Fundusze inwestycyjne ruszają na wojnę

Pierwsza zagraniczna instytucja Robeco zaoferowała Polakom fundusze inwestycyjne denominowane w złotych. Menedżerowie polskich TFI mają problem. Stukrotnie mniejsza od nich konkurencja może szybko urosnąć.

W praktyce oferta Holendrów z grupy RaboBanku oznacza dla polskich inwestorów brak ryzyka kursowego. A to ono jest przecież jednym z głównych powodów, dla których notyfikowanych w Polsce niemal 300 zagranicznych funduszy zebrało od 2005 r. jedynie 1,5 mld złotych. Aktywa polskich TFI sięgają tymczasem 110 miliardów. Nawet uwzględniając, że te polskie działają znacznie dłużej, dysproporcje są ogromne.

To szczególny moment: po raz pierwszy towarzystwo funduszy zagranicznych zdecydowało się pójść na wojnę z funduszami polskimi i zaoferować swoje produkty globalne w złotych, bez ryzyka walutowego - podkreśla Aleksander Jawień, prezes Investment Fund Managers, spółki oferującej na polskim rynku fundusze Robeco.

Reklama

Ryzyko walutowe jest bowiem jednym z głównych czynników zniechęcających do inwestowania w fundusze zagraniczne. Jeżeli w 2006 r. klient zarobił na lokujących w dolarach funduszach dłużnych 18 proc. (co jest wynikiem bardzo dobrym, wręcz wyjątkowym), ze względu na umacniającego się złotego, zysk ten sprowadził się do niewiele ponad 10 procent. W przypadku zaś funduszy akcyjnych i okresu trzyletniego, kiedy to złoty wzmocnił się o blisko 20 proc. wobec dolara i euro spadek wyniku na inwestycjach (sięgającego pierwotnie 60 - 70 proc.), właśnie o wspomniane wcześniej 20 proc., z góry zachęca zainteresowanych do wyboru oferty krajowej.

- Myślę, że coraz więcej funduszy będzie proponowało jednostki uczestnictwa w złotych, ponieważ ryzyko walutowe odstrasza klientów - przyznaje Tomasz Bogutyn, prezes PKO TFI.

W Ślad za Robeco, jego zdaniem, pójdą więc inne zagraniczne towarzystwa. Zwraca jednak uwagę, że aby w złotych uzyskać taką sama stopę zwrotu jak w podstawowym pieniądzu funduszu, konieczne jest uzyskanie wyników wyraźnie lepszych niż w podstawowej jego walucie. Dlatego że zarządzający musi "hedgeować" - a więc zabezpieczać się przed zmianami kursu, co kosztuje 2 - 3 proc. aktywów związanych z taką operacją. I o tyle właśnie powinny być lepsze rezultaty polskiej części Robeco. Rentowność jego nowej oferty zależy zatem w pewnej części od wartości wzrostu aktywów w złotych. Podobnie będzie u innych.

Co jeszcze dla polskich TFI oznacza propozycja Holendrów? Nic dobrego.

- Każdy zagraniczny fundusz inwestujący poza Polską jest konkurencją dla naszych towarzystw, które nie mają w tej dziedzinie większych sukcesów - ocenia Emil Szweda, analityk Open Finance. - A wyeliminowanie ryzyka kursowego tę konkurencyjność zwiększa, zwłaszcza w funduszach obligacji, które w tym momencie dadzą zyski zbliżone do polskich, a wraz ze wzrostem stóp procentowych w Eurolandzie będą nawet bardziej rentowne.

W dodatku Robeco wcale nie zamierza poprzestać na obecnie oferowanych funduszach złotowych.

- Mamy dziesięć funduszy w euro, cztery z nich sprzedawane są również w złotych - mówi Ton Kentgens, menedżer Robeco na Polskę. Możemy przekształcić na złotowe także pozostałe, jednak ze względu na koszty - dopiero wtedy, gdy potencjalne aktywa będą odpowiednio wysokie.

Spółka ma również alternatywne strategie inwestycyjne i na ich bazie może stworzyć niemal każdą ofertę w złotych - ale tylko we współpracy z dystrybutorem, ponieważ są to produkty strukturyzowane, dopasowane do konkretnych potrzeb. Minimalna kwota aktywów, wymaganych do zbudowania takiego produktu, to blisko 10 mln euro. Lecz - niestety dla krajowych TFI Robeco ma też w swoim portfelu, choć na razie jedynie w euro, jeszcze jeden hit, który może im pomieszać szyki: fundusze inwestujące w spółki rynku nieruchomości komercyjnych.

Fundusze te należą do grupy najlepszych światowych inwestycji. Chociaż prezes Aleksander Jawień jest fanem dywersyfikacji, a w dodatku uważa, że wśród wszystkich klas aktywów akcji, obligacji, nieruchomości, funduszy hedgingowych itd. nie znajdzie się w 2007 r. złej inwestycji, to niektóre z nich okażą się jednak lepsze od innych. I dotyczy to właśnie wspomnianego rynku nieruchomości.

Boom trwa na nim od kilku już lat, niezależnie od lokalnych tąpnięć. Od 2000 r. wyniki funduszy spółek nieruchomościowych są lepsze niż notowania indeksu światowych firm. Co ważniejsze, na rynkach nieruchomości dochodzi właśnie do fundamentalnej zmiany. W kolejnych krajach powstają tzw. real estate investment trusts (REIT), nieruchomościowe spółki inwestycyjne. Korzystają z przyjaznego prawodawstwa, przede wszystkim podatkowego. Ich dochody pochodzą bowiem z czynszu za wynajem posiadanych nieruchomości i z ich sprzedaży.

Są nieopodatkowane ale tylko wtedy, gdy niemal w całości zostaną wypłacone inwestorom. Dzięki temu np. Fortis L Fund Real Estate Europe, inwestujący w spółki REIT, wypłacił w styczniu tego roku półroczną dywidendę w wysokości zapewniającej rentowność na poziomie 3,97 proc. rocznie, tyle że przy rocznym wzroście wartości jednostki sięgającym 36 procent.

Oto jeden z powodów, dla których wartość światowego rynku nieruchomości komercyjnych rośnie coraz szybciej. O ile w 2005 r. osiągnęła ona, według danych firmy Jones Lang LaSalle, wartość 475 mld dol., wzrastając o 21 proc. w stosunku do 2004 r., to w 2006 przekroczyła 680 mld. dol., co oznaczało przyrost 38-procentowy.

Na rynek spółek reit jako pierwsze otwarły się Stany Zjednoczone. Potem dołączyły do nich Holandia, Australia i Nowa Zelandia, a prawdziwy wysyp nastąpił kilka lat temu: wraz z akcesem Belgii, Francji, krajów azjatyckich. W tym roku do peletonu dociągnęły Wielka Brytania i Niemcy, a takie posunięcie rozważają już m.in. Brazylia, Finlandia, Włochy, Meksyk, Kanada oraz Indie.

Dlaczego? Ponieważ dzięki temu rozwiązaniu fundusze inwestycyjne i emerytalne mogą wreszcie szeroko lokować na rynku nieruchomości komercyjnych. Bezpośrednie wkładanie środków w akcje dewelopera czy konkretne nieruchomości jest dla takich spółek obarczone ryzykiem oraz związane z różnymi niedogodnościami, choćby podatkowymi, a także z dodatkowymi kosztami.

REITs tymczasem oferują profesjonalne zarządzanie i zero podatku. Na dodatek ich kursy podążają za trendami na rynkach nieruchomości, a nie akcji, co czyni z nich instrument stabilizujący portfel inwestora. Tym bardziej że jest to najmniej zglobalizowany rynek. Kiedy giełda nowojorska ma chrypkę, odbija się to ciężką grypą na rynkach rozwijających się. Ale aż takiego powiązania na rynkach nieruchomości dotychczas raczej nie widać.

Na razie wyniki funduszy inwestujących w nieruchomości są doskonałe - nawet na rynku amerykańskim. Mierzone indeksami nie zachwycają, natomiast wartość najlepszych funduszy spółek nieruchomościowych REIT wzrosła w ciągu roku o ponad 50 procent. W Europie wspomniany fundusz Fortis zarobił 36 proc., a jego stopa zannualizowana za ostatnie trzy lata to 34 procent. Po otwarciu na REIT Niemiec i Wielkiej Brytanii, można przewidywać dalszą hossę. W 2005 r. na rynek REITs napłynęło 140 mld euro. Nie ma jeszcze pełnych danych za rok 2006, ale ocenia się, że było to przynajmniej 170 mld euro, jeśli nie więcej. Tego typu fundusze są interesujące dla inwestorów ze względu na stabilność ich dochodów. Można je pod tym względem porównywać do funduszy obligacji, opracowano nawet służące temu wskaźniki. Pokazują one na tle rentowności funduszy papierów dłużnych stałe dochody z czynszów spółek REIT. Wynoszą one 6 - 7 proc. rocznie to już więcej niż osiągany przez nie zysk, a jeszcze do tego trzeba doliczyć wzrost cen nieruchomości.

Zdaniem Jacka Fostera, menedżera funduszy nieruchomościowych Franklin Templeton, w portfelu zwykłego inwestora nieruchomości powinny zatem obecnie stanowić nawet 30 procent. Z tego blisko 15 proc. aktywów należałoby ulokować w spółki REIT, a resztę w samodzielnie kupione mieszkanie.Niestety, wśród krajów otwierających swe rynki dla spółek REIT na razie nie ma Polski. Ale skoro w Unii przepływ kapitału jest wolny, tylko czekać tu zmian.

Przemysław Szubański

Wejście smoczka

Robeco Global Value Equities fundusz akcyjny typu value, który inwestuje na świecie w akcje niedoszacowanych spółek. To styl, który IFM promuje wśród swoich klientów: bardzo mało znany w Polsce, a przy tym nadzwyczaj skuteczny. Najlepszym inwestorem value jest od dziesięcioleci Warren Buffett.

Robeco High Yield Bonds fundusz obligacji przedsiębiorstw o wysokiej dochodowości. Jego średni wynik za ostatnich pięć lat to ponad 8 proc. w euro. A od uruchomienia 2 października 2006 r. polskiej części akcji, wynik sięga 4,5 proc., co daje rentowność powyżej 10 proc. rocznie. To propozycja dla konserwatywnych inwestorów, którzy nie chcą ryzykować i koncentrują się raczej na bezpiecznych lokatach bankowych.

Robeco Emerging Markets Equities obecny na rynkach wschodzących całego świata, w tym Europy Środkowej i Wschodniej ryzykowny, lecz mimo to rentowny.

Robeco Global Bonds - fundusz globalnych obligacji, przeznaczony raczej dla konserwatywnych klientów. Wyniki są na poziomie około 4 proc.

w skali roku. Jednak gdy zaczną spadać stopy procentowe w USA a według prognoz analityków może to być obniżka z obecnych 5,75 proc. nawet do 4,5 proc. to część aktywów funduszu zainwestowana w papiery amerykańskie przyniesie doskonałe wyniki.

Manager Magazin
Dowiedz się więcej na temat: fundusze | procent | nieruchomości | fundusze inwestycyjne | wojny | TFI | rentowność
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »