroland nie podjął decyzji o uruchomieniu kolejnej transzy pomocy w wysokości 12 mld euro dla Grecji. Ministrowie finansów strefy euro obiecali, że kraj dostanie ją w lipcu, ale dopiero, gdy grecki parlament uchwali nowy pakiet oszczędnościowy, przewidujący ograniczanie wydatków, reformę systemu fiskalnego i prywatyzację wartości 50 mld euro.

Ekonomiści są zgodni, że jeśli rząd Grecji zdobędzie wotum zaufania, to rynki finansowe odetchną z ulgą, a wśród inwestorów, przynajmniej do czasu kolejnych negatywnych informacji, pojawi się zaufanie i większa chęć do inwestowania na bardziej ryzykownych rynkach, m.in. w Polsce. Odczuliby to też kredytobiorcy zadłużeni we franku, bo kurs szwajcarskiej waluty mógłby się ustabilizować przez pewien czas na niższych poziomach.

- Te 12 mld euro nie wystarczy jednak, aby sytuacja Grecji została uzdrowiona, to tylko kupowanie czasu. Grecja, można powiedzieć, już jest bankrutem - stwierdził Antoniak.

Gorzej jednak, gdy nowy rząd w Grecji nie zdobędzie wotum zaufania. - W takiej sytuacji cała ścieżka wychodzenia Grecji z kryzysu się sypie. Kraj nie otrzyma wsparcia, bo nie będzie w oparciu o co go udzielić - powiedział Antoniak.

Główny ekonomista BNP Paribas Bank Polska Marcin Mróz stwierdził, że w takim przypadku czekają nas krótkookresowo poważne zawirowania rynkowe. - Czyli to, co w takich przypadkach zwykle obserwujemy: ucieczka inwestorów do franka, osłabienie złotego - powiedział Mróz. Dodał, że nieco spokojniej byłoby na krajowym rynku obligacji.

Negatywny scenariusz w Grecji uderzyłby więc w polskich kredytobiorców. - Frank i dolar stałyby się naturalnymi bezpiecznymi przystaniami. Można sobie wyobrazić, że frank mógłby zdrożeć nawet do 3,5 zł - stwierdził Antoniak.

Dodał, że Grecja jest obecnie w stanie finansować się do połowy lipca; jeśli do tego momentu nie powstałby jakiś rząd tymczasowy, który wprowadziłby w życie choć część reform, to w pewnym momencie mógłby pojawić się pomysł, aby Grecja ogłosiła przynajmniej częściowe bankructwo.

- To oznaczałoby ewentualną lawinę problemów w sektorze finansowym w całej strefie euro, bo ekspozycje niektórych banków w Grecji są duże. Pojawiłyby się też komentarze dotyczące efektywności całej strefy euro i jej braku umiejętności radzenia sobie z sytuacjami kryzysowymi - stwierdził Antoniak.

Dodał, że padłyby też pytania, co dalej z Irlandią czy Portugalią, które też zmagają się z dużym zadłużeniem.

Mróz stwierdził jednak, że odrzucenie wotum zaufania do greckiego rządu nie musi oznaczać najczarniejszego scenariusza. - Raczej oznaczałoby przejście w stronę scenariusza dużych krótkookresowych wahań rynkowych. Ale jednocześnie scenariusza, w którym nadal pozostaje otwarta furtka do rozmów dotyczących oszczędności w zamian za finansowanie - powiedział Mróz.

- Wśród krajów rozwiniętych od co najmniej lat 50. nie mieliśmy do czynienia z bankructwem - stwierdził Antoniak. Dodał, że w XVIII i XIX wieku bankructwa były nagminne.

Suma 12 mld euro, której Grecja potrzebuje, aby zrealizować najpilniejsze zobowiązania i uniknąć krachu finansowego, jest kolejną transzą pakietu pomocy w wysokości 110 mld euro, przygotowanego dla Aten w maju 2010 r. przez kraje strefy euro i Międzynarodowy Fundusz Walutowy.

- - - - - -

- Ewentualna upadłość Grecji byłaby co prawda kolejnym bankructwem państwa w historii, ale po raz pierwszy mogłoby to mieć skutki globalne, nieporównywalnie większe, niż np. bankructwo Argentyny w 2001 r. - uważają ekonomiści.

Prof. Leokadia Oręziak z Katedry Finansów Międzynarodowych SGH powiedziała PAP, że ewentualne przyznanie pomocy Grecji stwarza nadzieję, iż jej sytuacja się poprawi, jednak gwarancji, że tak będzie, nie ma.

- Dług do obsługi jest bardzo duży. Jeżeli pomoc się zakończy, a Grecja nie odzyska samodzielności w pożyczaniu pieniędzy, wrócimy do punktu wyjścia. Co prawda spłaceni zostaną prywatni inwestorzy, ale wierzycielami zostaną państwa. Wtedy straty będą większe niż dziś, bo dojdzie do nich jeszcze udzielona pomoc - powiedziała profesor.

Jej zdaniem, nieudzielenie Grecji pomocy będzie oznaczać jej faktyczną niewypłacalność. Dodała, że mimo iż w historii mieliśmy do czynienia z upadłościami państw, bankructwo Grecji byłoby pierwszym, które dotyka kraj wysokouprzemysłowiony, członka unii walutowej. Dlatego nie można porównywać ewentualnej upadłości Grecji do bankructwa Argentyny w 2001 r., które nie miało konsekwencji globalnych.

- Sprawa budzi takie emocje, ponieważ oznaczałoby to zagrożenie nie tylko dla niemieckich i francuskich instytucji finansowych, ale dla całego projektu euro, integracji europejskiej, państw sąsiednich - powiedziała.

Oręziak wyjaśnia, że upadłość państwa różni się od bankructwa firmy. Przedsiębiorstwa przestają istnieć, ich aktywa są spieniężane i wierzyciele są częściowo spłacani. Tymczasem państwa działają dalej.

- Bankructwa państw oznaczają wielką utratę dobrobytu społecznego, aktywów ulokowanych w bankrutujących bankach, podwyżki podatków, trudności w finansowaniu gospodarki itp. Zanim się odbuduje wiarygodność, trzeba długo czekać - tłumaczy profesor.

Zdaniem głównego ekonomisty PricewaterhouseCoopers prof. Witolda Orłowskiego, bankructwo kraju to po prostu niezdolność do wykupienia na czas za uzgodnioną cenę obligacji i utrata płynności. Wskazał, że np. Polska była niewypłacalna od 1981 r. do lat 90. ubiegłego wieku, kiedy nie regulowała swoich zobowiązań.

Według Orłowskiego, Grecja prawdopodobnie uzyska pomoc, co pozwoli na uspokojenie sytuacji "na jakiś czas". Profesor uważa, że obecne pytanie dotyczy nie tego, czy Grecja spłaci długi - bo jego zdaniem oczywiste jest, że nie spłaci całego długu w wysokości 150 proc. PKB - ale czy jej niewypłacalność będzie niekontrolowana, czy nie.

Sprawdź bieżące notowania walut na stronach Biznes INTERIA.PL

- Jeżeli Grecja podjęłaby teraz radykalne działania dostosowawcze i jednocześnie przeprowadzono by w kontrolowany sposób redukcję części zadłużenia, a także zbiegłoby się to z pomocą unijną i MFW, to konsekwencje nie byłyby duże - ocenia profesor.

Jego zdaniem, niekontrolowana upadłość Grecji oznaczałaby natomiast kolejny poważny szok finansowy dla świata, mniejszy lub większy niż w przypadku upadłości Lehmann Brothers.

Jeżeli spełni się czarny scenariusz, Grecja ponownie trafiłaby na długą listę państw, które zaniechały spłaty zobowiązań (zbankrutowały). Według Carmen Reinhart i Kennetha Rogoffa, autorów książki "Tym razem jest inaczej: osiem wieków finansowego szaleństwa" (This time is different: eight centuries of financial folly) problem dotyczył w sumie 31 krajów - najczęściej z Ameryki Południowej.

W Europie "liderem" jest Hiszpania, która bankrutowała już 13 razy. Francja i Niemcy były niewypłacalne po 8 razy, Węgry 7 razy. Sama Grecja już pięć razy była niewypłacalna (cztery razy w XIX w. i w 1932 r.). Polska została uznana za bankruta trzy razy - w 1936 r., 1940 r. i 1981 r.

Parlament pogrążonej w kryzysie zadłużenia Grecji głosuje w nocy z wtorku na środę nad wotum zaufania dla zreorganizowanego w piątek rządu Jeorjosa Papandreu. To bardzo ważny krok na drodze do uzyskania przez Grecję pilnie potrzebnych pieniędzy.

Jeśli premier i jego gabinet wyjdą z tego głosowania zwycięsko, 28 czerwca parlament będzie głosował nad najnowszym rządowym programem oszczędnościowym, przeciwko któremu tłumy Greków zdecydowanie protestują na ulicach Aten i innych miast od wielu dni, nie godząc się na dalsze obniżanie stopy życiowej i na to, że mają teraz płacić za błędy i zaniedbania polityków.

Jeśli rząd przepadnie, Grecja zostanie bez szans na dalszą pomoc i zbankrutuje. W poniedziałek, wbrew oczekiwaniom, euroland nie podjął decyzji o uruchomieniu kolejnej transzy pomocy w wysokości 12 mld euro dla Grecji. Ministrowie finansów strefy euro obiecali, że kraj dostanie ją w lipcu, ale dopiero, gdy grecki parlament uchwali nowy pakiet oszczędnościowy, przewidujący ograniczanie wydatków, reformę systemu fiskalnego i prywatyzację wartości 50 mld euro.

Niezdolna do spłaty swych długów Grecja wiosną 2010 roku była pierwszym krajem strefy euro, który zwrócił się o pomoc UE i MFW. Rok później kraj wciąż jest pogrążony w kryzysie. Grecja nie sprostała programowi oszczędnościowemu, ma kłopoty ze ściąganiem podatków (szacuje się, że jedna trzeci populacji ich nie płaci) i z prywatyzacją.

Inflacja, bezrobocie, PKB - zobacz dane z Polski i ze świata w Biznes INTERIA.PL

PAP
Dowiedz się więcej na temat: wotum zaufania | rzad | wota | W.E.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »