Felieton Gwiazdowskiego: Neopraworządność
Przywracanie praworządności wkracza w kolejny etap. Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało kolejny projekt ustawy, która ma praworządność przywrócić. Będzie taka neopraworządność. Sędziowie, którzy po zwycięstwie PiS i zmianie prawa uchwalonego przez demokratycznie wybrany Sejm dopuścili się "określonych zachowań, wskazujących na szczególne zaangażowanie w proces niekonstytucyjnych zmian", będą mieć dyscyplinarki. Z automatu. Mogą wyrazić czynny żal. Jego wyrazem będzie podpisanie lojalki przyznającej, że procedury, w których wzięli udział, były obarczone wadą ustrojową, a oni popierają kierunek zmian prowadzonych przez nowy rząd.
Podpisanie takich oświadczeń uczyni ich "niezależnymi i niezawisłymi". Też z automatu. I już nie będzie można podważyć rozwodu, jaki ewentualnie orzekną. Mają to być osoby, które zostały członkami Krajowej Rady Sądownictwa ukształtowanej w 2018 roku, której upolitycznienie zostało potwierdzone w licznych wyrokach niezależnych i niezawisłych sędziów wspierających ówczesną demokratyczną opozycję w walce z PiS, uczestniczyły w konkursach na sędziego Sądu Najwyższego, awansowały przed upolitycznioną KRS i korzystały z delegacji do Ministerstwa Sprawiedliwości lub pełniły funkcje na skutek powołań ministra sprawiedliwości.
To przypomnę złośliwie, jak to się zaczęło. Wyborczą porażkę Platformy jej zwolennicy działający w wymiarze sprawiedliwości uznali w duchu za niekonstytucyjną. Dlatego niezależna i niezawisła jeszcze KRS złożyła sprzeciw wobec powierzenia obowiązków sędziego 265 asesorom, którzy złożyli ślubowanie we wrześniu 2017 roku.
Zdecydowaną większość z nich stanowiły osoby, które ukończyły aplikację w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury - utworzonej za rządów PO. Byli oni absolwentami studiów prawniczych, którzy po pokonaniu konkurentów na egzaminach wstępnych rozpoczęli najpierw roczną aplikację ogólną.
Aplikanci, którzy uzyskali najlepsze wyniki, mogli kontynuować szkolenie przez kolejne 2,5 roku aplikacji sędziowskiej. W jej trakcie praktykowali w różnych wydziałach sądów pod nadzorem sędziów (niezależnych i niezawisłych) oceniających ich pracę i przydatność do zawodu. Co miesiąc spędzali tydzień na szkoleniu oraz zdawali egzaminy praktyczne, oceniane przez komisję egzaminacyjną w składzie trzech sędziów (niezależnych i niezawisłych). Tylko pozytywny wynik ze wszystkich - łącznie kilkudziesięciu - egzaminów i praktyk pozwalał na przystąpienie do egzaminu sędziowskiego, który składał się z dwudniowej części pisemnej oraz całodniowej części ustnej.
Ci, którzy składali ślubowanie we wrześniu 2017 roku, przechodzili cały ten proces za czasach rządów PO. Na liście znaleźli się wszyscy aplikanci, którzy uzyskali pozytywny wynik egzaminu i nie podjęli decyzji o rezygnacji z asesury. Oprócz nich znaleźli się na niej referendarze sądowi oraz asystenci sędziów, którzy po kilku latach wykonywania zawodu w czasach rządów PO zdali egzamin sędziowski na takich samych zasadach, jak absolwenci KSSiP. Pojawiły się jednak zarzuty, że - UWAGA! - asesorów sądowych mianuje Minister Sprawiedliwości (Ziobro) i asesor składa ślubowanie wobec Ministra Sprawiedliwości (Ziobro). Uznanie Ziobry za niezgodnego z Konstytucją było trudne (dziś już by nie było) więc niezależna i niezawisła KRS podniosła jeszcze, że - UWAGA! - asesorzy nie przedstawili zaświadczeń o stanie zdrowia.
Zgoda, sędzia to nie jakiś tam poseł czy minister i powinien zdrowy być - zwłaszcza psychicznie. Kwestię tę uregulowała ustawa z dnia 11 maja 2017 r. o zmianie ustawy o Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury, ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych oraz niektórych innych ustaw). Zgodnie z art. 15 ust. 5 zaświadczenia mieli złożyć jedynie asystenci i referendarze, którzy zdali egzamin sędziowski, a nie ukończyli aplikacji sędziowskiej. Z tego powodu jedynie nieliczni asesorzy przedstawili zaświadczenia o stanie zdrowia.
Osoby, które ukończyły aplikację sędziowską - czyli przeważająca większość - nie miały obowiązku uzyskania zaświadczenia, ponieważ już nimi dysponowały. Bo przecież zaświadczenia o zdolności sprawowania urzędu sędziego (nie zaś zdolności do odbywania aplikacji) składane przez aplikantów sędziowskich w trakcie aplikacji powinny być chyba wystarczające. Niedołączenie zatem przez absolwentów aktualnych zaświadczeń nie było zatem wynikiem zaniedbania, lecz analizy przepisów, zwłaszcza że złożone w trakcie aplikacji zaświadczenia zostały wydane jako bezterminowe (dopiero w 2014 r. wprowadzono przepis stanowiący, że zaświadczenia wydawane od momentu jego wejścia w życie są ważne jedynie przez okres 12 miesięcy).
KRS dokonała jednak odmiennej interpretacji art. 15 ust. 5 i stwierdziła brak dokumentów umożliwiających rozpatrzenie sprawy. Nawet jeśli przyjmijmy taką wykładnię, to czy Przewodniczący KRS nie powinien aby wezwać kandydata do uzupełnienia braku w wyznaczonym terminie? Tymczasem żaden z asesorów nie został wezwany do uzupełnienia braku. Osoby, których bezpośrednio dotyczyło postępowanie, zostały więc pozbawione możliwości przedłożenia dokumentów, które w ocenie KRS były niezbędne do dalszego procedowania.
Stając na polu walki politycznej "starzy" sędziowie, stanowiący większość członków KRS, poświęcili młodych ludzi wstępujących do zawodu w imię realizacji swoich (albo i nie swoich) celów politycznych, korzystając z błahych pretekstów. Nieładnie.
Co ciekawe, jeden z warszawskich sędziów oceniając wówczas - oczywiście anonimowo - w broniącej praworządności gazecie stwierdził, że "wielu kolegów odrzuca prezesowskie nominacje oferowane przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Zgadzają się tylko miernoty".
I wówczas "miękiszony" od Ziobry zamiast uchwalić ustawę nakazującą sędziom podpisywać lojalki, że popierają "kierunek zmian" wprowadzonych przez nowy rząd, powołali rzeczywiście jakieś miernoty na rzeczników dyscyplinarnych.
Robert Gwiazdowski
Autor prezentuje własne poglądy i opinie.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.