Felieton: Kiedy świat podźwignie się z kryzysu?

Na pytanie zawarte w tytule dość często próbują odpowiadać makroekonomiści. Według niektórych już widać ożywienie. W Gazecie Wyborczej, w publikacji z optymistycznym tytułem "Dołek już za nami" (z 16 sierpnia 2013 r.), czytamy, że w Europie już jest lepiej, a w Polsce mamy w II kwartale br. gigantyczny wzrost PKB o 0,8 procent! Inni eksperci od makroekonomii twierdzą, że poprawa nastąpi w ciągu najbliższych 2-3 lat. Pozwolę sobie na przedstawienie własnej opinii na ten temat.

Z roku na rok sytuacja ekonomiczna świata będzie się systematycznie pogarszać. Dotyczy to zdecydowanej większości krajów o tzw. wysokim stopniu rozwoju, czyli m.in. członków Unii Europejskiej oraz Stanów Zjednoczonych.

Cytowana powyżej moja prywatna teoria powstała z obserwacji działań prowadzonych przez obecnie panujące rządy. Zacznijmy od dość oczywistego stwierdzenia, które będzie podstawą do moich prognoz na przyszłość:

W ekonomii nie ma cudów!

Czyli jeśli faktycznie ma być lepiej, musimy - a konkretnie osoby za to odpowiedzialne - wziąć się do roboty i wykonywać ją jak najbardziej profesjonalnie.

Reklama

Gospodarka to biznes, a biznesem trzeba umieć zarządzać. Nie tylko zmniejszać koszty, ale także zwiększać przychody. Im większy kraj, tym jest to trudniejsze zadanie. I tu właśnie napotykamy na główny problem - wszak całą władzę i całą kasę, na drodze demokratycznych wyborów, przekazaliśmy w ręce polityków. Bardzo często są to ludzie zupełnie nieprzygotowani do tak poważnych zadań.

Bo czy można nauczyć się czegoś pożytecznego zasiadając przez kilkanaście lat w poselskich ławach? Przy czym nie musimy się specjalnie wysilać: najczęściej głosowania i tak są już ustawione pod kątem polityki danego ugrupowania...

Czy można być ekspertem we wszystkich dziedzinach życia? Rzecz jasna - nie. A więc o najważniejszych dla przyszłości naszego życia sprawach decydują amatorzy, a nie najwyższej klasy fachowcy - tych najczęściej o zdanie nikt nie pyta... Na dodatek, przy niemal wszystkich działaniach politycy uwzględniają (często jako cel numer jeden), jak dany projekt wpłynie na poparcie dla własnego ugrupowania. Ma się to także do kwestii gospodarki, czyli główną doktryną ekonomii w polityce, jest obecnie:

Zamiast kasy liczmy głosy!

Zamiast reform, które nie wszystkim wyborcom się spodobają, łatwiej zdobyć poparcie u pospólstwa przez działania zupełnie abstrakcyjne, jakim jest na przykład rozdawanie kasy bogatym (patrz: program "Rodzina na Swoim").

Tak, niestety, przedstawia się "ekonomia rozwiniętej demokracji". Od teorii przejdźmy zatem do praktyki.

Czym zajmują się politycy, aby ocalić swój kraj świat przed kryzysem?

Bo dziś jest to największym zadaniem dla osób sprawujących władzę. Oto kilka przykładów. Zaczynamy od Kanady, gdzie na początku tego roku doszło w parlamencie do ciekawej dyskusji. Informację tę podał m.in. washigtonpost.com.

Kto prosił zombie? Nikt. Same przyszły

Niejaki Pat Martin, poseł z Winnipeg, podczas obrad kanadyjskiego parlamentu stwierdził, że Kanada powinna być przygotowana na atak zombie. - Zombie nie uznają granic i w przypadku inwazji mogą szybko przedostać się przez granicę z USA - ostrzegał. I zapytał, czy istnieje jakaś międzynarodowa strategia na takie przypadki. Niestety, jak dotąd nikt takowej nie opracował.

Na tak poważny problem odpowiedział kanadyjski minister spraw zagranicznych, John Baird: - Dla wszystkich objawiających się apokalipsy zombie mamy dobrą wiadomość, w razie czego można rozważać emigrację do Kanady. Odpowiadając na pytanie Pata Martina, zapewniał bowiem, że Kanada nigdy nie będzie stanowiła bezpiecznego miejsca dla zombiaków.

Sprawa obrony przed atakiem zombie, de facto, nie była poważną dyskusją, tylko popisem poczucia humoru kanadyjskich posłów. Czy jednak obrady parlamentu to odpowiednie miejsce na tego typu żarty? Mam w tej kwestii zgoła odmienne zdanie. Na szczęście temat ten, choć był newsem dnia niemal w całej Ameryce, nie miał ciągu dalszego. W przeciwieństwie do zaangażowania hiszpańskiego rządu w inny, niezwykle ważny problem.

Planeta małp?

Oto wiadomość, która obiegła media całego świata w 2008 roku. Cytuję, za onet.pl informację z dnia 26 czerwca 2008 roku:

Hiszpańskie małpy są o jeden krok od przyznania im praw... człowieka - pisze internetowa strona Reutersa. Małpy mają dostać takie samo prawo do życia i wolności jak ludzie. Parlamentarna komisja ds. środowiska naturalnego przyjęła już odpowiednią rezolucję. Komisja zaaprobowała rezolucję, dzięki której Hiszpania przyjmie założenia Projektu Wielkich Małp - planu realizowanego przez filozofów i naukowców, którzy twierdzą, że zwierzęta zasługują na te same prawa, co ich najbliżsi "genetyczni krewni" - pisze Reuters. Rezolucja ma podobno priorytetowe miejsce w pracach parlamentu, które zamienią ją na obowiązujące prawo".

Bardzo spodobał mi się komentarz jednego z internautów - oto proste wytłumaczenie, skąd takie zainteresowanie orangutanami w hiszpańskim parlamencie: "Dzięki tym 'postępowym' rządom Hiszpania jest następna w kolejce do bankructwa. Cel tej rezolucji jest oczywisty - przyznanie w niedalekiej przyszłości małpom czynnego i biernego prawa wyborczego. Dzięki temu elektorat lewicowy zostanie zasilony i Zapatero, pomimo swej nieudolności i doprowadzenia kraju do bankructwa, będzie miał szansę na zwycięstwo w wyborach".

Nic dodać, nic ująć! Jeśli sądzą państwo, że wraz z odejściem Zapatero w zapomnienie poszły także i wielkie małpy - są państwo w błędzie. Wiekopomne dzieło poprzednika jest kontynuowane przez obecnego premiera - Mariano Rajoya. Oto kolejny wkład Hiszpanów w projekt "Oby małpom żyło się lepiej!". Przedstawiam fragment publikacji z portalu pch24.pl (Polonia Christiana) z dnia 26 lutego 2013 roku na ten temat:

"Hiszpania: dzieci nienarodzone mniej chronione niż małpy. Małpy człekokształtne mogą czuć się w Hiszpanii bardziej bezpieczne niż dzieci nienarodzone - zauważają obrońcy życia, komentując uchwalenie przez krajowy parlament nowego prawa chroniącego orangutany, szympansy czy goryle od... chwili poczęcia. Przepisy, które zatwierdził swym podpisem premier Mariano Rajoy, zakazują m.in. aborcji i eksperymentów na płodach małp naczelnych. Tymczasem na podobną ochronę nie mogą w Hiszpanii liczyć dzieci nienarodzone".

Cudze ganicie, swego nie znacie!

Pośmialiśmy się z zagranicznych polityków, ale czy w Polsce jest lepiej? Oj, nie bardzo! Jeśli ktoś z czytelników ma w tej kwestii inne zdanie, uprzejmie proszę o wykonanie poniższego, arcytrudnego zadania: Podaj przykład jakiejkolwiek ustawy lub innego działania naszych parlamentarzystów, które miało miejsce w okresie ostatnich kilku lat i nie zakończyło się spektakularną porażką.

Mnie osobiście mocno ostatnio zdegustowała kilkutygodniowa debata nad kwestią uboju rytualnego. Czy można zamęczać polskie społeczeństwo ciągłymi dyskusjami i kłótniami polityków w kwestii spraw, które kompletnie nie dotyczą ponad 99 proc. obywateli? Nie twierdzę, że tą sprawą nie warto się zajmować, ale robi się to "na zapleczu", przekazując temat w ręce bardzo kompetentnych osób, specjalizujących się w tej niszowej dziedzinie.. A nie poddając sprawę publicznej debacie - niemal każdy poseł się na ten temat wypowiadał, nawet jeśli wcześniej nie widział nigdy krowy (poza tą fioletową z reklam czekolady).

Niepodważalnym dowodem w kwestii szkodliwości społecznej obecnego sposobu sprawowania władzy (w tym - tworzenia prawa), czyli powierzania najważniejszych dla Polski spraw w ręce amatorów, jest wynik glosowania nad obecnie obowiązującą ustawą o kredycie konsumenckim. Nieoczekiwanie, przy uchwalaniu tej ustawy posłowie byli wyjątkowo jednomyślni. Ze strony sejm.gov.pl dowiadujemy się co następuje:

Dla niewtajemniczonych: ustawa o kredycie konsumenckim z 12 maja 2011 roku to zawierający 45 stron prawniczy bełkot, którego skutkiem jest legalizacja lichwy w naszym kraju. Ustawa ta zniosła wszelkie ograniczenia w zakresie kosztów pożyczek, które wynikały wprost z zapisów ustawy "antylichwiarskiej" z 2005 roku - zapisy te zostały uchylone właśnie aktem prawnym z dnia 12 maja 2011 r. Zatwierdzając obecnie obowiązującą ustawę o kredycie konsumenckim, cofnęliśmy się w rozwoju o ponad 700 lat, o czym pisałem w publikacji "Skąd się biorą parabanki?".

Przypominam wyniki głosowania: głosowało 430 posłów, "za" było aż 406. Ciekawe, czy choć jeden z głosujących na "tak" ustawę tę przeczytał? Czy ktokolwiek z posłów coś z niej zrozumiał?

Wróćmy więc do pytania z tytułu publikacji: Kiedy świat podźwignie się z kryzysu?

Czy są na sali optymiści? Nie widzę...

Krzysztof Oppenheim

Nieruchomości Boża Krówka

Oppenheim
Dowiedz się więcej na temat: świat | świata | lichwa | ustawa o kredycie konsumenckim
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »