Europa buntuje się przeciwko zaciskaniu pasa
Decyzja francuskich władz o podniesieniu wieku emerytalnego spowodowała protesty społeczeństwa. Podobne reakcje wywołały plany oszczędnościowe innych europejskich rządów.
Podczas konferencji prasowej zorganizowanej przez Erica Woertha, francuskiego ministra pracy, podano do wiadomości publicznej informację o planowanym wydłużeniu okresu aktywności zawodowej z obecnych 60 do 62 lat. Zmiana ta ma zacząć obowiązywać w 2018 r. Przedstawiciel rządu określił tę modyfikację jako część szeroko zakrojonego projektu reform emerytalnych. Reporterzy zgromadzeni na spotkaniu usłyszeli, że wydłużenie okresu pracy jest nieuniknionym i koniecznym krokiem w celu zbalansowania finansów publicznych. Głównym celem, który rząd chce osiągnąć, jest ograniczenie wydatków emerytalnych oraz zmniejszenie długu publicznego kraju. Obecnie deficyt budżetowy we Francji wynosi 7,5 proc. PKB, znacznie przekraczając limit 3 proc., wyznaczony przez Unię Europejską. Jednak Francuzom sporo jeszcze brakuje do rekordzistów na kontynencie, takich jak Grecja, Portugalia, Hiszpania, Irlandia czy Wielka Brytania. Reforma emerytalna poparta przez prezydenta Francji Nicolasa Sarcozy'ego przyczynia się do coraz większego spadku jego popularności, jakkolwiek zdaje się, że będzie to najważniejszy punkt jego rządów, których koniec przypada na 2012 r.
Zgodnie z obecnymi zasadami zarówno kobiety, jak i mężczyźni przechodzą we Francji na emeryturę w wieku 60 lat. Wiek ten został określony jeszcze za rządów socjalistycznego prezydenta kraju Francoisa Mitterranda, który wkrótce po objęciu funkcji w 1981 r. obniżył wiek emerytalny z 65. do 60. roku życia. Pracownicy sektora publicznego otrzymują na emeryturze 75 proc. wysokości ich ostatniego wynagrodzenia. Razem z podwyższeniem wieku emerytalnego zmianie ulegną wysokości płaconych składek w przypadku osób lepiej zarabiających oraz wydłuży się okres aktywności zawodowej niezbędny do uzyskania emerytury. Rząd zdecydował się nie zmieniać zasad obowiązujących w uprzywilejowanych sytuacjach - Francuzi rozpoczynający pracę jeszcze przed 18. rokiem życia nadal będą mogli przechodzić na emeryturę w wieku 60 lat, również osoby pracujące w wyjątkowo ciężkich zawodach, określonych przepisami, mogą liczyć na możliwość wcześniejszej emerytury.
Analitycy komentują jednak decyzję rządu jako słuszną. Niektórzy podkreślają też, że jeśli Francja rzeczywiście chce wyjść na prostą pod względem finansowym, niezbędne będą dalsze zmiany. Celem francuskich władz jest osiągnięcie określonej przez UE granicy 3 proc. deficytu do 2013 r. Według oficjalnych zapowiedzi, propozycja zmian emerytalnych ma ograniczyć deficyt o 0,5 pkt proc. do 2013 r. oraz o 1,9 pkt proc. do 2020 r.
13 lipca rząd ma przedyskutować kroki, jakie trzeba będzie podjąć, aby projekt mógł zostać wprowadzony w życie, natomiast parlament będzie debatował nad projektem we wrześniu.
Na reakcję społeczeństwa nie trzeba było długo czekać. Demonstracje przeciwko zmianie w przepisach emerytalnych pojawiły się na paryskich ulicach jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem projektu. Kilkadziesiąt tysięcy obywateli Francji wyraziło swoje niezadowolenie z oszczędności, jakie rząd zamierza poczynić ich kosztem. A to dopiero początek - następne miesiące będą świadkami kolejnych akcji protestacyjnych. Także związki zawodowe nie odpuszczą łatwo i będą organizować strajki. Rząd przygotowuje się na zmasowane akcje protestacyjne w okresie letnim. Sugerowane zmiany okazały się również niepowtarzalną okazją dla opozycji, aby potępić obecny rząd i jego decyzje.
- Jest to najbardziej niesprawiedliwa reforma, jaką kiedykolwiek zdarzyło się podjąć prezydentowi. Nicolas Sarkozy zdecydował, że każe zapłacić najbiedniejszym - skomentował proponowaną reformę Francois Hollande z Francuskiej Partii Socjalistycznej.
Minister Woerth oświadczył, że nadszedł czas, aby Francja poszła w ślady innych krajów europejskich, które już wcześniej zdecydowały się na podjęcie kroków zmierzających do ograniczenia zadłużenia. Jeśli zapowiedziane modyfikacje prawne wejdą w życie, rząd musi liczyć się również z negatywnymi aspektami wprowadzania planów oszczędnościowych, co można było zaobserwować w przypadku innych państw podejmujących decyzje o bardziej ekonomicznym gospodarowaniu finansami publicznymi. Grecja, Hiszpania, Portugalia - kraje, które znalazły się ostatnio w finansowych tarapatach i zostały zmuszone do zaostrzenia polityki budżetowej - mogą posłużyć Francji za przykład reakcji obywateli na wprowadzenie środków oszczędnościowych. We wszystkich tych państwach oddźwięk społeczny był gwałtowny. Najbliższy okres wpisze się w historię europejską jako czas masowych protestów. Cięcia budżetowe zatwierdzone przez rząd Jose Luisa Zapatero (15 mld euro w 2 lata) wyciągnęły hiszpańskich pracowników sektora publicznego 8 czerwca na ulice, gdzie dawali głośny wyraz swojemu niezadowoleniu. Zapowiedziany przez władze Niemiec czteroletni projekt oszczędnościowy (80 mld euro ze zmniejszeniem niemieckiej armii o 40 tys. włącznie) to kolejny powód, który doprowadził mieszkańców innej części Starego Kontynentu do wrzenia i w konsekwencji do masowych demonstracji.
Fala tegorocznych cięć wydatków, która przetoczyła się przez Europę, ma ogromny zasięg - rozciąga się od Irlandii do Grecji. Tłumy oburzonych obywateli gromadzą się w największych miastach europejskich, by wyrazić niezadowolenie z decyzji poszczególnych rządów szukających oszczędności. Hasła, które najczęściej można usłyszeć podczas tego typu zebrań, mówią o niesprawiedliwości, która dotyka często najbiedniejszych, chociaż to nie oni są sprawcami kryzysu, który doprowadził do tak trudnej sytuacji w wielu krajach.
Związki zawodowe na całym kontynencie zajmują się teraz negocjacjami z rządami, a w przypadku niepowodzenia - organizacją akcji protestacyjnych. CGIL, narodowe centrum związkowe we Włoszech, wyznaczyło już oficjalnie 25 czerwca na dzień ogólnonarodowego strajku polegającego na zaprzestaniu pracy, który ma zostać poprzedzony wiecami protestacyjnymi, trwającymi przez dwa tygodnie przed wyznaczoną datą. Wszystko przez to, że włoski rząd zapowiedział cięcia budżetowe w wysokości 24,9 mld euro w ciągu najbliższych 2 lat.
Natomiast władze greckiego związku zawodowego z sektora prywatnego, GSEE, ogłosiły czerwiec miesiącem protestów przeciwko zapowiedzianym reformom emerytalnym. W Portugalii, największy związek zawodowy w kraju zorganizował protesty na ulicach Lizbony na początku czerwca. Lider greckiego związku GSEE zasugerował nawet, że wskazane byłoby zorganizowanie wspólnej akcji razem ze związkami z innych europejskich krajów, który to pomysł został podchwycony przez włoski lewicowy związek zawodowy CGIL. Zapowiedzi tego typu przyprawiają przywódców państw o gęsią skórkę. Jednak analitycy uspokajają, że mało prawdopodobne jest, aby taka sytuacja mogła mieć miejsce. Swoje zdanie argumentują faktem ogromnych różnic pomiędzy związkami w poszczególnych krajach. Istotne jest także niezadowolenie północnej części Europy z konieczności wyciągania rozrzutnej Grecji z kłopotów finansowych własnym kosztem. Nawet wewnątrz poszczególnych państw nierzadko zorganizowanie ogólnokrajowego strajku jest trudnym zadaniem, jak w przypadku Włoch, gdzie jakiś czas temu CISL oraz UIL, jedne z głównych konfederacji związkowych w kraju, odmówiły przyłączenia się do czterogodzinnego strajku organizowanego przez CGIL.
Kolejne europejskie państwa decydują się na podjęcie kroków oszczędnościowych, aby uspokoić giełdy rozgorączkowane po oficjalnym ogłoszeniu krytycznej sytuacji w Grecji. Poza Francją, Hiszpanią, Portugalią, Niemcami i samą Grecją, także inne państwa zapowiedziały ostatnio podjęcie działań ograniczających zadłużenie. Wielka Brytania i Holandia to kolejne państwa, które w przypadku zrealizowania swoich zapowiedzi cięć, mogą liczyć na liczne protesty. Wygląda na to, że w ciągu najbliższych miesięcy Europa przekształci się w światowy ośrodek protestacyjny. Pytanie tylko, czy organizowane strajki osiągną swój cel i wpłyną na zmianę decyzji u rządzących? Jest to raczej wątpliwe.
Agnieszka Białczak
Inflacja, bezrobocie, PKB - zobacz dane z Polski i ze świata