Felieton Gwiazdowskiego: Pług i owsianka
Rząd może zbierać podatki, o których tutaj ciągle piszę, bo funkcjonuje gospodarka. A jak funkcjonuje gospodarka? Tego to rząd już nie wie. Ale na usprawiedliwienie rządu przypomnę, co Dick Armey mówił o ekonomii i o ekonomistach, którzy doradzają rządowi: "ekonomia to nauka, która omawia rzeczy doskonale nam znane językiem, którego nie jesteśmy w stanie zrozumieć".
Jak plemienni zaklinacze deszczu szeptali niezrozumiałe dla innych zaklęcia, tańcząc przy ognisku, aby wywołać deszcz, tak współcześni makroekonomiści szepczą coś o "luzowaniu ilościowym" czy "sterylizacji efektów" (tego luzowania), aby wywołać hossę. Wszystko zgodnie z teorią, że bogactwo tworzone jest w mennicach państwowych, w bankach i na giełdach.
Szkopuł polega ta tym, że teoria ta nie ma nic wspólnego z gospodarczą rzeczywistością. "Ratowanie gospodarki przy pomocy worków pieniędzy niczego nie uratuje" - pisałem 12 lat temu. Pieniądze same w sobie nie są nam do niczego potrzebne. Potrzebujemy ich jako środek wymiany efektów naszej pracy przybierających postać towarów lub usług, które wytworzyliśmy, pracując, na wartość pracy innych ludzi, wytwarzających inne towary lub usługi.
Genialnie obrazuje to "pług Bastiata". Frederic Bastiat pisał o farmerze, który potrzebuje pługa. Pożycza więc od bankiera 50 franków, aby go kupić. Ale w istocie nie pożycza 50 franków, tylko pożycza pług. Przy pomocy pieniędzy produkty po prostu łatwiej mogą przechodzić z rąk do rąk. Gdyby wartość produktów farmera w danym momencie była równa wartości pługa, mógłby on dokonać natychmiastowej wymiany. Jeśli tak nie jest, może go pożyczyć - to znaczy ten pług może pożyczyć. Ale jego właścicielem stanie się dopiero wówczas, gdy na dotychczasowego właściciela pługa będzie mógł przenieść własność wytwarzanych przez siebie produktów odpowiadających wartości pługa.
Właściciel pługa może jednak nie potrzebować aż tylu produktów farmera, żeby odpowiadały wartości pługa. Może bardziej potrzebować mebli produkowanych przez stolarza, który z kolei chciałby kupić frak i buty. Wartość pieniądza jako miernika wartości produktów lub usług polega na tym, że ułatwia przeprowadzenie takiej wymiany między właścicielem pługa, farmerem, stolarzem, krawcem i szewcem.
Nikt nie pożycza pieniędzy dla samych pieniędzy. Farmer pożycza od bankiera pieniądze na pług, którymi właściciel pługa zapłaci stolarzowi za meble, a stolarz krawcowi za frak i szewcowi za buty. Ale w istocie to wartość towarów, które w przyszłości wyprodukuje farmer przy pomocy pługa, stanowi podstawę ich wymiany na pług, a pługa na meble, mebli na frak i buty, a fraka i butów na... być może na produkty farmera. Elementarne zasady ekonomii klasycznej są proste jak konstrukcja... pługa.
Bo gospodarka jest prosta, choć złożona. To z kolei wyjaśnił Leonard Read, który napisał książeczkę "Ja ołówek". Zresztą może zdrobniałe określenie "książeczka" też jest nieco przesadzone. W końcu ma ona raptem kilka stron. Pod względem objętości to raczej "artykulik". Ale pod względem meritum to dzieło wybitne i wiekopomne. Read cytuje Chestertona: "cierpimy z powodu braku zdumienia, a nie z powodu braku cudów" - o czym świadczy istny "cud stworzenia" ołówka. A może nie "stworzenia" ("Bogu oddajmy co Boskie"), lecz po prostu "tworzenia". Takiego mozolnego, zwykłego tworzenia czegoś.
"Podobnie jak Ty nie umiesz narysować całego swojego drzewa genealogicznego, sięgającego w najbardziej zamierzchłą przeszłość, również i ja nie mogę opisać i odkryć wszystkich swoich przodków" - mówi Ołówek do Reada. Jego drzewo rodowe rozpoczyna się prawdziwym drzewem, do ścięcia których potrzebne są piły i liny, a do przewiezienia ciężarówki, aż po grafit wydobywany przez górników na Cejlonie i mosiężną skuwkę ze stopu miedzi i cynku. Praca tysięcy ludzki w różnych częściach świata, niewiedzących nic ani o sobie, ani o efektach końcowych swej pracy, którzy sami mogli być niepiśmienni, zaowocowała wytworzeniem ołówka.
Plagiatując pomysł Reada, wrócę do farmera, który potrzebuje pługa, by zaorać pole, na którym posieje owies, z którego zrobi się owsianka, którą będzie jadł stolarz, od którego farmer kupi meble. Bo jest z nią jak z ołówkiem. Farmer musi najpierw zasiać owies. A potem go zebrać i dostarczyć do młyna.
Zanim zasieje musi ziemię zaorać i zbronować. Potrzebuje do tego pługa, do wyrobu którego potrzebna jest stal - czyli stop żelaza i węgla. Górnicy na całym świecie dzień po dniu zjeżdżają pod ziemię, żeby pracować przy wydobyciu rudy żelaza, którą inni dowożą koleją do hut, gdzie w wielkich piecach przetapiana jest na surówkę, z której robi się stal, z której robi się pług.
Żeby plony owsa były lepsze, pole trzeba nawieść. Pod zboża jare - a do takich należy owies - stosuje się azot w formie saletry amonowej, saletrzaków lub mocznika. Nawozy te powstają w zakładach chemicznych - podobnie jak tworzywa do produkcji lin.
Owies zebrany z pola trzeba przewieść do młyna. Wozi się go na przyczepach ciągnionych przez traktory, które trzeba było wcześniej zbudować. Podobnie zresztą jak młyn, w którym miele się owies.
Zanim owsianka trafi na nasz stół ktoś musi ją dowieść do sklepu, a ktoś inny musi ten sklep wybudować - podobnie jak młyn, cementownię, rafinerię, zakłady chemiczne, fabrykę traktorów i samochodów.
Kiedyś radło ciągnięte przez woły, a potem socha, do obsługi której potrzebne były dwie osoby, było znacznie mniej wydajne niż dzisiejszy pług ciągniony przez traktor. Nawozy azotowe bardziej poprawiają wydajność z hektara niż gnojowica. Ale między wynalezieniem radła i żelaznego pługa upłynęło parę tysięcy lat. Sierp stosowany już w epoce kamiennej został zastąpiony kosą dopiero pod koniec XVIII wieku. Różne żniwiarki ciągnione przez konie powstały - zdaje się - w latach 20-30. XIX wieku, a najbardziej jak dotąd innowacyjny kombajn mechaniczny ma jakieś 40 lat.
I tylko na rynkach finansowych innowacyjność postępuje w najlepsze. Dzięki czemu owsianka jest coraz droższa. Ale nasz premier był, niestety, bankierem.
Robert Gwiazdowski
Autor felietonu wyraża własne opinie.