Eksport symbolem polskiej gospodarki. Tak dobrze jeszcze nie było
Rosnąca wartość polskiego eksportu to ogromny sukces zarówno całej rodzimej gospodarki, jak i firm, które podejmują ryzyko konkurencji w trudnym globalnym środowisku i decydują się na międzynarodową ekspansję - pisze w analizie Interii Bartosz Bednarz.
Interia zapytała analityków o prognozy dotyczące eksportu w roku 2016: jakie czynniki mogą zatrzymać hossę polskich eksporterów, gdzie szukać ryzyka, a przede wszystkim czy Polska ma potencjał do dalszego wzrostu?
Najważniejszym partnerem eksportowym Polski pozostaje Europa (ponad 75 proc. eksportu trafia do krajów Unii Europejskiej, w tym do Niemiec aż 25,9 proc.), ale w ostatnich latach - co należy uznać za krok w dobrą stronę - rodzime firmy rozpoczęły poszukiwania rynków zbytu w krajach wcześniej traktowanych jako egzotyczne. Ekspansja na nowe rynki, jak np. kraje arabskie, Azja, Afryka stała się faktem, a rosyjskie embargo pokazało, że firmy są w stanie różnicować kierunki i miejsca eksportowe. Grant Thornton prognozuje, że dla polskiego eksportu coraz większe znaczenie będą mieć rynku poza UE, w szczególności z Ameryki Północnej i Południowej. Sprzedaż na tamte rynki do roku 2020 ma wzrosnąć o 45,3 proc. Eksperci szacują również, że dynamika polskiego eksportu wyniesie w ciągu najbliższych 5 lat ok. 5,2 proc. rocznie.
Eksport to symbol i ogromny sukces polskiej gospodarki. W 10 lat potrafiliśmy zwiększyć wartość sprzedawanych towarów za granicą z poziomu 59,7 mld euro (2004 r.), do 165,8 mld euro w 2014 r.
Dane te wskazują, że polskie firmy coraz chętniej w ostatnich latach wybierały międzynarodową ekspansję.
- Najlepiej rozwijać się na rynku lokalnym - zna się język, upodobania i wymagania klientów. Polska sama w sobie jest dużym krajem i jednym z większych w UE - ogromny i chłonny rynek, na którym lokalni przedsiębiorcy stopniowo dochodzili do masy krytycznej, osiągali efekt skali. Polska umożliwiła wielu firmom ten wzrost. W końcu rynek stawał się zbyt mały i jedyną szansą dla dalszego wzrostu była ekspansja zagraniczna. Akcesja do Unii Europejskiej ułatwiła rodzimym firmom ten proces - mówi Interii Adam Krzanowski, prezes Grupy Nowy Styl.
Rok 2015 może być pod względem eksportu rekordowy. Wstępne dane GUS wskazują, że polski eksport wzrósł po trzech kwartałach br. o 7,2 proc. (w porównaniu z analogicznym okresem przed rokiem) i wyniósł 131,5 miliarda euro.
Polskim produktom sprzyja ich cenowa konkurencyjność wynikająca z niższych kosztów pracy i poprawa jakości. Na poprawiający się wskaźnik eksportu ma jednak wpływ o wiele więcej zmiennych.
- Oczekujemy, że eksport w br. osiągnie 7-8 proc. wzrostu r/r. W przyszłym zaś wzrost będzie nieznacznie wyższy i wyniesie ok. 9-10 proc. Dobrą kondycję polskiego eksportu oprzeć trzeba na dwóch czynnikach, które w najbliższych miesiącach będą dominujące, to: wzrost gospodarczy w strefie euro, szczególnie w Niemczech, który - według dostępnych prognoz - powinien oscylować wokół 1,5 proc.; oraz postępująca dywersyfikacja rynków zbytu - komentuje dla Interii Andrzej Halesiak, dyrektor w Biurze Analiz Makroekonomicznych Banku Pekao.
- Polska gospodarka staje się coraz bardziej konkurencyjna, może się rozwijać, a polskie produkty na rynkach zagranicznych zyskują już nie tylko niskimi kosztami pracy i ceną, ale także jakością. Tworzymy coraz bardziej zaawansowane i skomplikowane wyroby - mówi Interii Aleksander Łaszek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju.
- Rosnąca jakość i unikatowość - widać, że poziom polskich produktów jest na absolutnie światowym poziomie. Była to konieczność dla krajowych przedsiębiorców, by iść drogą podwyższania jakości, w szczególności, że wstępnie większość z nich działała wyłącznie na rynku wewnętrznym. Tym samym, by w ogóle poważnie myśleć o ekspansji, najpierw trzeba było rozwinąć poziom produkcji - podkreśla Krzanowski.
Rozwinięte kraje Unii Europejskiej stały się głównym odbiorcą polskich produktów eksportowych. Eksport do krajów Unii Europejskiej wzrósł o 9,9 proc. (do 104 mld euro), przy czym najszybciej rósł w odniesieniu do Niderlandów (17,2 proc.), Hiszpanii (15,4 proc.), Włoch (13,8 proc.), Rumunii (13,4 proc.), Czech (12 proc.), Wielkiej Brytanii (11,5 proc.), Austrii (11,4 proc.) oraz naszego głównego partnera handlowego - Niemiec (10,9 proc.) - wynika z danych GUS.
Co jednak ważne, głębokiemu spowolnieniu podlega w ostatnich miesiącach eksport do krajów rozwijających się, wchodzących w skład WNP. Tym samym, trend spadkowy dotknął Rosję (28 proc.), co spowodowane jest wprowadzeniem embarga na polskie produkty, ale także - Białoruś (ok. 28 proc.) i Ukrainę (ok. 9 proc.).
- Dywersyfikacja kierunków eksportu wymuszona jest częściowo przez niestabilne warunki za naszą wschodnią granicą. - Szukanie nowych rynków zbytu będzie kontynuowane. Rynek afrykański jest bardzo słabo spenetrowany przez polskie firmy. Oprócz tego na znaczeniu będą zyskiwać kraje azjatyckie. Z punktu widzenia wagi w polskim eksporcie kluczowe pozostaną jednak rynki Unii Europejskiej - zauważa Halesiak.
Z czego wynika fakt, że polskie produkty zyskują na popularności za granicą? Konkurencyjność kosztowa, w tym ze względu na aktualny kurs złotego - korzystny dla eksporterów - to tylko jeden powód.
Polskie firmy budują swoją przewagę konkurencyjną nie tylko w oparciu o niską cenę. Dużą rolę odgrywa także elastyczność, gotowość do szybkiego reagowania na zmieniający się popyt, na potrzeby odbiorców za granicą. - Ta elastyczność jest m.in. pochodną rozwiązań w zakresie rynku pracy, Pod tym względem wygrywamy często z konkurentami z Europy Zachodniej i innych krajów naszego regionu - dodaje Halesiak.
- Elastyczność rynku pracy jest bardzo ważna. W wielu krajach Europy Zachodniej jest on znacznie bardziej "sztywny". Jeśli byśmy chcieli coś zmieniać w naszych rozwiązaniach, to - trzeba pamiętać - że może się to przełożyć na konkurencyjność polskich firm - dodaje.
Analityk FOR-u zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt umiejętnego funkcjonowania w globalnej strefie handlu i odnalezienia się w potrzebach innych krajów. - Rzadko jest tak, że dany kraj wytwarza wszystkie produkty, półprodukty i materiały we własnym zakresie. Polska przez ostatnie lata wiele próbowała dołączyć i stać się częścią globalnego łańcucha dostaw. Możemy stwierdzić, że osiągnęliśmy w tym zakresie spory sukces i zrobiliśmy krok naprzód - podkreśla Łaszek.
Z czynników ryzyka, które mogą w przyszłym roku wyhamować krajowy eksport, zdaniem analityka Banku Pekao, należy wymienić cały czas niepewną sytuację na Wschodzie. To jednak nie wszystko. Chociaż dzisiaj mamy wygaszony kryzys grecki, to potencjalnie ogniska zapalne wciąż istnieją także w strefie euro. Za takie można traktować np. niezrealizowanie scenariuszy (prognoz) makroekonomicznych i słabszy popyt wśród gospodarstw domowych.
- Podstawowym ryzykiem są zmienne kursy walut. Niezależnie w którym miejscu sprzedajemy, to nie wykorzystujemy polskiej waluty. Oczywiście trzeba wziąć pod uwagę czynniki polityczne, czego przykładem może być rosyjskie embargo na polskie mięso i jabłka - zauważa Krzanowski.
Łaszek zwraca z kolei uwagę na możliwe problemy w Azji, które jeśli osiągną globalny zasięg, mogą negatywnie wpłynąć także na wyniki eksportowe polskich spółek. - Mamy szansę na dalszy wzrost eksportu w 2016 roku. Oczywiście dzisiaj największe zagrożenie stanowi sytuacja w Chinach - spowolnienie i duże obawy o przyszłe losy rozwoju gospodarczego w Państwie Środka. Nie przesadzałbym jednak ze skalą oddziaływania tych kwestii na nasz eksport, który opiera się w przeważającej części jednak na Unii Europejskiej. Nasza ekspozycja na Chiny ma miejsce przede wszystkim przez Niemcy - dodaje Łaszek.
O wiele większych problemów należałoby zatem szukać w stabilności polskiej waluty i utrzymaniu się konkurencyjnego, wspierającego eksport kursu złotego.
- Słabsza waluta wspiera eksport. Dla Polski kluczowa jest wycena euro. Nie dostrzegam poważniejszych zagrożeń, choćby analizując parę walutową euro/zł, która utrzymuje się w ruchu bocznym przez większą część roku - dla Interii ocenia sytuację na rynku walutowym Marek Rogalski, główny analityk walutowy domu maklerskiego BOŚ.
Co się może wydarzyć w przyszłym roku? - W zasadzie poruszamy się na euro/zł w korytarzu pomiędzy poziomem 4.0 a 4.40 złotego. Jest to szeroki przedział, z granic którego raczej się nie wybijemy. Mówienie o zagrożeniu zaczyna się dopiero przy nagłym spadku poniżej dolnej granicy trendu bocznego, czyli czterech złotych - ocenia Rogalski.
Podobnie ocenia sytuację Halesiak z Banku Pekao, który twierdzi, że mało optymistycznym scenariuszem jest gwałtowne umocnienie złotego. - W sytuacji, gdy w kilka miesięcy złoty umacnia się o 40-50 groszy, to część polskich firm może mieć problemy - dodaje. Powyższy wariant to chyba najbardziej ryzykowny scenariusz, i raczej mało prawdopodobny. Nie można jednak zapominać, że korzystny kurs złotego, może niektóre firmy rozleniwiać, zmniejszać ich skłonność do zmiany modeli biznesowych i poszukiwania swoich przewag nie w niskiej cenie produktu, a jego unikalnych właściwościach, w innowacyjności.
Bartosz Bednarz