Felieton Gwiazdowskiego: Małpka w saszetce
Rząd odnotował kolejny sukces. Tym razem zlikwidował wódkę w saszetkach. Przy okazji okazało się, że wyborcy PO-PiS nie potrafią w sklepie odróżnić musu owocowego w saszetce stojącego na półce ze słodyczami lub napojami, od alkoholu w saszetce stojącego na półkach z alkoholami. No ale najważniejsze, żeby odróżniali PiS od PO. Aczkolwiek uważniejsi obserwatorzy sceny politycznej mają z tym coraz większy problem. Jest zresztą takie powiedzenie, że jak ktoś nie klnie i nie pije to znaczy, że nieuważnie śledzi życie polityczne w naszym kraju. I jest to bardzo trafne powiedzenie.
Przy okazji okazało się też, że wyborcy PO-PiS są głupsi niż wyborcy w Wielkiej Brytanii, w której te wyroby są sprzedawane od dawna. Osobiście nie rozumiem, jak można pić wódkę z torebki, ale de gustibus...
Dla usprawiedliwienia: saszetki ważą mniej, są bardziej pakowne - więcej ich można zmieścić na palecie, w związku z czym mniej kosztuje transport, i w ogóle są tańsze od buteleczek. No i nie ma problemu z "kaucjami". Są po prostu odpowiedzią na wyzwania rynkowe i regulacyjne.
Mogliśmy prawie na żywo obserwować jak "Czesław" (Siekierski - Minister Rolnictwa z Trzeciej Drogi, który ma szanse stać się teraz memem zamiast "Janusza") na polecenie Premiera "pojechał do resortu i zajął się problemem". Minister Zdrowia wywaliła zaś z roboty (to znaczy oficjalnie "przyjęła rezygnację) kozła (ofiarnego) - czyli urzędnika, który od 30 lat zajmował się problemem alkoholizmu.
"Czesław" miał łatwego przeciwnika. Spółka OLV, która próbowała wprowadzić na rynek nowy produkt (to znaczy stary produkt w nowym opakowaniu) - dodajmy, że całkowicie legalny - potulnie podwinęła ogon i wycofała go ze sprzedaży. Ciekawe czy pozwie rząd - czyli podatników - o odszkodowanie, które jej się należy jak "psu micha"? Mała spółka, zupełnie z innego rynku, dostała rykoszetem.
Przy okazji przypomnę, że zgodnie z teorią mężów uczonych w piśmie to popyt generuje podaż. Czyli producent saszetek z alkoholem nie zrobił nic złego - podążył za popytem, generowanym przez naród, który - przypomnę - sprawuje w Rzeczpospolitej władzę zwierzchnią (jak stanowi art. 4 Konstytucji).
A tymczasem codziennie w Polsce sprzedaje się 16 mln butelek piwa. W godzinach porannych (od 5.00 do 12.00) ponad 2,5 mln butelek, w tym ponad 400 tys. butelek piwa "mocnego". Mniej więcej tyle samo co "małpek". Małpki są co prawda mocniejsze, ale mają pojemność do 300 mln, a piwo ma pojemność 500 mln. Osobiście wolałbym pić rano piwo z butelki niż wódkę z torebki, ale znowu powtórzę: "de gustibus..."
Są tu dwa zagadnienia. Po pierwsze chodzi o samo picie alkoholu. Niektórzy chcieliby go całkowicie zakazać, a przynajmniej mocno ograniczyć. Coś za coś. Abstynencja poprawia komfort zdrowotny życia. Picie zwiększa przyjemność z życia, o czym abstynenci, albo alkoholicy, którzy zostali abstynentami, bo nie potrafili zachować w piciu umiaru, nie mają pojęcia. Bo niby skąd, skoro albo w ogóle nie piją albo pili za dużo?
Po drugie chodzi o zakres swobody gospodarczej, którą w każdej chwili może ograniczyć rząd dla politycznej potrzeby. Wbrew przepisom Konstytucji. "Czesław" na wyraźne polecenie Donalda konstytucję naruszył. Najpierw trzeba przyjąć stosowne przepisy prawne, a dopiero potem je egzekwować na drodze administracyjnej.
I na koniec ciekawostka. Rano najwięcej alkoholu - mocnego piwa i małpek - sprzedaje się w... "większych miastach", gdzie mieszkają "młodsi, lepiej wykształceni"... Pal sześć, na kogo oni głosują. Dla mnie ważniejsze, gdzie oni pracują. Skoro są z tych większych miast" to pracują w tych większych korporacjach, w których praca jest ponoć "bardziej wydajna i efektywna", niż w jednoosobowych firmach, które dominują w miastach "mniejszych", i które, zdaniem różnych aktywistów należy zwalczać.
Tymczasem przysłowiowa krawcowa z Siemiatycz, przykład której podawałem w mojej krucjacie wymierzonej w "aktywistów" walczących z "prywaciarzami", nie może się rano "nawalić", bo musi równo podwinąć sąsiadowi spodnie. Zaczynam więc tych aktywistów rozumieć - promując pracę w korporacjach muszą jednocześnie zwalczać picie alkoholu, bo wiedzą, że to w korporacjach pije się go więcej. To stres. A krawcowa stresów nie ma - nie uczestniczy w żadnym "wyścigu szczurów".
Nie piją nie tylko ci, którzy nieuważnie śledzą życie polityczne w kraju, ale i ci, którzy pracują na umowach B2B. Może więc w ramach walki z alkoholem zacząć walczyć z korporacjami zamiast je promować?
Robert Gwiazdowski
Autor prezentuje własne poglądy i opinie.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.