Felieton Gwiazdowskiego: Belka w oku podatników
Dwa lata temu pisałem o "podatku Belki", gdy Rzecznik Praw Obywatelskich oraz Polska 2050 postulowały jego likwidację. Teraz pomysł wrócił. Ale jak wiadomo jak „człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi”. Więc jak zwolennicy likwidacji podatku Belki wystrzelili ze swojego pistoletu, to odezwali się inni jego przeciwnicy.
Oni też chcą go zlikwidować. Ale nie, żeby dochody kapitałowe pozostały nieopodatkowane, jak było do roku 2002, tylko żeby zostały włączone do podstawy obliczania podatku dochodowego według skali podatkowej - czyli były opodatkowane progresywnie. Tak samo zresztą jak dochody z najmu - żeby nie były uprzywilejowane w stosunku do dochodów z giełdy, obligacji czy dywidend wypłacanych przez spółki nienotowane.
Niektórzy mają "belkę w oku" i im ona bardzo przeszkadza. Ale jest pewna szansa, że wszystko zostanie po staremu, bo żadna z tych grupa nie może jakoś uzyskać zdecydowanej przewagi nad drugą. I tak byłoby najlepiej, bo "podatek Belki" jest wyjątkowo dobrym podatkiem. Aż dziw, że polskiemu ustawodawcy udało się taki wprowadzić.
To rodzaj zryczałtowanego podatku dochodowego od osób fizycznych od dochodu z zysków kapitałowych. Przedmiotem opodatkowania są w jego przypadku przychody z kapitałów pieniężnych obejmujące m.in. odsetki od lokat i kont oszczędnościowych, odsetki od obligacji, przychody z tytułu zbycia udziałów i akcji w spółkach, przychody z tytułu wypłaconej dywidendy, przychody z tytułu udziału w funduszach inwestycyjnych i z tytułu zbycia instrumentów pochodnych.
Podatek ten pobierany jest u "źródła" - czyli w najlepszy z możliwych sposobów. Do urzędu skarbowego przekazują go płatnicy - banki, spółki, fundusze. Nie da się oszukać. Ci, którzy by na oszustwie mogli skorzystać finansowo (podatnicy) w ogóle nie dotykają tych pieniędzy. Płacą go ci, którzy nie mogą mieć z tego żadnych zysków, a mogą mieć kłopoty z fiskusem a nawet z prokuratorem.
Mało tego - fiskus nawet nie wie, za kogo dokładnie płatnicy ten podatek płacą. Bo działa on trochę jak obowiązujących za Gierka podatek od funduszu wynagrodzeń. Płatnicy informują fiskusa ile wypłacili, obliczają od tego określony w ustawie procent (o który wcześniej pomniejszają wypłatę dla beneficjentów) i robią jeden przelew, bez informowania za kogo dokładnie płacą.
Ale to powoduje, że "wzmożeni aktywiści walczący o sprawiedliwość społeczną" są nieukontentowani, bo dochody kapitałowe nie są objęte, bo być z istoty swej nie mogą, progresywną skalą podatkową. I to boli ich okrutnie. Bo progresja to rzecz święta.
Mamy sojusz wstrętnych kapitalistów i wstrętnych socjalistów którzy nie chcą "podatku Belki", tylko z innych powodów. Ja go - symetrycznie - będę bronił. Jest on bowiem dla takich jak ja zagorzałych przeciwników progresji ważnym przyczółkiem obrony przed nią. Co jest dobre dla kapitalistów żyjących z kapitału powinno być też dobre także dla "robotników" żyjących z pracy.
"Kapitalistom" grającym na giełdzie, którzy nie chcą płacić od swoich przychodów "podatku Belki" przypomnę, że sprzątaczka pracująca w gmachu Giełdy płaci od swojego przychodu (wynagrodzenie) nie tylko podatek dochodowy, ale także składki na ZUS z "przystawkami" (czyli NFZ, Fundusz Pracy i Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych).
Socjalistom nienawidzącym sprzątaczki, którzy nie chcą jej zwolnić z tego podatku i składek, bo wolą opodatkować kapitalistów żeby było sprawiedliwie, gorzej przypomnę, że zdaniem Karola Marsa podatki są narzędziem represjonowania i ciemiężenia ludu i nawoływał do ich niepłacenia. Aczkolwiek najbardziej zagorzali socjaliści pewnie wiedzą, że Marks był też zwolennikiem progresji podatkowej bo ona... osłabia kapitalizm, z którym autor "Kapitału" zaciekle przecież walczył. Nie jest wykluczone, że właśnie tą nauką Marksa kierują się współcześni socjaliści.
Bo - jak pisał Marks w "Kapitale" (Tom I) - "nowoczesny fiskalizm, którego osią są podatki na artykuły pierwszej potrzeby (a więc podrożenia ich) kryje w sobie zarodek automatycznego podnoszenia podatków. Przeciążenie podatkowe staje się nie szczególnym wypadkiem, lecz raczej zasadą. Dlatego w Holandii, gdzie system ten najpierw wprowadzano, wielki patriota De Witt wysławiał go w swoich "Maksymach" jako najlepszy system na to, aby robotnik najemny był uległy, nie wymagający, pracowity i przeciążony pracą."
I dlatego lepiej zostawić "podatek Belki" i raczej zlikwidować "podatek Tuska" (a dokładnie Bieleckiego i Balcerowicza - premiera i wicepremiera rządu, który ten podatek w 1991 roku wprowadzał za radą wspierającego obecnie Putina Jeffrey’a Sachsa, a wbrew radom Miltona Friedmana.
Robert Gwiazdowski
Autor prezentuje własne poglądy i opinie
Śródtytuły pochodzą od redakcji