Felieton Gwiazdowskiego. Dlaczego minister finansów broni podatników przed sądami

Podatek dochodowy jest absurdalny. Jednym z moich ulubionych przykładów służących za dowód potwierdzający tę tezę jest opodatkowanie podatkiem dochodowym przychodu ze sprzedaży mieszkania przed upływem pięciu lat od jego nabycia. Problem bynajmniej nie dotyczy osób prowadzących działalność gospodarczą, tylko wszystkich pozostałych - także tych owdowiałych, osieroconych, chorych, niepełnosprawnych, emerytów czy rencistów. To ich najbardziej dręczy państwo opiekuńcze. Bo COVID-19 to nic, w porównaniu z FISKUS-20.

Ustawa o podatku dochodowym od osób fizycznych w pierwotnym brzmieniu przewidywała, że w przypadku sprzedaży nieruchomości przed upływem pięciu lat od jej nabycia powstaje przychód do opodatkowania zryczałtowanym podatkiem w wysokości 10 proc. ceny sprzedaży. Geneza przepisu była "antyspekulacyjna". W trakcie prac sejmowych wielokrotnie podkreślano, że celem jest uniknięcie spekulacji mieszkaniami w panujących wówczas warunkach "głodu mieszkaniowego" i szalejącej inflacji. 

W 1991 roku było w Polsce niespełna 11 mln mieszkań, a inflacja wyniosła ponad 70 proc. Próby przeciwdziałania spekulacjom na rynku mieszkaniowym wydawały się politycznie, moralnie i ekonomicznie uzasadnione. Aczkolwiek wszyscy obywatele ponosili skutki fiskalne przewidziane w zamyśle dla "spekulantów".

Reklama

Ludzie się rodzą, chorują i umierają, żenią i rozwodzą, zmieniają miejsce pracy i zamieszkania. Każde z tych zdarzeń zmienia sytuację mieszkaniową rodziny. I wtedy często zamieniają mieszkania. Potocznie zamienić możemy "coś" lub "z kimś". Czasami występuje nawet zbieg elementu przedmiotowego z podmiotowym - zamieniamy się "na coś" "z kimś". 

Dochodzi do zamiany mieszkań między tymi samymi stronami i tylko z uwagi na obowiązujące przepisy prawa przybiera ona postać dwóch odrębnych umów sprzedaży, aczkolwiek dużo częściej mamy do czynienia z jakąś formą zamiany "czegoś", która jest realizowana w drodze dwóch umów sprzedaży.

W przypadku zamiany mieszkań podatnik częściej bywa zainteresowany mieszkaniem kogoś innego, niż kogoś zainteresowanego jego mieszkaniem. Dlatego sprzedaje mieszkanie i kupuje inne od kogoś jeszcze innego. Jednak z własnego punktu widzenia dokonuje "zamiany mieszkania". Na mniejsze, większe, na innym piętrze, w innej dzielnicy miasta lub w innej miejscowości. I często zdarza się to przed upływem owych magicznych pięciu lat od nabycia mieszkania.

Ustawodawca, uchwalając ustawę o podatku dochodowym zaraz po upadku komunizmu, był jeszcze na tyle uczciwy wobec obywateli, że wziął tę oczywistość pod uwagę. Skoro - z powodów walki ze spekulacją - zakazał sprzedaży mieszkań przed upływem pięciu lat od ich nabycia pod groźbą zapłaty podatku dochodowego, to pozwolił nie płacić tego podatku, gdy przychód ze sprzedaży jednego mieszkania został przeznaczony na nabycie innego.

Im bardziej jednak umacniała się władza w III Rzeczpospolitej, tym głębiej sięgała do kieszeni Polaków.

Jak ktoś umierał, to mieszkanie dziedziczyły dzieci i współmałżonek. Od 2007 roku dzięki Zycie Gilowskiej nie płaciły od tego podatku spadkowego. Ale gdy chcieli to mieszkanie sprzedać wówczas płacili podatek dochodowy. Jak umierający zostawiali spadkobiercom dolary, złoto, czy dzieła sztuki i oni je sprzedali - czyli de facto zamienili na polskie złote - to podatku dochodowego nie płacili. Z zamianą mieszkania na złote trzeba było czekać pięć lat żeby uniknąć opodatkowania. 

W ubiegłym roku suweren uznał, że to absurd i zmienił przepisy. Problem w tym, że zmieniał niepotrzebnie, bo od samego początku jest w ustawie przepis  mówiący, że jej przepisów "nie stosuje się do przychodów podlegających przepisom o podatku od spadków i darowizn". Ale fiskus - za przyzwoleniem Naczelnego Sądu  Administracyjnego - uznał, że sprzedaż to jest "inna czynność" niż śmierć i opodatkowaniu jak najbardziej podlega. Jak już się sędziowie połapali, że śmierć trochę głupio nazwać "czynnością", zmienili linię orzeczniczą i zaczęli pisać o innym "zdarzeniu". 

Ale wreszcie opodatkowali nieletnią dziewczynkę, której tata umarł i musiały z mamą sprzedać mieszkanie, żeby spłacić kredyt. Jej mama musiała na to dostać zgodę sądu rodzinnego. I sąd się zgodził. Ale fiskus mamę z córką opodatkował podatkiem 19 proc. od wartości sprzedaży, nie biorąc pod uwagę wysokości kredytu! 

Żeby było zabawniej NSA te decyzje "klepnął". Sąd bowiem - zgodnie z konstytucją - "wymierza sprawiedliwość". Więc wymierzał. Nie bez przyczyny Rzeczpospolita urzeczywistnia zasady "sprawiedliwości społecznej". Nieletnia niech się pilnie uczy, żeby mieć dobrą pracę, by mogła w przyszłości spłacić swój dług wobec "opiekuńczego państwa". Razem z karnymi odsetkami oczywiście. Żeby rząd miał na zasiłki dla tych, którzy się tak pilnie nie będą uczyli.

Po tym zdarzeniu minister finansów zdecydował się przygotować nowelizację przepisów by wdowom i sierotom ulżyć. Wziął podatników w obronę przed sądami! Takie rzeczy tylko w Polsce! Nie bez powodu wieszcz pisał, że jesteśmy "pawiem narodów".

Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT 2019

Nie myślcie sobie jednak, że po zmianie przepisów skończyły się problemy. O nich będzie za tydzień.

Robert Gwiazdowski

Felietony Interia.pl Biznes
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »