Felieton Gwiazdowskiego. I stanie się równość
Moi ulubieni bojownicy o sprawiedliwość społeczną z międzynarodowej organizacji humanitarnej Oxfam jak co roku przygotowali raport o nierównościach i ogłosili światu, że dziesięciu najbogatszych mężczyzn podwoiło swoje fortuny podczas pandemii. Na dodatek to mężczyźni. O dziwo nie podkreślili wprost, że biali. I chyba w dodatku "heteroseksualni" - aczkolwiek tego pewien to już nie jestem.
Te ich fortuny zwiększyły się ponaddwukrotnie - do 1,5 bln (biliona) dolarów. O 1,3 mld dolarów dziennie (15 tys. dolarów na sekundę). Mają oni teraz sześć razy więcej niż najbiedniejsze 3,1 miliarda ludzi na świecie.
Pewnym novum jest pisanie o "fortunach" ("fortunes") - bo w latach poprzednich pisali o "dochodach". Ale widocznie się już zorientowali, że bredzili (co zaraz wyjaśnię).
W każdym razie te nierówności są "przemocą ekonomiczną" i przyczyniają się do śmierci każdego dnia 21 tys. innych ludzi, którzy wskutek swojej biedy (lub biedy państw, w których żyją) pozbawieni są dostępu do opieki zdrowotnej. Proszę zauważyć, z jaką precyzją to określono - nie 20, nie 22, tylko dokładnie 21 tys. A nawet jeszcze dokładniej: "jedna osoba co cztery sekundy".
Co to są za fortuny? Otóż o tyle wzrosły giełdowe wyceny wartości pakietów akcji, które oni mają. Bo banki centralne na całym świcie od lat dokonują "luzowania ilościowego" i "emitują" "legalne środki płatnicze" jak oszalałe. A z kolei banki komercyjne "kreują" pieniądze kredytowe. Wiele słów ujętych jest w cudzysłów, bo to określenia fachowe (jak luzowanie) albo nawet naukowe (jak emitowanie) dotyczące tego samego - "drukowania" (to z kolei określenie potoczne) pieniędzy.
W pandemii było to zrozumiałe. W takich momentach państwo ze swoimi instytucjami się przydaje. Jak na wojnie. A mamy taką quasi-wojnę. Problem polega na tym, że robiły to już od lat - jak pandemii jeszcze nie było. Naczynko, jakim jest gospodarka, było już więc tymi pieniędzmi zalane "po korek". Zaczęło się więc to "paliwo" (tak określane bywają przez niektórych pieniądze) rozlewać, co się skończyło inflacją. Ale wcześniej, jak to mówią analitycy giełdowi, "wykresy powędrowały na północ". Wzrosły jak szalone ceny akcji spółek, w których pakiety kontrolne mają ci najbogatsi.
Aktywiści z Oxfam proponują, żeby ich opodatkować. Pójdźmy po całości. Odbierzmy im te 800 mld dolarów, o które zwiększyli oni swoje fortuny. Żeby tyle zapłacić, musieliby sprzedać ponad połowę akcji swoich spółek. Jakby je wystawili na sprzedaż, nikt by za nie tyle nie zapłacił.
Po pierwsze dlatego, że zwiększyłaby się podaż, a jak podaż rośnie, a popyt nie, to cena spada. Po drugie dlatego, że pojawiłby się na rynku niepokój o przyszłość tych spółek, jak oni przestaliby je kontrolować. Dla niektórych aktywistów to może nie być problem. Otóż popyt na akcje można łatwo zwiększyć, żeby ich cena nie spadła. Może je kupić rząd. Przecież rząd może "wyemitować" dowolną ilość pieniędzy - jak podpowiadają zwolennicy MMT (Modern Monetary Theory, albo, prześmiewczo, More Money Today). Ale przecież zamiast emitować pieniądze na kupno akcji od dziesięciu najbogatszych białych mężczyzn na świecie, żeby oni zapłacili podatek, który przeznaczymy na pomoc dla najbiedniejszych, można "emitować" pieniądze bezpośrednio dla najbiedniejszych.
Jak byśmy rozdali te 800 mld dolarów tym 3,1 mld ludziom, od których razem tych dziesięciu najbogatszych ma więcej, to na każdego przypadłoby... 258 dolarów. Każdy przez rok raz w tygodniu mógłby sobie kupić... WieśMaka.
A co w kolejnym roku? Przypomnijmy, że tych dziesięciu najbogatszych już nie ma połowy swoich akcji.
Aktywiści tych pieniędzy nie rozdadzą więc na WieśMaki. Tylko zainwestują. Bo jak wiadomo 800 mld dol. wydawane przez ludzi to tylko 800 mld dol. A jak państwo zabierze je ludziom i wyda samo, to wtedy stosuje się jakiś tajemniczy "mnożnik" - bo państwo jest bardziej efektywne niż ludzie. Ten mnożnik możemy przyjąć w zasadzie dowolny.
Aktywiści z Oxfam proponują, żeby przeznaczyć uzyskane środki na szczepionki. Czyli to, co zabiorą Muskowi, Bezosowi, Pageowi, Brinowi, Zuckerbergowi, Gatesowi, Ballmerowi, Ellisonowi, Buffetowi i Arnaultowi, dadzą Pfizerowi? No nie! Pewnie odbiorą Pfizerowi patent i sami zbudują fabrykę szczepionek. Ale kogo zatrudnią w tej fabryce w dziale Badania i Rozwój?
Sami za bardzo się nie nadają (aczkolwiek może o tym nie wiedzą, bo skoro ludzie są równi, to każdy zna fizykę i chemię na takim poziomie, że nie będzie miał problemu). Zwłaszcza, że nie mogą fachowcom zapłacić tyle, ile płaci Pfizer, bo w ich fabryce dyrektor nie może przecież zarabiać więcej niż, na przykład, siedmiokrotność tego co najmniej zarabiający pracownicy. W takiej fabryce mogłoby nie być problemu, co najwyżej, z kadrą sprzątającą. Pewnym rozwiązaniem może być zobowiązanie Pfizera, żeby wprowadził taką samą siatkę płac, albo może jeszcze lepiej, jego znacjonalizowanie.
No i jeszcze jest taka trudność, że nie wiadomo, czy wśród kobiet i różnych grup etnicznych i seksualnych jest wystarczająco dużo tych, którzy się na produkcji szczepionek znają. Ale zawsze przy zatrudnieniu można im przyznać jakieś dodatkowe punkty za pochodzenie i orientację, zwłaszcza "młodym strajkującym na rzecz klimatu, aktywistom Black Lives Matter, feministkom NiUnaMenos, indyjskim rolnikom i innym, którzy domagają się sprawiedliwości i równości", o których wspomniała przy okazji prezentacji raportu dyrektorka wykonawcza Oxfam International - Gabriela Bucher.
I stanie się równość.
Robert Gwiazdowski
Autor felietonu wyraża własne opinie.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze