Filomena psuje szyki hiszpańskiej gospodarce
Najpierw COVID-19, a teraz śnieg, utrudniają funkcjonowanie hiszpańskiej gospodarki. Odkąd nad Półwysep Iberyjski nadciągnęła śnieżyca Filomena, utrudnioną pracę mają transport i handel. Eksperci ostrzegają, że konsekwencją zalegającego na Półwyspie Iberyjskim śniegu będzie spadek PKB w pierwszym kwartale - nawet o 3,5 proc.
Zgodnie z zapowiedzią premiera Pedro Sancheza, 2021 ma być rokiem odnowy gospodarczej. Rząd szacuje, że PKB zwiększy się o 7 proc. Eksperci wskazywali, że na drodze do zrealizowania planu może stanąć np. zbyt wolny system szczepień na COVID-19. Jednak nie przypuszczali, że przeszkodą może być także aura.
Jednym z sektorów pokrzywdzonych przez Filomenę jest handel i to w pierwszych dniach tak wyczekiwanych przez wielu przecen. Sprzedaż świąteczna i przeceny to dwa najgorętsze okresy dla hiszpańskich handlowców, a w tym roku - szansa na nadrobienie choć części strat. Zimowe przeceny ruszyły w czwartek, 7 stycznia, dwa dni przed największa od 50 lat śnieżycą i teraz sektor obawia się, że obroty zamiast rosnąć - spadną i to nawet o 40 proc. Czego konsekwencją może być zamknięcie wielu sklepów.
Kolejnym pokrzywdzonym jest transport. Przewóz pasażerów osłabł w Hiszpanii wraz z pandemią. Śnieżyca zaś osłabiła transport towarów. Od piątku nie wszędzie dociera zaopatrzenie. Na brak towaru narzekają apteki i sklepy spożywcze. Firmy kurierskie nie mogą rozwozić zamówień. W całym kraju, w zaspach utkwiły ciężarówki i autobusy. Co najmniej do jutra zamknięty pozostaje Mercamadrid - największa w Hiszpanii i druga po Tokio giełda żywności na świecie. Zajmujący 222 ha powierzchni Mercamadrid zaopatruje stolicę Hiszpanii i całą aglomerację, a sprzedawane na nim produkty są codziennie dowożone z najdalszych zakątków kraju.
Śnieżyca uderzyła też w gastronomię. Od miesięcy - podobnie jak w Polsce - sektor utrzymuje się przede wszystkim ze sprzedaży na wynos i większość restauracji dowozi swoje dania do klientów. Teraz jest to o wiele trudniejsze. Nie wszędzie dotarło zaopatrzenie a nawet lokale, które mają zapasy, nie mogą rozwozić swoich dań, bo skutery i samochody dostawcze nie są w stanie przebić się przez zaspy.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Wielkim poszkodowanym jest rolnictwo. Filomena doprowadziła do zniszczeń na polach w całej Hiszpanii, łącznie z położonymi na południu Murcją i Andaluzją. Niespełna miesiąc temu producenci pomidorów i ogórków narzekali na niskie ceny w skupach - 16 centów za kilogram. Teraz cena kilograma ogórków w skupie sięga dwóch euro, fasolki szparagowej - 6 euro i prawie tyle samo papryki. W sklepie ceny te będą kilkakrotnie wyższe. Luksusowym produktem mogą stać się pomidory i karczochy. W Almerii - największym, zimowym ogrodzie Europy - ocalały warzywa uprawiane w pobliżu plaż. Przetrwały też uprawy w szklarniach i pod folią, jednak mróz opóźni ich zbiory.
Ekonomiści przypominają, że wymienione sektory wypracowują w Hiszpanii 45 proc. PKB. Zatrzymanie ich pracy na tydzień może w pierwszym kwartale obniżyć PKB o 3,5 proc.
Niektórzy porównują sytuację Hiszpanii do Wielkiej Brytanii sprzed dwóch lat. Śnieżyca, jaka w 2018 roku nawiedziła Wyspy Brytyjskie, doprowadziła do paraliżu kraju, zamknięto lotniska i dworce kolejowe, a zyski handlu i budownictwa spadły o 3 proc. Bank Anglii - centralny bank kraju - oszacował wtedy straty na 2 miliardy funtów szterlingów. Hiszpańscy eksperci nie podają jeszcze liczb. Twierdzą tylko, że straty mocno odczują firmy ubezpieczeniowe, nawet te największe.
Ewa Wysocka