Felieton Gwiazdowskiego: Hazard wiatrakowy
Pamiętacie Państwo aferę hazardową? Pewnie że nie! Po tylko aferach PiS kto by pamiętał aferkę z początku pierwszego rządu PO. To teraz będzie większa. Wiatrakowa.
27 listopada Andrzej Domański mówił o tym, że "demokraci" (bo to taka nazwa zaczęła teraz "chodzić" po "demokratycznych mediach" w zamian "demokratycznej opozycji") zajmą się projektem ustawy wiatrakowej. No i się zajęli już dzień później. 28 listopada złożony został w Sejmie poselski projekt ustawy o zmianie ustaw w celu wsparcia odbiorców energii elektrycznej, paliw gazowych i ciepła oraz niektórych innych ustaw. To zmiana tych "innych ustaw" jest nadzwyczaj ciekawa. A dokładnie to właśnie ustawy "wiatrakowej".
Na szczęście dom mam w takim miejscu, że mi wiatraka 300 metrów za płotem "demokraci" nie postawią. I nawet mnie nie wywłaszczą, aczkolwiek innych będą próbowali. Jako liberał empatyzuję z innymi - zgodnie z ty co pisał Adam Smith w "Teorii uczuć moralnych" - więc się tym projektem zajmę, bo czytam w internecie, że PiS już sabotuje "rozwój odnawialnych źródeł energii w Polsce, by energia była zielona i tańsza" i nazywa to aferą.
To że PiS jest przeciw czemuś albo za, będzie przez najbliższe lata świetnym argumentem, żeby "demokraci" mogli być odpowiednio "za" albo przeciw.
Uchwalona przez PiS w 2016 roku ustawa "wiatrakowa" ze słynną regułą "10H" była głupia i szkodliwa. To nie ulega kwestii. Dla przypomnienia: ustaliła ona minimalną odległość turbin wiatrowych od budynków mieszkalnych jako dziesięciokrotności wysokości wiatraka mierzonej od poziomu gruntu do jego najwyższego punktu przy maksymalnym wzniesieniu łopaty wirnika. Terenów żeby takie elektrownie wiatrowe w Polsce stawiać to nie było. Ale PiS wówczas kupował głosy górników przez następnymi wyborami, nie chciał wprowadzić de iure zakazu stawiania wiatraków, więc wymyślił warunek, który uniemożliwiał de facto stawianie wiatraków..
Na początku 2023 roku Ziobro kazał swoim posłom zablokować zmianę tych przepisów. Odległość wiatraka od zabudowań miała wynosić 500 m. Stanęło na 700 m. Teraz ma być 300 m (tyle przynajmniej jest w projekcie ustawy, choć w uzasadnieniu do projektu zostało 500 m - tak się "demokraci" spieszą ze zmianami).
Chcą też przy okazji zmienić ustawę o gospodarce nieruchomościami. A konkretnie jej art. 6, który w powiązaniu z art. 112 umożliwi wywłaszczanie ludzi "na cele publiczne". Ładnie się nazywa, ale "celem publicznym" ma być budowa prywatnego wiatraka, którego eksploatacja generowała będzie prywatne zyski, za które wywłaszczeni ludzie będą w dodatku płacić w cenie droższego prądu z wiatraków, który jest "tańszy" tylko dlatego, że za prawo produkcji tańszego prądu z węgla (emisji CO2) trzeba płacić producentom droższego prądu z wiatraków.
Rozumiem, że chcemy ograniczać emisję gazów cieplarnianych, dbać o klimat, zwalczać zanieczyszczenie powietrza. Ale zmiana przepisów na "rympał" i to jeszcze taki, to jednak przegięcie.
Ciekawostka, że wielu zwolenników wiatraków to przeciwnicy energetyki atomowej. Ciekawe jak planują zbilansować zapotrzebowanie na energię jak wiatr nie wieje, albo wieje zbyt mocny?
Co ciekawe, tradycyjnej rewolucyjnej czujności nie wykazali początkowo obrońcy przyrody, którzy protestują przeciwko budowie czegokolwiek pod byle pozorem. A tu się okazuje, że turbinki będzie można stawiać nie tylko 300 m od zabudowań, w których mieszkają ludzie (wiadomo: ludzie szkodzą przyrodzie i mogłoby ich nie być), ale także od parku narodowego lub rezerwatu przyrody!
Rewolucyjną czujność wykazali natomiast zwolennicy PiS. Pojawiła się już teoria, że to "Niemcy załatwili sobie ustawę u Tuska". Bo turbiny do wiatraków produkuje Siemens, który ostatnio wpadł w kłopoty z powodu... stawianych przez siebie turbin wiatrowych, w których używał wadliwych komponentów. I teraz Polki i Polacy będę musieli im zrekompensować straty.
"Demokraci" chcą zastosować wobec Dudy stary trik, który w 2013 roku zastosowali wobec Komorowskiego. Ówczesny prezydent obiecał przedsiębiorcom, że nie podpisze ustawy o zbiorowej odpowiedzialności podatników. Więc doradcy "demokratów" z pewnej "renomowanej, międzynarodowo rozpoznawalnej" firmy consultingowej doradzili, żeby wrzucić przepisy o tej zbiorowej odpowiedzialności do ustawy o "odwróconym VAT", która miała utrudnić miliardowe wyłudzania tego podatku. I Komorowski ją podpisał. Teraz przepisy o wyrzucaniu z domów ludzi pod budowę prywatnych wiatraków wrzucono do ustawy dotyczącej wyhamowania wzrostu cen energii elektrycznej. Licząc że Duda "pęknie" tak, jak Komorowski.
To mam pomysł dla Dudy, ten sam, co dla Komorowskiego 10 lat wcześniej. Weto pierwszego dnia po przedłożeniu mu ustawy i obietnica, że pierwszego dnia podpisze ustawę dotyczącą cen jak tylko zostanie przegłosowana samodzielnie - bez zmian pozostałych ustaw. Bo przecież nie może brać udziału w ewidentny łamaniu Konstytucji i legitymizowaniu "złodziejstwa PO na zlecenie Niemców". Prawda, że to by było ładne? Taki trochę hazard.
Robert Gwiazdowski, adwokat, prof. Uczelni Łazarskiego
Autor felietonu prezentuje własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.