Felieton Gwiazdowskiego: O dawno zmarłych ekonomistach

W nawiązaniu do zeszłotygodniowego felietonu o cenach nie sposób nie wspomnieć o szkole austriackiej. Gdy wspominam coś o pracach Mengera, Bohm-Bawerka, Misesa, czy Hayeka słyszę, że to książki sprzed stu lat. A piszą to zwolennicy teorii Keynesa, który też pisał sto lat temu. Okazuje się więc, że można być "niewolnikiem dawno zmarłych ekonomistów" - z czego naśmiewał się Keynes. Pod warunkiem, że jest się w niewoli keynesizmu.

Co ciekawe, Word domyślnie podkreśla nazwiska Bawerka czy Misesa jako błędne. A Keynesa nie podkreśla. Więc dziś spróbuję podpiłować nieco kajdany niewoli i zachęcić do czytania tych gumkowanych przez Microsoft Austriakach. A we wtorek w podcaście będzie jeszcze więcej.

Zacznę jednak od kamyczka do ogródka współczesnych, ortodoksyjnych przedstawicieli szkoły austriackiej, dla których ekonomia zaczyna się od Mengera. A moja teza jest taka, że, podobnie jak w fizyce, mogłaby nie powstać do dziś Ogólna Teoria Względności, gdyby nie teoria Newtona, sprzeczna przecież z teorią Einsteina. I zgodnie z zasadą korespondencji pozwolę sobie na tezę, że nie wiadomo, czy Menger i inni napisali by to, co napisali, gdyby nie przeczytali Smitha. Korespondencyjność w nauce to postulat jej rozwoju w relacji do wcześniejszych jej ustaleń - aby nowa teoria korespondowała ze starą.

Reklama

Więc jako liberalny symetrysta (także ekonomiczny) pozwolę sobie na parę cytatów, z Austriaków z którymi się zgadzam - żeby ciągle nie pisać o Smith-sie. Zwłaszcza, że Austriacy poza ekonomią pisali sporo o psychologii, choć nie pisali, że piszą o psychologii i o bardzo mi bliskiej filozofii nauki.

"Interwencjonizm nie jest systemem ekonomicznym, to znaczy nie jest metodą umożliwiającą ludziom osiąganie celów gospodarczych" - pisał Mises. "Jest on zaledwie zbiorem procedur utrudniających funkcjonowanie gospodarki rynkowej, a w rezultacie niszczących ją. Przeszkadza produkcji i ogranicza możliwości zaspokajania potrzeb. Nie czyni ludzi bogatszymi, lecz biedniejszymi".

Oczywiście, działania państwa mogą poprawić na jakiś czas sytuację wybranej grupy społecznej, jednak zawsze dzieje się to kosztem innych grup. Wbrew twierdzeniom zwolenników interwencjonizmu, to nie partykularne interesy różnych grup społecznych wymagają gospodarki wolnorynkowej, ale dobro ogółu. To nieprawda, że zwolennicy gospodarki wolnorynkowej są obrońcami egoistycznych interesów. To niektórzy przedsiębiorcy nie dający sobie rady w warunkach rynkowych, domagają się interwencjonizmu w obronie przed bardziej wydajnymi i aktywnymi konkurentami.

Jak państwo wpływa na ceny?

Gdyby działania państwa nie kończyły się korektą cen rynkowych, nie miałyby najmniejszego sensu. Są one podejmowane po to właśnie, aby skorygować działanie prawa popytu i podaży i poprawić pozycję tych, którym działanie tego prawa nie przynosi satysfakcjonujących rezultatów. Zostają oni przez państwo uprzywilejowani. A przecież różne przywileje mają wartość tylko wtedy, gdy przynoszą korzyść jakiejś mniejszości, a tracą ją, gdy stają się ogólnodostępne. 

Działania interwencjonistyczne są korzystne dla wąskich grup beneficjantów. Dlatego państwo musi podejmować dużo takich działań - za każdym razem w interesie innej grupy. Każda z nich coś zyskuje w wyniku jakiegoś działania, lecz traci w wyniku innych działań, które uprzywilejowują inne grupy.

Mises rozpatrywał poczynania interwencjonistyczne rządów nie tylko z punktu widzenia ich skutków ekonomicznych, ale także politycznych. 

"Według idei tkwiącej u podstaw władzy reprezentacyjnej, członkowie parlamentu mają reprezentować cały naród, a nie poszczególne regiony, czy partykularne interesy grup wyborców". [Jednak] "parlamenty krajów interwencjonistycznych całkowicie odbiegają od tego ideału (...) Każda zaproponowana ustawa i każdy przedsięwzięty krok wykonawczy osądzane są przez polityków jedną miarą: co to daje moim wyborcom i grupom nacisku, od których zależę?" [W ten sposób] "interwencjonizm przeistoczył rząd parlamentarny w rząd lobbystyczny".

Bezsensowne jest także podejmowanie działań interwencjonistycznych w imię utrzymania stałego poziomu zatrudnienia dla podtrzymania niezbędnego poziomu popytu. Wydatki rządowe mogą, co najwyżej, stworzyć "inne", a nie "dodatkowe" miejsca pracy. Aby "stworzyć" jakieś miejsca pracy, rząd musi opodatkować obywateli lub zaciągnąć pożyczkę publiczną. Tym samym "z jednej strony znosi tyle miejsc pracy, ile tworzy z drugiej". 

"Interwencjoniści nie podchodzą do studiów nad sprawami ekonomicznymi z naukową bezstronnością. Większość z nich kieruje się zawistnym oburzeniem na tych, których dochody są większe niż ich własne. Ta stronniczość uniemożliwia im dostrzeżenie spraw takimi, jakimi one naprawdę są. (...) W oczach interwencjonistów już samo istnienie zysków jest godne potępienia. Mówią o zysku, ale nie zajmują się wcale jego niezbędnym przeciwieństwem, czyli stratą. Nie potrafią zrozumieć, że zyski i straty to instrumenty, dzięki którym konsumenci trzymają mocno w ryzach wszystkie działania przedsiębiorców".

Argumenty przeciwko interwencjonizmowi

To właśnie mechanizm zysku i strat ponoszonych przez przedsiębiorców czyni konsumentów, których rynek nie może zmusić do wybierania dóbr i usług dostarczanych przez określonego przedsiębiorcę, najwyższym arbitrem w stosunku do tych przedsiębiorców. Jednocześnie ten sam mechanizm "odbiera materialne czynniki produkcji z rąk niewydajnych i oddaje je w ręce bardziej wydajnych".

Mises preferował pracę intelektualisty i nie zajmował się politycznym propagowaniem swych idei. Dlatego większy rozgłos zdobyła opublikowana w roku 1944 książka Friedricha Hayeka - "The Road to Serfdom".

Argumenty Hayeka przeciwko interwencjonizmowi opierają się na przesłankach metodologicznych i filozoficznych. Po pierwsze, racjonalne planowanie w gospodarce jest w ogóle niemożliwe z uwagi na charakter ludzkiego poznania i wiedzy, która nigdy nie jest dana jednemu człowiekowi, czy nawet grupie osób, w jakiejś skoncentrowanej postaci, lecz jest wypadkową wiedzy indywidualnej setek tysięcy podmiotów obecnych na rynku. Nie jest to teoretyczna wiedza eksperta, lecz suma praktycznej wiedzy przedsiębiorców. 

Co więcej, rozstrzyganie kwestii ekonomicznych, w odróżnieniu od kwestii technicznych, polega nie tylko na odpowiednim wyborze środków, ale także celów. Cele te są wybierane w zależności od indywidualnych potrzeb i możliwości ich zaspokojenia przez poszczególnych ludzi, których nikt z zewnątrz nie może za nich określić. Informacje, na podstawie których jednostki podejmują decyzje, przekazywane są im przez rynek za pośrednictwem cen. Zaburzenie mechanizmu kształtowania się cen na skutek interwencjonistycznej polityki rządu, deformuje dane, na podstawie których podejmowane są decyzje gospodarcze.

Po drugie, działania interwencjonistyczne państwa zagrażają, w dłuższej perspektywie, ludzkiej wolności. Każdy interwencjonizm, chociażby powzięty był początkowo w minimalnym zakresie, prowadzi siłą rzeczy do kolektywizmu. Nie ma bowiem drogi pośredniej pomiędzy systemem wolnej konkurencji, a całkowitą kolektywizacją życia. 

Raz podjęte działania interwencjonistyczne stwarzają sytuację, w której po pewnym czasie zmuszeni jesteśmy regulować więcej zjawisk niż początkowo zamierzaliśmy. Nie możemy wówczas ograniczyć tych działań tylko do wybranych sfer naszego życia, jak tego byśmy pragnęli, lecz musimy regulować je wszystkie. Prędzej lub później kończy się to całkowitym zniewoleniem każdego z nas. 

"Różne rodzaje kolektywizmu - pisze Hayek - nie zgadzają się między sobą co do natury celu, ku któremu chcą skierować społeczeństwo. Wszystkie one pragną jednak zorganizować całe społeczeństwo i całość jego zasobów dla osiągnięcia owego jednolitego celu, jakiemu służą oraz odmawiają uznania autonomii sfer uznających, że najważniejsze są cele poszczególnych jednostek".

Zastąpienie władzy ekonomicznej przez polityczną oznacza zastąpienie władzy w pewnym sensie zawsze ograniczonej, władzą przed którą nie ma żadnej ucieczki. Albowiem ta pierwsza, choć może służyć jako narzędzie przymusu, w rękach osób prywatnych nigdy nie jest władzą wyłączną. Tymczasem, wykorzystywana jako instrument władzy politycznej, stwarza ona zależność w stopniu niewiele różniącym się od niewolnictwa. 

Ci, co najbardziej pragną planować życie społeczne, gdyby im na to pozwolić, staliby się w najwyższym stopniu niebezpieczni i nietolerancyjni wobec planów życiowych innych ludzi. Często, tchnącego dobrocią i oddanego jakiejś sprawie idealistę, dzieli od fanatyka tylko mały krok. 

"Chociaż to resentyment sfrustrowanego specjalisty przydaje najwięcej siły żądaniom wprowadzenia planowania życia społecznego, trudno o świat gorszy do zniesienia - i bardziej irracjonalny - niż ten, w którym najznakomitszym specjalistom wszystkich dziedzin dane byłoby w sposób niekontrolowany realizować swe idee". Nie wydaje się więc, by kolektywizacja życia społecznego, będąca konsekwencją działań interwencjonistycznych państwa, była godna polecenia.

Robert Gwiazdowski

Autor felietonu przedstawia własne opinie i poglądy.

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Felietony Interia.pl Biznes
Dowiedz się więcej na temat: Robert Gwiazdowski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »