FAZ: Gaz jest towarem, a nie politycznym orężem

"Frankfurter Allgemeine Zeitung" uważa, że dla Putina gaz jest tylko wtedy bronią, jeśli Europejczycy się jej boją. UE posiada narzędzia, aby takie sytuacje zażegnać, udowadnia gazeta.

"Frankfurter Allgemeine Zeitung" uważa, że dla Putina gaz jest tylko wtedy bronią, jeśli Europejczycy się jej boją. UE posiada narzędzia, aby takie sytuacje zażegnać, udowadnia gazeta.

Korespondent "Frankfurter Allgemeine Zeitung" w Brukseli stwierdza w czołówce artykułu pt. "Zabawa z kurkiem do gazu", że "UE musi pojąć, że gaz jest towarem, którym powinno się swobodnie handlować na unijnym rynku wewnętrznym" i analizując wszystkie aspekty debaty o zaopatrzeniu energetycznym wskazuje, dlaczego tak powinno być..

Hendrik Kafsack pisze najpierw o tarapatach, w jakich mogłoby się znaleźć wiele krajów unijnych, gdyby Rosja wstrzymała dostawy gazu. A chodzi tu o Kraje Bałtyckie, Bułgarię, Słowację czy Finlandię, które nieomal całkowicie zaspokajają swoje zaopatrzenie na gaz z dostaw z Rosji. Także gospodarka unijna byłaby pośrednio dotknięta przykręceniem kurka z gazem. "I tak kryzys ukraiński zmusza UE do odpowiedzi na główne pytanie, przed którą uchylała się już w 2009: Czy gaz jest towarem jak każdy inny, czy też politycznym orężem?". Polski premier Donald Tusk udzielił swojej odpowiedzi i jest ona reprezentatywna dla większości krajów wschodnioeuropejskich, pisze gazeta "Dla Tuska gaz jest instrumentem nowoczesnego sposobu prowadzenia wojny, który prezydent Rosji Władimir Putin wykorzystuje, aby w równym stopniu wywierać presję na kraje ościenne jak Ukraina i państwa UE od Estonii po Bułgarię i je rozgrywać przeciwko sobie". Autor artykułu tłumaczy, że za tym kryje się też nieprzezwyciężony przed wejściem do NATO i UE "historyczny strach" przed "zmiażdżeniem przez Rosję i Zachód, czy raczej Niemcy".

Reklama

"FAZ" przytacza przykład Polski, gdzie budowę Gazociągu Północnego porównywano z paktem Ribbebtrop-Mołotow z 1939 roku, który przewidywał podział Polski za dostawy ropy naftowej. Dlatego Donald Tusk zabiega o "unię energetyczną", aby UE w imieniu wszystkich państw członkowskich prowadziła z Rosją negocjacje w sprawie ceny gazu. Reakcje na polską inicjatywę były "bardzo pozytywne, chociaż nie jest pewne, że wszyscy rzeczywiście rozumieją pod pojęciem unii energetycznej to samo, co Tusk", czyli odejście od kontraktów negocjowanych z Gazpromem przez prywatne koncerny energetyczne, do ustalanej przez UE na poziomie politycznym jednolitej ceny gazu, tłumaczy gazeta. Poglądy Donalda Tuska podziela Bruksela a nawet kandydat skrzydła konserwatywnego na szefa KE Jean-Claude Juncker, zaznacza autor artykułu.

W tej debacie, pisze Hendrick Kafsack, wydają się naiwne wypowiedzi komisarza ds energii Günthera Oettingera, który w mediach głosi, że "gaz nie jest bronią, tylko towarem". Lecz w opinii Kafsacka chodzi tu o podejmowaną przez niemieckiego europolityka próbę "uprzedmiotowienia tej dyskusji". "Być może brzmi to absurdalnie, ale gaz jest dla Putina tylko wtedy bronią, jeśli Europejczycy się jej boją. A wcale nie muszą". Frankfurcki dziennik wskazuje, że UE posiada już narzędzia do ograniczania wpływów na rynku zarówno Gazpromu jak i Rosji. Istnieje ponadto obustronna zależność między UE i Rosją nawet wtedy, jeśli Moskwa porozumie się w sprawie dostaw gazu z Pekinem. Hendrick Kafsack powołuje się na raport Instytutu Badawczego w Bruegel, który na samym początku kryzysu ukraińskiego wyliczył, że za wstrzymanie dostaw gazu do odbiorców w UE Rosja zapłaciłaby wysoką cenę - trzy procent PKB.

UE umocniłaby swoją pozycję - pisze "FAZ", gdyby w perspektywie średnioterminowej budowała niezależne od Rosji gazociągi. Inną alternatywą byłaby budowa terminali ciekłego gazu ziemnego. To pozwoliłoby na dywersyfikację zaopatrzenia w gaz. Zwiększanie zapasów gazu byłoby też "sygnałem dla Rosji". "FAZ" zauważa, że "właściwy problem polega na rozdrobnieniu europejskiego rynku energetycznego". Tylko dlatego, że "energetyczny rynek wewnętrzny dalej jest iluzją", Rosja może w ogóle z powodzeniem stosować strategię "dziel i rządź". "Gdyby gaz bez przeszkód mógł popłynąć z jednego kraju unijnego do drugiego, Gazprom nie mógłby już przeforsować wobec niektórych krajów UE wyższych cen. Jednolite ceny ustalane na poziomie politycznym byłyby zbyteczne", uważa autor artykułu.

Sęk w tym, że tworzenie rynku wewnętrznego jest kosztowne, a gazociąg do Krajów Bałtyckich, który musiałaby sfinansować UE, się nie opłaca, zauważa gazeta. "Przede wszystkim jednak państwa członkowskie UE musiałyby wreszcie jasno opowiedzieć się za unijnym rynkiem wewnętrznym. Dotychczas polityka energetyczna krajów UE - a to dotyczy głównie Niemiec i Francji - była zdominowana przez narodowe egoizmy. Rynek wewnętrzny tylko przeszkadzał", stwierdza autor artykułu wskazując, że skutki decyzji o rezygnacji z energetyki jądrowej czy budowie Gazociągu Północnego odgrywają w stolicach Niemiec czy Francji podrzędną rolę. "Ostatecznie nie jest błędem UE, że - jak mówi Tusk - nie docenia ona politycznego wymiaru energii. Błędem jest, że prąd i gaz zbyt mało postrzegany jest jako zwykły towar, którym swobodnie można i trzeba handlować na unijnym rynku wewnętrznym", konstatuje "FAZ".

Barbara Cöllen, red. odp.: Elżbieta Stasik, Redakcja Polska Deutsche Welle

Deutsche Welle
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »