Felieton Gwiazdowskiego: Pons asinorum, czyli most osłów
Po zeszłotygodniowym felietonie o Centralnym Porcie Komunikacyjnym w kontekście Bogactwa Narodów Adama Smitha, różni czepialscy zaczęli mi wytykać w mediach społecznościowych, że ten "guru neolibków" "zaorał" landlordów i był za progresją podatkową. Więc parę rzeczy postanowiłem wyjaśnić.
Zanim zacznie się coś pisać, to najpierw warto coś przeczytać. Nie tylko to, czego chce się w danym momencie czepnąć. Coś więcej niż jakiegoś mema czy tweeta. Ale kto by tam czytał "dawano zmarłych filozofów". Nieprawdaż?
Co prawda w oryginale u Johna Keynesa była mowa o dawno zmarłych ekonomistach, ale Smith, mimo, że uważany za ojca ekonomii, był bardziej filozofem. Na Uniwersytecie w Edynburgu wykładał retorykę i literaturę piękną, na Uniwersytecie w Glasgow objął katedrę filozofii moralnej i wykładał etykę i logikę. A pojęcie "ekonomii" jako dyscypliny naukowej jeszcze w ogóle nie występowało.
To, że zaorał landlordów to żadna niespodzianka. W końcu był "libkiem". To taka filozofia oparta na idei wolności od przymusu, równości wobec prawa, własności prywatnej i sprawiedliwości (bez żadnego przymiotnika).
"Nie jest rzeczą nierozsądną aby bogaci uczestniczyli w publicznych wydatkach nie tylko proporcjonalnie do swych dochodów, ale nieco powyżej tej proporcji". Rzeczywiście napisał to sam Smith. Tylko że jedna z czterech podstawowych zasad podatkowych przez niego ogłoszonych przez Smitha stanowi, iż podatnik powinien być opodatkowany stosownie do swoich możliwości. Z tym, że określenie to pojawiło się u jako zaprzeczenie podatków nadmiernie wygórowanych a nie zbyt niskich. Było argumentem za ich obniżaniem do niższych poziomów, a nie podwyższaniem do wyższych.
Gdy w Księdze V, Rozdziale II, Części II "Bogactwa narodów" zaczyna się analiza podatkowa mowa jest o "proporcjonalności" podatków. "Poddani każdego państwa powinni przyczyniać się do utrzymania rządu w jak najściślejszym stosunku do ich możliwości, czyli proporcjonalnie do dochodu, jaki każdy z nich pod opieką państwa uzyskuje. Jednostkom, które składają się na wielki naród, wydatki rządowe wydają się podobne do wydatków administracyjnych współdzierżawców wielkiego majątku; wszyscy muszą w nich uczestniczyć proporcjonalnie do wielkości dzierżawy, jaka na każdego z nich przypada. To co nazywa się równością lub nierównością opodatkowania, polega na tym, czy się tej zasady przestrzega, czy też się ją lekceważy."
Co prawda w dorobku Smitha można znaleźć twierdzenia, w których pobrzmiewają echa teorii zdolności płatniczej (ability-to-pay), ale bez bezpośrednich powiązań z opodatkowaniem progresywnym. Na przykład wydatki na obronę społeczeństwa są ponoszone dla dobra całego społeczeństwa, "dlatego też jest słuszne, aby łożyło na nie całe społeczeństwo, przy czym udział różnych jego członków powinien być jak najściślej dostosowany do ich możliwości", jednak rozprawiając o ciężarach podatkowych, Smith cały czas (jak inni teoretycy) obracał się w kręgu podatków proporcjonalnych. Bogatsi konsumowali więcej droższych dóbr więc ich udział wydatkach na obronę był większy. Ale dostosowanie się do możliwości następowała automatycznie przez dobrowolną konsumpcję.
Cytat przytaczany jako dowód, że Smith była za progresją pochodzi z jego uwag szczegółowych odnoszących się do "podatków od czynszu z domów". "Nieco powyżej proporcji" miało być opodatkowane jedynie komorne. Miało to właśnie klasyczne, liberalne uzasadnienie ekonomiczne: komorne płaci się za używanie czegoś, co nie jest środkiem produkcji. Gdyby więc podatek od komornego był odpowiednio wysoki, większość ludzi starałaby się go uniknąć, zadawalając się w miarę możliwości mniejszymi mieszkaniami i obracając większą część dochodu na inne wydatki, bardziej produkcyjne i korzystniejsze z punktu widzenia całego kraju i społeczeństwa. Albowiem ‘’renta gruntowa, uważana za cenę płaconą za użytkowanie gruntu, jest w sposób naturalny ceną monopolistyczną. Nie jest ona wcale proporcjonalna do tego, co właściciel mógł przeznaczyć na ulepszenie gruntu lub do tego, na co może sobie pozwolić; ale na to, na co rolnik może sobie pozwolić".
A przy okazji to warto przypomnieć, że rozważania Smitha stały się podstawą sformułowanego przez Davida Ricardo prawa renty. Stąd się wziął termin "renta ricardiańska" nazywana też, (o zgrozo) różniczkową. John Stuart Mill stwierdził, że to takie "pons asinorum" ekonomii.
Łacińskie pons asinorum (angielskie donkey bridge lub asses bridge), czyli "most osłów" sięga czasów Euklidesa. To tradycyjna nazwa dowodu twierdzenia o równości kątów przy podstawie w trójkącie równoramiennym (teza V w I księdze "Elementów"). To niby proste twierdzenie jest jednym z kluczowych w geometrii, a jego precyzyjny, dedukcyjny dowód wcale nie był taki prosty do prześledzenia. Stąd się wzięło powiedzenie, że jeśli student nie jest w stanie go zrozumieć i samodzielnie przeprowadzić, nie może przekroczyć mostu osłów i dalej studiować geometrii. Nie tylko zresztą geometrii.
A wracając do renty gruntowej - to maksymalna suma, jaką zapłaciłby rolnik pracujący na najgorszej działce właścicielowi lepszej działki. Cena produktu równa jest bowiem kosztowi produkcji najmniej efektywnego (z uwagi na koszty) producenta. Właściciele bardziej żyznych działek otrzymują więc "rentę gruntową", gdyż rzeczywista cena produktu jest określona na działce, na której nie ma renty gruntowej - w związku z czym nie wpływa ona na cenę.
I dlatego właśnie ich akurat można "zaorać". Ale żeby to pojąć trzeba przejść przez "most osłów".
Robert Gwiazdowski, adwokat, prof. Uczelni Łazarskiego
Autor felietonu prezentuje własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.