Energetyczne źródełko wysycha
Co jakiś czas w wiadomościach pojawia się informacja, że odkryte zostały nowe wielkie złoża ropy lub gazu. Ponieważ jestem zdania, że świat wielkimi krokami zbliża się do kryzysu naftowego, znajomi zwracają mi - z ulgą w głosie - uwagę, że energetyczny dramat nam nie grozi. Niestety, nie mają racji.
Oczywiście, ropy jest jeszcze dużo - rezerwy wynoszą ponad tysiąc miliardów baryłek, a może i dwa razy tyle. Wciąż odkrywamy nowe złoża, w wielu rejonach zasoby ropy są ledwo naruszone. To wszystko prawda. Ale niecała.
Każda wiadomość prasowa jest pisana tak, żeby wyglądała na ważną. Nie można też powiedzieć, że brak jest konkretów - bardzo często wiadomość aż skrzy się od liczb, które niewątpliwie ją uwiarygodniają. Ale najlepiej pracuje się na przykładach, więc weźmy jakiś pod lupę. Kilka miesięcy temu pojawił się news:
"Brytyjska grupa energetyczna BP odkryła gigantyczne złoże ropy w Zatoce Meksykańskiej. Może się to okazać nowym otwarciem dla amerykańskiego przemysłu naftowego. Złoże Tiber, które znajdują się ok. 250 mil na południowy wschód od Houston, jest jednym z największych odkryć ostatnich lat.
Uważa się, że kryje co najmniej 3 mld baryłek, z czego ok. 500 mln można wydobyć przy użyciu obecnych technologii. Może się jednak okazać znacznie większe. Złoże zostało odkryte dzięki najgłębszemu odwiertowi w historii na głębokość 9,4 km poniżej dna morza. BP uważa, że w głębokich wodach może kryć się kolejne 20 lub więcej miliardów baryłek ropy ponad amerykańskie, udowodnione rezerwy liczące 30 mld baryłek".
Hurraoptymizm z lekka studzą tylko stwierdzenia: "BP ostrzega jednak, że aby potwierdzić wielkość złoża, konieczne są dalsze prace. Wydobywanie ropy z ekstremalnych głębokości, gdzie występuje ogromne ciśnienie i temperatury jest dużym wyzwaniem. Jest mało prawdopodobne, aby złoże weszło do eksploatacji wcześniej, niż w drugiej połowie przyszłej dekady".
Wybrałem akurat ten artykuł, dość typowy zresztą, bo zupełnie niezależnie od siebie zwróciły mi na niego uwagę dwie osoby. Co więc zrozumieli z artykułu ponadprzeciętnie inteligentni ludzie, z którymi rozmawiałem? Że ropy jest jeszcze dużo, wystarczy tylko sięgnąć po jej nienaruszone złoża. Mamy przecież "jedno z największych odkryć ostatnich lat". Prawda?
Nieprawda. Kiedy przeczytałem tak zredagowaną wiadomość, ręce mi opadły. Ludzie widzą tytuł, literki, a nawet cyferki pod nim, ale zupełnie nie zdają sobie sprawy z tego, co czytają. Artykuł powinien podnieść włosy na głowie każdego mieszkańca kraju uprzemysłowionego - tak naprawdę wszystkie liczby w nim krzyczą, jak bardzo jest źle.
A co wynika z artykułu? "Złoże kryje co najmniej 3 mld baryłek, z czego ok. 500 mln można wydobyć przy użyciu obecnych technologii". Światowe zużycie ropy wynosi około 30 mld baryłek rocznie. 3 mld baryłek starczą na miesiąc, a 500 mln na niecały tydzień.
"Złoże zostało odkryte dzięki najgłębszemu odwiertowi w historii na głębokość 9,4 km poniżej dna morza". Najgłębszy odwiert w historii... 11 km poniżej poziomu wody, trudny technologicznie, kosztowny. Jak zresztą w dalszej części przyznaje autor artykułu, wydobywanie ropy z ekstremalnych głębokości, gdzie występuje ogromne ciśnienie i temperatury jest ogromnym wyzwaniem. Na odkrycie nieznanych złóż można liczyć już tylko w takich miejscach. Łatwa ropa to już historia.
"Gigantyczne złoże ropy w Zatoce Meksykańskiej (...) jest jednym z największych odkryć ostatnich lat." Acha... To pokazuje, że nawet coś tak mizernego urasta do rangi wielkiego zdarzenia - lepszych odkryć już nie ma...
"BP uważa, że w głębokich wodach może kryć się kolejne 20 lub więcej miliardów baryłek ropy ponad amerykańskie, udowodnione rezerwy liczące 30 mld baryłek". Czyli jeszcze jeden rok ropy dla świata. Ropy drogiej, trudnej, o olbrzymim koszcie energetycznym. I pytanie, w jakim stopniu w ogóle możliwej do wydobycia. A sam fakt, że USA mają jedynie całościowe zasoby ropy w ilości 30 mld baryłek, co odpowiada ich 4-letniemu zużyciu tego surowca, sam w sobie powinien dawać do myślenia.
Jednym słowem - ten artykuł, czytany między wierszami, mówi dobitnie: ropy łatwej już nie ma; to, co jeszcze jest - jest w małej ilości, trudno dostępne i kosztowne.
Większość odkryć złóż ropy miała miejsce do lat 60. XX wieku. W kolejnych dekadach, pomimo postępu technologicznego i trwających intensywnych poszukiwań, odkrycia były coraz mniejsze. Intensywne poszukiwania są prowadzone zużyciem najnowocześniejszych technologii, w tym badań satelitarnych i obejmują coraz to nowsze, trudniej dostępne obszary, takie jak regiony polarne i dno głębokiego oceanu. Rezultat? Technologia wykrywania jest świetna, tylko ropy jakoś nie widać... Wszystko wskazuje na to, że po prostu wiele więcej już nie znajdziemy.
Już od lat 80. XX wieku wydobywamy znacznie więcej ropy, niż odkrywamy. Dzisiaj na jedną odkrywaną baryłkę przypadają blisko 4 wydobywane. To tak, jakbyś na każdy wpłacany na konto tysiąc złotych wypłacał cztery tysiące. Dopóki na koncie są oszczędności, można tak postępować, jednak kiedy wcześniej zgromadzone zasoby się skończą, saldo konta spadnie do zera. W przypadku złóż ropy debetów raczej nie będzie - żeby ropę wydobyć, najpierw trzeba ją odkryć.
Ostatnie wielkie regiony roponośne odkryliśmy pod koniec lat 60. XX wieku - Syberia Zachodnia w 1967, North Slope na Alasce w 1968 roku, Morze Północne w 1969. Od tego czasu odkrywamy już tylko relatywnie niewielkie pola naftowe, a nowe odkrycia odpowiadające kilkumiesięcznemu światowemu zapotrzebowaniu, jak. np. Kashgan na Morzu Kaspijskim w Kazachstanie, Tupi u brzegów Brazylii czy wspomniany Tiber są rozgłaszane, jako wielkie sprawy.
Ale to, że odkrywamy ropę już jedynie w niewielkich polach, to jeszcze nie cały problem. Obecnie odkrywana ropa nie ma już wiele wspólnego z tym, co mieliśmy kiedyś np. w Teksasie, gdzie wystarczyło zrobić dziurę w ziemi i już można było podstawiać cysterny. Odkrywana obecnie ropa znajduje się w trudno dostępnych regionach - wiele kilometrów pod dnem głębokiego oceanu, w Arktyce lub dzikich dżunglach Amazonii, gdzie wraz z budową szybów naftowych powstają osiedla, drogi, a do eksploatacji dotychczas niedostępnych obszarów dołączają kłusownicy, drwale, hodowcy bydła i plantatorzy.
Sięgamy po ropę gęstą, której techniki wydobycia są znacznie bardziej skomplikowane i kosztowne. Interesujemy się coraz silniej zasiarczoną ropą, do przerobu której trzeba budować nowe rafinerie za miliardy dolarów. Rozpoczynamy eksploatację złóż przesyconych toksycznym siarkowodorem, jak złoża Kaszgan, wymagających przy eksploatacji szczególnych środków ostrożności.
Ropą nazywamy dziś nawet piaski roponośne - podobną do wymieszanej z piachem smoły substancję stałą, którą trzeba dopiero rozpuścić i przerobić na ropę syntetyczną z pomocą olbrzymich ilości energii. Do eksploatacji takich złóż potrzebne są technologie epoki kosmicznej, które śmiało mogłyby stanąć w szranki z programem eksploracji kosmosu NASA, a nawet go zawstydzić.
Siłą rzeczy to nie jest tania ropa. Dlaczego po nią sięgamy? Bo łatwej i taniej już nie ma. I pomimo tego, że tej trudnej ropy jest jeszcze dużo - coraz trudniej jest utrzymać tempo jej wydobycia. Stare złoża wyczerpują się i są zamykane. Co roku tracimy moce wydobywcze na poziomie 3,5 mln baryłek dziennie.
Mówiąc inaczej w ciągu 5-6 lat tracimy łączne całkowite wydobycie Arabii Saudyjskiej i Rosji - dwóch czołowych eksporterów ropy. Aby tylko utrzymać wydobycie na obecnym poziomie, w ciągu 5-6 lat musimy uruchamiać nowe projekty naftowe równe łącznemu wydobyciu Arabii Saudyjskiej i Rosji. To robi wrażenie.
Porównajmy to z najbardziej agresywnymi planami rozbudowy eksploatacji piasków roponośnych w Kanadzie - do roku 2030 wydobycie ma wzrosnąć z obecnego poziomu trochę ponad 1 milionów baryłek dziennie do 4 milionów baryłek dziennie. Imponujący wzrost. Ale świat już dziś rocznie traci większe moce wydobywcze z powodu starzenia się złóż.
Ponadto w miarę starzenia się złóż tempo ich zaniku rośnie - jeszcze w latach 90. XX wieku traciliśmy rocznie około 2 proc. całości złóż. Rozpowszechnienie efektywnych metod wykorzystania złóż, szczególnie odwiertów poziomych, spowodowało, że ropę pompujemy szybciej, a więc i złoża wyczerpują się szybciej, nawet w tempie kilkunastu procent rocznie. Stąd dziś średnie tempo zaniku starych złóż wzrosło do 4-5 proc., a część ekspertów przewiduje, że w ciągu kilku lat osiągnie 7 proc., co oznaczałoby coroczną utratę mocy produkcyjnych na poziomie 6 milionów baryłek dziennie. Jak długo w tej sytuacji nowe odwierty zrównoważą spadek wydobycia ze starych?
Wiele ośrodków analitycznych ostrzega, że światowy szczyt wydobycia ropy (moment, w którym utrata mocy wydobywczych stanie się większa od wydobycia z nowych instalacji) nastąpi już za kilka - kilkanaście lat. A to wszystko w momencie, w którym popyt ze strony Chin i innych krajów rozwijających się może zwiększyć światowe zapotrzebowanie na ropę nawet dwukrotnie.
Marcin Popkiewicz
www.ziemianarozdrozu.pl