Felieton Gwiazdowskiego: Żywot Jasia w demokratycznym państwie prawnym
Napisałem wiele lat temu na starym blogu, który zginął z sieci, felieton. "Żywot Jasia". Nie z lenistwa, żebym nie wiedział, co dziś napisać, ale dla zaprezentowania kolejnemu pokoleniu, przypomnę jego kawałki z pewnymi uzupełnieniami. Dla wszystkich, którzy chcą coraz więcej państwa. I dla tych, którzy tego państwa się jednak trochę boją. A po drugie, to był dobry felieton.
Urodził się Jaś. W państwowym szpitalu (co prawda z formalno-prawnego punktu widzenia szpital jest powiatowy, ale o tym zadecydowało "państwo" - więc ujednolićmy terminologię). Mama Jasia dostała od państwa znieczulenie (choć czasami może nie dostać - o tym, czy dostanie, czy nie - też decyduje państwo). Poród odebrała położna - pracownica państwowa. Jasia zarejestrowali w urzędzie państwowym i nadali mu państwowy numer PESEL. Od tej pory, jak Jaś miał szczęście nie chorować i mieć bogatego tatusia (albo mamusię - to ewentualność dla feministek) mógł mieć przez 6 lat życia kontakt z państwem ograniczony. Z wyjątkiem oczywiście obowiązkowych szczepień i bilansów, których zrobienie Jasiowi nakazało jego rodzicom państwo.
Ale niewielu jest Jasiów, którzy mają tak ograniczony kontakt z państwem w dzieciństwie. W większości przypadków i tatusiowie, i mamusie muszą iść do pracy, bo państwo zabiera jednemu z nich tyle pieniążków w postaci podatków i składek, że drugie też musi pracować, żaby zarobić mniej więcej tyle, ile państwo zabrało drugiemu. Więc Jasio trafia do państwowego żłobka lub przedszkola - bo dziadkowie wciąż jeszcze pracują na emerytury, które mają otrzymać od państwa. Dzięki takiej wczesnej "socjalizacji" Jaś częściej choruje, więc trafia pod opiekę państwowej służby zdrowia, gdzie leczą go lekarze wykształceni i zatrudnieni przez państwo, przy pomocy lekarstw dopuszczonych do użycia przez państwo i sprzętu medycznego będącego własnością państwa. Jakby rodzicom Jasia przyszło do głowy dać mu jakieś lekarstwo dostępne za granicą, bo dopuszczone przez inne państwo - to niestety nie mogą tego legalnie zrobić. Zabroniło nasze państwo.
A jak rodzice Jasia nie daj Boże obumrą to jego właścicielem stanie się państwo. Bo przecież konstytutywnym elementem własności jest prawo rozporządzania jej przedmiotem. I to państwo będzie mogło "rozporządzić" Jasiem - oddać je komuś do adopcji. Komu - zadecyduje państwo. Ponoć teraz będzie mogło go oddać nie jakiejś pani i panu - jak rodzice - tylko dwóm panom albo paniom. I Jaś nie będzie miał nic do powiedzenia.
Potem Jaś idzie do szkoły. Musi iść - tak nakazało państwo. W wieku takim, jak to państwo ustaliło. Będą go uczyć w państwowej szkole, przez państwo zatrudnieni nauczyciele. Jeśli rodzicom po zapłaceniu podatków zostanie troszkę pieniążków, to oczywiście mogą posłać Jasia do szkoły prywatnej, ale i tak będzie przerabiał w szkole program państwowy i nawet czytał lektury nakazane przez państwo. Bo państwo wprowadziło programy nauczania, które trzeba przerobić nawet w prywatnych szkołach.
Jak Jaś skończy 18 lat, to będzie musiał kupić sobie od państwa (nazywa się to "opłata za wydanie") dowód osobisty, w którym państwo napisze, jak się nazywa, kiedy się urodził, jakie są imiona jego rodziców. I wpisze numer PESEL (tutaj, trzeba przyznać, nastąpiła pewna deregulacja - kiedyś państwo wpisywało jeszcze, gdzie jest zameldowany, jaki miał kolor oczu, ile centymetrów wzrostu). I będzie mógł pójść zagłosować na listę posłów, którzy potem głosują za tym, co Jaś może, a czego mu niewolno. Będzie mógł też ubiegać się o prawo jazdy i wreszcie kupić samemu jakiegoś energetyka - nie mówiąc o piwie.
Jak już się Jaś wyedukuje, to zacznie pracować. Ma duże szanse zostać zatrudnionym przez państwo. Może być lekarzem, albo nauczycielem, albo urzędnikiem. Czasami zostanie przedsiębiorcą - jak go państwo wpisze do stosownej państwowej ewidencji. Wtedy dostanie od państwa drugi numer - NIP. Żeby łatwiej było państwu ściągać od niego podatki. O tym, czym się może zajmować, a czym nie może, albo na co potrzebuje zezwolenie od państwa - decyduje państwo. I będzie musiał w banku, który posiada otrzymane od państwa pozwolenie na prowadzenie działalności, założyć sobie rachunek.
Jak się będzie chciał procesować z sąsiadem, to tylko przy pomocy adwokata, którego będzie mógł wybrać z listy zatwierdzonej przez państwo. Jak się będzie chciał procesować nie z sąsiadem, tylko z państwem, to tak samo.
Procesować się z sąsiadem nie musi przynajmniej w sądzie państwowym - może w prywatnym, jak się tak wcześniej umówią. Ale żeby wyrok takiego sądu wyegzekwować, i tak będzie musiał dostać klauzulę wykonalności od sądu państwowego, do którego wyrok sądu prywatnego druga strona z niego niezadowolona i tak może zaskarżyć. Jak się będzie procesował z państwem, to już tylko w sądzie państwowym, w którym orzekają sędziowie powołani przez państwo.
Jak Jaś już proces wygra, to i tak nie wiadomo, czy on zostanie uznany przez państwo za istniejący, bo teraz państwo może nie uznać za sędziów tych, którzy wyrok wydali, a których to samo państwo uznawało za sędziów, gdy rządził państwem inny rząd.
Jak Jasiowi po zapłaceniu państwu podatków troszkę zostanie (dzięki doradcy podatkowemu wybranemu z listy sporządzonej przez państwo) i będzie chciał zbudować sobie dom, na działce, którą sobie kupi (dzięki pośrednikowi posiadającemu licencję wprowadzoną przez państwo), będzie musiał dostać na taką budowę od państwa pozwolenie. Nie będzie mógł zbudować domu byle gdzie i byle jak - tylko na działce, która zostanie przez państwo uznana za budowlaną. Bo o tym, czy na swojej własnej działce Jaś może budować, czy musi siać - decyduje państwo.
Jakby Jaś chciał wyciąć rosnące na jego działce drzewo - to też musi dostać zezwolenie od państwa. Nawet jak to jest działka budowlana, a drzewo rosło na samym jej środku. Państwo też zadecyduje, czy dom Jasia ma mieć dach płaski, czy musi mieć spadzisty, jaki ma być maksymalny kąt jego nachylenia i jak może wyglądać jego elewacja. Jak Jaś będzie w nim przebywał "z zamiarem stałego pobytu", to będzie musiał poprosić państwo, żeby go w nim "zameldowało". I za to też będzie musiał państwu zapłacić (tu też dokonała się deregulacja, bo kiedyś to musiał też dowód osobisty wymienić, bo figurował w nim adres zameldowania, i musiał oczywiście za tę wymianę państwu zapłacić). Za własną działkę i dom (podobnie jak i za mieszkanie) też musi państwu płacić - podatek od nieruchomości. Jakby nie płacił, państwo mogłoby mu działkę z domem zabrać i zlicytować.
Jaś będzie mógł na swojej działce posadzić winogrona i je zjeść. Ale przerobić ich na wino i wymienić z sąsiadem na upieczony przez niego chleb nie będzie mógł bez zgody państwa. Bo państwo decyduje o możliwości korzystania z naturalnego procesu fermentacji (nie mówiąc już o prawie do prowadzenia destylacji).
Jakby Jaś chciał pójść na ryby, będzie musiał mieć kartę wędkarską. Jak będzie chciał upolować, zająca będzie musiał zostać myśliwym i zapisać się do związku. Tak zdecydowało państwo.
Na starość Jaś pójdzie na emeryturę, którą dostanie od państwa, w zamian za składkę, którą płacił państwu, jak pracował. A jak już w końcu umrze, to dzieci zapłacą państwu podatek. Co prawda nie ma już podatku od wdów i sierot nazywanego przez lata podatkiem spadkowym, bo z tego został zwolniony za czasów, gdy ministrem finansów była Zyta Gilowska, ale zapłacą VAT od trumny Jasia. Jak zamówią trumnę razem z "posługą", to zapłacą 8 proc.. Ale jakby chcieli kupić trumnę samą u innego producenta - to zapłacą 23 proc. VAT - tak mądrze zdecydowało państwo.
Ale dostaną od państwa zasiłek pogrzebowy. On co prawda nie starczy na pokrycie kosztów pogrzebu (z VAT-em), ale przecież państwo ma tyle wydatków, że nie może mu starczyć na wszystko. Więc musi jeszcze pobrać podatek dochodowy od zakładu pogrzebowego - żeby mieć na pensję dla położnej, która przyjmie na świat wnuczka Jasia.
Robert Gwiazdowski
Autor prezentuje własne poglądy i opinie.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.