General Motors zaciska pasa
General Motors zabrał się za ostre cięcia kosztów. Koncern zaczął od dyrekcji obcinając uposażenie prezes o połowę, a wynagrodzenie wiceprezesów o jedną trzecią. Mniej pieniędzy dostaną też akcjonariusze spółki, bo GM o połowę zmniejszył dywidendę oraz pracownicy.
GM musi zacisnąć pasa, ponieważ jego finanse są w opłakanym stanie. Ub.r. ten największy producent samochodów na świecie zamknął stratą w wysokości 8,6 mld dolarów. Problemy koncernu mają przynajmniej kilka źródeł: konkurencja ze strony innych graczy, słaby popyt na luksusowe samochody, na które nastawił się GM, a także skostniały i niezwykle kosztowny system płac .
Program cięć został wdrożony pod naciskiem Kirka Kerkoriana, znanego finansisty i zarazem największego indywidualnego udziałowca GM. To właśnie za jego sprawą zarząd spółki ograniczył coroczną dywidendę do jednego dolara od akcji, co pozwoli zaoszczędzić każdego roku około 565 mln dolarów. Oznacza to pierwsze zmniejszenie dywidendy od ponad 13 lat.
Cięcia obejmą także wynagrodzenia zarządu: prezes GM Rick Wagoner dostanie z kasy koncernu połowię mniej pieniędzy, a uposażenie jego zastępców Johna Devine'a, Roberat Lutza i Fritza Hendersona skurczy się o 30 proc.
W oszczędnościach będą też partycypowali pracownicy. Od przyszłego roku wpłaty na fundusz ochrony zdrowia emerytowanych pracowników pozostaną na poziomie 2006 r. Na tym nie koniec złych wieści dla załogi koncernu. Prezes Rick Wagoner zapowiada, że w przyszłym miesiącu ogłoszone zostaną zmiany w pracowniczym funduszu emerytalnym.
"Są to trudne decyzje, wymagające ofiar od naszych pracowników, akcjonariuszy, emerytów i wyższego kierownictwa. Stoimy jednak w obliczu dramatycznych zmian w przemyśle motoryzacyjnym, wymagających od nas szukania dodatkowych sposobów ograniczenia ryzyka finansowego" - głosi oświadczenie prezesa GM.