Ekonomiści: Na koniec roku stopa bezrobocia dojdzie do 7 proc.
Tarcze antykryzysowe zamroziły wzrost bezrobocia w Polsce. Ekonomiści, z którymi rozmawiała Interia, podkreślają, że stabilizacja na rynku pracy utrzyma się również w 2021 r. Na koniec 2020 r. trzeba się jednak liczyć ze wzrostem liczby bezrobotnych.
Stopa bezrobocia w efekcie pandemii i kryzysu gospodarczego w Polsce wzrosła do 6,1 proc. na koniec sierpnia wobec 5,5 proc. w styczniu i lutym 2020 r. i 5,2 proc. na koniec 2019 r. Z informacji Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej wynika, że liczba bezrobotnych utrzyma się na niezmienionym poziomie także we wrześniu (6,1 proc.).
- Skutecznie udało się ochronić przed skutkami kryzysu. Sytuacja nie oznacza, że jest fantastycznie, ale wzrost jest mniejszy niż w innych gospodarkach unijnych. Znacząco mniejszy niż można się było spodziewać - mówi Interii Piotr Bujak, główny ekonomista PKO Banku Polskiego.
Jeszcze nie tak dawno, na początku pandemii w pierwszych prognozach gospodarczych często pojawiały się wskazania, że bezrobocie sięgnie nawet dwucyfrowych rozmiarów. Tak się nie stało, a wpływ na to miało co najmniej kilka czynników. Dużą dolę - mówi Bujak - oprócz tego, że cała polska gospodarka okazała się relatywnie odporna, odegrały tarcze antykryzysowe.
- Bez pomocy mielibyśmy dużo wyższe bezrobocie. Mniejszą dynamikę dochodów gospodarstw domowych. Ale tarcze są i działają, wpływając nie tylko na miernik bezrobocia, ale również na aktywność zawodową. Sytuacja na polskim rynku pracy wygląda lepiej niż w UE - ocenia Bujak.
- To ma kolosalne znaczenie; w wyniku tarcz powstrzymaliśmy zwolnienia w momencie, gdy część firm nie stać było na utrzymanie pracownika - podkreśla Aleksandra Świątkowska, ekonomistka BOŚ Banku.
Czy tarcze antykryzysowa i finansowa częściowo jednak nie zaciemniają obrazu rynku pracy, który pozostaje na kroplówce? - Normalne zachowania rynku pracy - nawet przy szacowanym spadku PKB w tym roku na poziomie 3 proc., co jest optymistycznym podejściem - powinno skutkować redukcją miejsc pracy na poziomie ok. 5 proc. - mówi Interii Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej. I tłumaczy, że wynika to z wstrzymania wzrostu wydajności, który w Polsce wynosi średnio 2 proc. i recesji na wspomnianym 3-proc. poziomie. - W Polsce pracuje około 16 mln ludzi, czyli 800 tys. do nawet 1 mln osób powinno stracić pracę. Tak się nie stało ze względu na wysoką efektywność działania tarcz - dodaje.
Kluczowe dla oceny sytuacji na rynku pracy mogą być nie tylko informacje przekazywane przez GUS, ale również ZUS, według których liczba ubezpieczonych w ubezpieczeniu zdrowotnym od lutego do sierpnia spadła o blisko 260 tys.
- Połowa tej liczby to przyrost zarejestrowanych bezrobotnych. Kolejna część to przejścia na emeryturę. A reszta to nie jest utrata pracy, a przejście do szarej strefy, co w okresach dekoniunktury jest typowe - tłumaczy Bujak. Nie bez znaczenia jest także liczba zarejestrowanych i płacących składki obcokrajowców, którzy ze względu na pandemię opuściło Polskę.
Pełniejszy obraz rynku dostarcza Badanie Aktywności Ekonomicznej Ludności - BAEL. Nie jest on jednak w odróżnieniu od danych o bezrobociu rejestrowanym publikowany miesięcznie, ale kwartalnie. - Widoczne są dane za II kw. Ubyło nam mniej więcej 1,5 proc. pracujących r./r. To około 200 tys. osób. Część z nich objawiała się jako osoby bezrobotne, część powiększyło pulę biernych zawodowo - przypomina Soroczyński.
Do końca 2020 r. bezrobocie wzrośnie - zdaniem Bujaka - do około 7 proc. Dlaczego? Bez znaczenia nie pozostają tutaj czynniki sezonowe, ale również - stopniowe wygaszanie mechanizmów pomocowych. Dodatek solidarnościowy skończył się w sierpniu. Już w październiku powinno przybyć bezrobotnych. - Do tego spodziewane zahamowanie ożywienia gospodarczego w IV kw. ze względu na sytuację epidemiczną, spowoduje przejściowy wzrost bezrobocia do 7 proc. - dodaje Bujak.
Część rozwiązań z szerokiego pakietu pomocowego ma zaszyty obowiązek utrzymania zatrudnienia nawet przez 12 miesięcy. Nie pozostaje to dzisiaj bez wpływu na stopę bezrobocia.
Ale Świątkowska podkreśla, że ważne jest również szybsze odbicie gospodarcze od prognozowanego. - Pomogło dużo szybsze ożywienie aktywności gospodarczej na przełomie II i III kwartału - podkreśla. I szacuje, że na koniec 2020 r. bezrobocie nie przekroczy 7 proc. - Nawet może być mniejsze, między 6,5 a 7 proc. We wrześniu mamy kolejną stabilizację stopy bezrobocia, ale - po oczyszczeniu sezonowym - widać już efekt wzrostu - tłumaczy.
W 2021 r. należy oczekiwać - oceniają ekonomiści - ograniczonego spadku bezrobocia m.in. pod wpływem wysokiego wzrostu gospodarczego. - Jeśli uda się trwale opanować sytuację epidemiczną, jeśli wejdziemy na ścieżkę wzrostu - to stopa bezrobocia spadnie do 6,5 proc. Myślę, że jest szansa, że to będzie nawet w okolicach 6 proc. przy scenariuszu, że sytuacja epidemiczna będzie trwale pod kontrolą, że nie będzie kolejne fali a gospodarka wejdzie na ścieżkę trwałego wzrostu 4-5 proc. PKB - ocenia główny ekonomista PKO Banku Polskiego.
Obowiązek utrzymania zatrudnienia zaszyty w tarczach przestanie obowiązywać, co może skutkować redukcją etatów, chociażby dlatego, że nastąpi w firmach ze względu na spowolnienie i recesję przeliczenie, ile tej pracy jest faktycznie niezbędne, ale efekt ten będzie znosić wspomniane odbicie gospodarcze. - Spadku bezrobocia nie będzie, ale wzrost też niezbyt duży, w kierunku 7 proc. (na koniec roku 2021 r. - red.) - ocenia Świątkowska.
- Uwzględniając pewne niedoskonałości rynku i tego, że nie wszyscy się ujawnią szacujemy bezrobocie na koniec roku na poziomie 1,1 mln osób, tj. 70 tys. więcej niż teraz i stopę bezrobocia w okolicach 6,5 proc. - mówi Soroczyński. Prognozy na 2021 r. Krajowej Izby Gospodarczej zakładają spadek bezrobocia na koniec grudnia przyszłego roku do 6,3 proc.
Bartosz Bednarz