Gazowa telenowela zaczyna zamieniać się w horror
Na rynku gazu utrzymuje się duża nerwowość. Ceny spotowe w Europie wzrosły do prawie 1070 dolarów za tysiąc metrów sześc. Impulsem prowzrostowym są obawy, że Rosja wstrzyma przesył gazu do Finlandii w odpowiedzi na jej gotowość wstąpienia do NATO. Takie sygnały napłynęły już na rynki. Wcześniej niepokój konsumentów wywołały informacje o ograniczeniu przesyłu przez terytorium Ukrainy i sankcje odwetowe nałożone przez Rosję. Eksperci wieszczą ciężką zimę.
Gaz kosztował już poniżej 1000 dol. za tysiąc metrów sześc. Ceny spadały w miarę jak poprawiała się pogoda. Zawirowania na rynkach wzmagają jednak nerwowość na rynkach, podbijając cenniki. Gaz na rynku spot w Europie podrożał do 1066 dol. Rynki obawiają się, że Gazprom odetnie dostawy surowca do Finlandii. Wcześniej koncern przestał tłoczyć surowiec do Polski i Bułgarii.
Fińska spółka Gasum skierowała już do Trybunału Arbitrażowego w Sztokholmie pozew dotyczący współpracy z Gazpromem. Kluczowa rozbieżność dotyczy regulowania należności za gaz w rublach, ale Finowie tłumaczą, że brakuje porozumienia także w przypadku innych zapisów umowy.
Rosja dostarcza gaz ziemny do Finlandii od ponad 45 lat. W grudniu 2015 r. Gazprom Export i Gasum przedłużyły kontrakt do końca 2031 r. W ostatnim czasie rząd Finlandii zdecydował o znaczącym zwiększeniu krajowej produkcji biogazu. W kwietniu władze rozpoczęły też współpracę z Estonią w celu realizacji dostaw gazu ziemnego drogą morską. Estoński operator systemu gazowego Elering podpisał 4 maja umowę ze swoim fińskim odpowiednikiem Gasgrid Finland o wspólnej dzierżawie i eksploatacji pływającego terminalu LNG. Jednostka do końca roku miałaby trafić do Estonii.
Pod koniec marca prezydent Władimir Putin podpisał dekret, zgodnie z którym od 1 kwietnia 2022 r. odbiorcy gazu z Rosji muszą regulować płatność za surowiec w rublach. Komisja Europejska uznała, że taki schemat narusza sankcje antyrosyjskie. Część państw zdecydowanie sprzeciwia się zmianie zapisów w umowach.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Kilka dni wcześniej Ukraina wstrzymała przepływ gazu z Rosji za pośrednictwem zajętej tłoczni Nowopskow i stacji Sochraniwka, tłumacząc to nielegalnym poborem surowca przez Rosjan. Stacja i tłocznia znajdują się na terenach okupowanych przez Rosję. Ukraina powołuje się na czynnik tzw. "siły wyższej", czyli zdarzenia niezależnego od operatora, które częściowo uniemożliwia wykonanie umowy. Strona ukraińska proponowała, by gaz pompowany przez ten punkt został przekierowany do stacji Sudża na granicy Ukrainy i Rosji, jednak Gazprom nie przystał na tę propozycję.
Przez Sochraniwkę płynęła jedna trzecia gazu przesyłanego z Rosji przez Ukrainę przeznaczonego na rynki unijne. Dziennie było to ok. 32 mln m sześc. surowca. Pozostała część tranzytu, od 17 do 77 mln m sześc., realizowana była przez stację Sudża. Jak podaje Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, wyłączenie tranzytu przez Sochraniwkę powoduje, że na rynek europejski trafia 20-30 mln m sześc. gazu dziennie mniej. I choć nie paraliżuje to europejskich rynków, przekłada się na wzrost ceny błękitnego paliwa.
We wtorek operator GTS Ukraina przyjął od Gazpromu wniosek o tranzyt gazu w wolumenie prawie 49 mln m sześc. Z kolei poniedziałkowa oferta wyniosła prawie 47 mln m sześc., ale do końca dobry gazowej wzrosła do blisko 57 mln m sześc. Przyjmowano wnioski wyłącznie przez stację Sudża.
Na rynkach pojawiają się opinie, że Rosjanie mogą wykorzystać decyzję Ukrainy do zdyskredytowania tego kraju jako państwa tranzytowego. Nie brakuje też komentarzy, że mogliby być zainteresowani wywołaniem awarii w Sudży. Wszystko po to, by zmusić Europę do uruchomienia Nord Stream 2.
Dotychczas tranzyt gazu z Rosji przez Ukrainę przebiegał bez zakłóceń. Jak podaje PISM, Gazprom zwiększył nawet przesył tą trasą drogą z 83 mln m sześc. 24 lutego do 109 mln m sześc. dziennie w marcu. W kwietniu wolumen przesyłu spadł. Wynosił między 43 a 108 mln m sześc.
To jednak nie koniec niespodzianek na europejskim rynku gazu - 11 maja Moskwa nałożyła sankcje m.in. na europejskie spółki współpracujące z Gazpromem. Wśród nich znalazł się Gazprom Germania oraz polski Europol Gaz, który jest właścicielem polskiego odcinka gazociągu jamalskiego.
Niemiecki minister gospodarki Robert Habeck potwierdził, że dostawy rosyjskiego gazu do koncernu Gazprom Germania zostały odcięte. Chodzi o 10 mln m sześc. dziennie, co musi być zrekompensowane z innych źródeł.
Gazprom ogłosił też, że ze względu na sankcje przeciwko firmie Europol Gaz nie będzie wykorzystywał biegnącego przez Polskę gazociągu jamalskiego wykorzystywanego do tranzytu gazu do Europy. Przesył gazociągiem Jamał-Europa przez Białoruś i Polskę do Niemiec był bardzo mocno ograniczony już od grudnia zeszłego roku. Gazprom rezerwował przepustowość jedynie na pojedyncze dni, na niewielkie wolumeny. Przepływ ustał wraz ze wstrzymaniem przez rosyjski koncern dostaw do Polski 27 kwietnia. Gazociąg pracował natomiast w trybie rewersu, gaz płynął z kierunku zachodniego na wschód.
Sytuacja na rynku gazu jest trudna. Kluczową alternatywą stało się LNG, na które popyt od lutego gwałtownie wzrósł. I tak na przykład amerykańskie instalacje eksportowe są w pełni wykorzystywane i mają ograniczone możliwości zwiększania wydajności. Rystad Energy ocenia że do końca 2022 roku popyt przewyższy podaż. W realizacji są nowe projekty, ale przyniosą one rynkom ulgę dopiero po 2024 roku.
Oczekuje się, że globalny popyt na LNG osiągnie w tym roku 436 mln ton. Tymczasem podaż to 410 mln ton. - Nie ma wystarczającej ilości LNG, aby zaspokoić popyt. Na krótką metę oznacza to ciężką zimę w Europie - mówi Kaushal Ramesh , starszy analityk ds. gazu i LNG w Rystad.
W minionym roku Rosja wysłała do Europy 155 mld m sześc. gazu, co stanowiło ponad 30 proc. zapotrzebowania na ten surowiec.
Monika Borkowska
Zobacz również: