Ekstremalne uzależnienie Niemiec od rosyjskiej energii. Ostrzeżenie dla Indii
W wyniku rosnącego importu rosyjskiego gazu, Niemcy ograniczali budowę elektrowni wiatrowych. Naukowiec z Indii ostrzega swój kraj, by nie popełnił takiego samego błędu jak Niemcy.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Niemiecki minister gospodarki i ochrony klimatu Robert Habeck twierdzi, że na Niemczech spoczywa szczególna odpowiedzialność, a mianowicie pokazanie światu, że ochrona klimatu jest możliwa. - Właśnie dlatego, że Niemcy mają w swoim zasięgu wszelkie możliwości, na Niemcy są skierowane wszystkie oczy - powiedział w przesłaniu przekazanym na rozpoczęcie tegorocznej światowej konferencji klimatycznej COP27 za pośrednictwem łączy wideo.
Ale czy rzeczywiście tak nadal jest? Przez długi czas Niemcy prezentowały się światu jako polityczny lider w dziedzinie ochrony klimatu. Po roku 2000 zaczęły na wielką skalę budować elektrownie wiatrowe, zarówno na lądzie, jak i na morzu. Właściciele domów chętnie korzystali z hojnych dotacji i na dachach instalowali fotowoltaikę. W Brandenburgii powstała fabryka produkująca panele słoneczne "Made in Germany". Istniała do czasu, gdy zbankrutowała spółka, do której należała. I wtedy fotowoltaiczny biznes przeniósł się do Chin.
W minionych latach niemieccy politycy regularnie chwalili się rosnącym wykorzystywaniem neutralnych pod względem emisji CO2 odnawialnych źródeł energii: wiatrowej, słonecznej czy biomasy, czyli uprawy roślin, z których następnie produkowana jest energia. Za główne źródło energii na czas przechodzenia do neutralności klimatycznej w produkcji ciepła i prądu, Niemcy uznali gaz ziemny, zwłaszcza rosyjski. Tak się działo do dnia inwazji Rosji na Ukrainę 24 lutego tego roku. Przyniosło to najwyraźniej fatalne skutki dla rozbudowy odnawialnych źródeł energii.
Według badań niemieckiego Federalnego Urzędu Środowiska (UBA, Umweltbundesamt), najwyższego organu władzy zajmującego się ochroną środowiska w kraju, w 2021 roku produkcja prądu z odnawialnych źródeł energii w Niemczech spadła w porównaniu z rokiem poprzednim po raz pierwszy od 2010 roku. O ile jeszcze w 2020 roku Niemcy wyprodukowały 251,1 mld kWh (kilowatogodzin) energii elektrycznej, głównie z energii wiatrowej lub słonecznej, to w ubiegłym roku produkcja prądu spadła do 233,6 mld kWh. Głównie z powodu "coraz mniejszej rozbudowy mocy produkcyjnych", pisze w swym raporcie UBA. Jeszcze w poprzedniej dekadzie produkcja zielonego prądu w Niemczech rosła z roku na rok. Krzywa na wykresie UBA nie jest stroma, ale wciąż rośnie aż do 2021 roku, kiedy to dochodzi do załamania produkcji o 17,5 mld kWh w porównaniu z rokiem poprzednim.
W związku z otwartym w 2011 roku bałtyckim gazociągiem Nord Stream 1 oraz zatwierdzoną w 2014 roku (już po nielegalnej aneksji przez Rosję ukraińskiego półwyspu Krym) budową gazociągu Nord Stream 2, Niemcy ekstremalnie uzależniły się od Rosji.
Na początku tegorocznej światowej konferencji klimatycznej COP27 w Egipcie oenzetowska Światowa Organizacja Meteorologiczna przedstawiła kolejną wykres analityczny odnoszący się do niemal tego samego okresu. Jest to stromo rosnąca krzywa globalnego ocieplenia klimatu."Temperatury na Ziemi w ciągu ostatnich ośmiu lat były w ogóle najwyższymi w historii, odkąd człowiek zaczął rejestrować dane klimatyczne", twierdzi organizacja.
Wicekanclerz Robert Habeck usiłuje więc teraz tym bardziej doprowadzić do podobnego wybuchu entuzjazmu wobec odnawialnych źródeł energii, jak to było ponad dekadę temu, kiedy to Republika Federalna już raz miała wicekanclerza z jego partii ochrony środowiska Sojusz 90/Zieloni: - Jeśli Niemcy sobie z tym poradzą, to żaden kraj nie będzie mógł się już wykręcić. Na tym polega wiodąca rola krajów uprzemysłowionych - mówił Habeck w przesłaniu na COP27. Nie powiedział w nim jednak o tym, że Niemcy już dawno poniosły klęskę w rozwoju odnawialnych źródeł energii. Przynajmniej w porównaniu z wzniosłymi celami sprzed ponad dziesięciu lat.
Tymczasem na świecie jest wiele innych krajów, które sprawiają wrażenie entuzjastycznie nastawionych do odnawialnej energii: "Czy Indie stają się zielonym supermocarstwem?", pytał niedawno brytyjski magazyn gospodarczy "Economist" w obszernej relacji na temat zielonego boomu na subkontynencie. Indie rzeczywiście mają "najwyższy wskaźnik wzrostu produkcji energii odnawialnej spośród wszystkich najważniejszych gospodarek świata", jak napisał w tym roku Bank Światowy w analizie dotyczącej wzrostu produkcji zielonej energii w gospodarkach wschodzących. W roku fiskalnym 2020/21 miasto New Delhi uruchomiło inwestycje w tej dziedzinie o łącznej wartości 14,4 mld euro. W roku 2019/2020, który obejmował ostatnie półrocze przed pandemią koronawirusa, wartość takich inwestycji wyniosła zaledwie 8,4 mld euro. Dla porównania: jak podaje UBA, w 2020 roku Niemcy wydały na ten cel 11 miliardów euro.
W rozmowie z DW indyjski ekspert do spraw środowiska i były szef biura Greenpeace w New Delhi, Nandikesh Sivalingam, zwraca uwagę na porównywalność Indii z jednej strony z Unią Europejską, czy też z drugiej z tak uprzemysłowionym krajem, jakim są Niemcy. Uważa on, że ze względu na dużą liczbę ludności Indie mają rosnące potrzeby, a indyjskie zakupy nie różnią się od tych czynionych w Europie. Oczywiście ma na myśli zakupy gazu ziemnego i ropy naftowej z Rosji. Podczas gdy Unia od czasu inwazji Rosji na Ukrainę zaczęła stopniowo rezygnować z rosyjskich surowców, Indie zwiększają dziś zakupy rosyjskiej ropy naftowej. Jej część jest potem przetwarzana w Indiach, a następnie sprzedawana do Europy lub USA.
Sivalingam jest obecnie dyrektorem zarejestrowanego w Finlandii Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem (CREA, Center for Research on Energy and Clean Air). Jego instytut w dwóch projektach badawczych przeanalizował konsekwencje uzależnienia od rosyjskiej ropy i gazu. "Paliwa kopalne nadal napełniają wojenną kasę Kremla ze względu na wysokie ceny", pisze CREA w analizie "Finansowanie wojny Putina: eksport paliw kopalnych z Rosji w pierwszych sześciu miesiącach po inwazji na Ukrainę". A w innym opracowaniu Nandikesh Sivalingam i jego badacze zauważają, jak Niemcy z własnej winy wmanewrowały się w wielką zależność od Rosji. Według tego badania rozbudowa energetyki wiatrowej w Niemczech zatrzymała się, "kurcząc się po 2015 roku i pozostając daleko w tyle za resztą Europy". Nawet więcej: gdyby największa gospodarka Europy podążała tą samą ścieżką wzrostu, co reszta Europy, "zainstalowana moc elektrowni wiatrowych byłaby na koniec 2021 roku o 32 gigawaty wyższa".
To by odpowiadało energii produkowanej przez sześć niemieckich elektrowni jądrowych, które w 2021 roku były jeszcze włączone, i "zastąpiłoby więcej gazu, niż dotarło gazociągiem Nord Stream 1 w lipcu, zanim został zamknięty pod koniec sierpnia". Dlatego też, odnosząc się do swojej ojczyzny, indyjski ekspert do spraw ochrony środowiska ostrzega przed kolejnymi porozumieniami naftowymi z Rosją. Lekcją, którą dla New Delhi przynosi wojna Rosji z Ukrainą, musi być jego zdaniem dywersyfikacja "opcji energetycznych" w dłuższej perspektywie, żeby w obliczu stale rosnących potrzeb energetycznych nie uzależnić się "od garstki krajów" i kontynuować przechodzenie na odnawialne źródła energii w ciągu najbliższych "pięciu do sześciu lat". To najwyraźniej ma oznaczać, że Indie nie powinny popełnić tego samego błędu, co Niemcy.
Frank Hofmann
Redakcja Polska Deutsche Welle
Zobacz również: