Gęsina - polski hit eksportowy - trafia na niemieckie stoły
Polska produkuje rocznie 20 tys. ton gęsiny. 85 proc. tej produkcji trafia na niemieckie stoły.
Gęsi nie są obecnie już tak tłuste, jak kiedyś: ich mięso jest ważniejsze niż tłuszcz. Dla niemieckich producentów coraz trudniejszy jest zbyt na ojczystym rynku: zbyt duża jest rozbieżność cenowa i coraz trudniej jest im konkurować z importowanymi gęsiami. Ocenia się, że tylko 10 proc. gęsiny na niemieckim rynku jest rodzimej produkcji. Gros importów pochodzi z Polski.
Kto chce zobaczyć szczęśliwe gęsi, ten musi wybrać się właśnie do Polski. Nieco ponad sto kilometrów na wschód od Warszawy zaczyna się "gęsie zagłębie": w każdej właściwie zagrodzie hoduje się gęsi, wiele z nich to niewielkie, rodzinne gospodarstwa. Właścicielem jednego z nich jest Piotr Powałka. - Są dwie zasadnicze sprawy, ważne w hodowli gęsi: owies i zielenina. Nie ma mowy o innej paszy. I oczywiście wybieg, żeby zwierzęta miały swobodę. Tego gęsiom potrzeba jest do szczęścia, mnie zresztą też - śmieje się.
Ale nie zawsze tak było. W latach 90-tych ub. wieku, opowiada Piotr Powałka, liczebność jednego stada wynosiła nawet 10 tys. gęsi w jednym rzucie. Niewiele to miało wspólnego z jakością. - Teraz hoduję 2 tys., maksymalnie 3 tys. sztuk. Na szczęście zaczęto zwracać uwagę na to, żeby nie stresować zwierząt. Hodowla musi być ekologiczna. Chcemy, żeby klienci byli zadowoleni. Mnie samemu też to bardziej odpowiada - podkreśla hodowca.
Z 7 milionów gęsi, jakie rocznie hodowane są w Polsce, gros trafia na niemiecki rynek. Krzysztof Terlikowski, szef firmy przetwórstwa mięsnego podkreśla, że zwierzęta w Polsce są hodowane w naturalnych warunkach i nie ma tu mowy o tuczeniu gęsi siłą, jak ma to miejsce we Francji czy na Węgrzech.
- W Polsce nie tuczy się gęsi na tłuszcz ani na olbrzymie wątroby. Już od dawna nie zezwala na to prawo - podkreśla. Gęsi w Polsce mają wolny wybieg, często z sadzawką czy stawem. To prawdziwe ekologicznie chowane zwierzęta.
Krytycy są jednak zdania, że rzeczywistość wygląda niekiedy zupełnie inaczej. Także i w Polsce nie wszyscy hodowcy trzymają się tych zasad. Jeden z ich trików: importują mięso gorsze jakościowo, bo z szybko tuczonych gęsi z Węgier, opatrują nowymi etykietkami i sprzedają jako własne, z ekologicznej hodowli. Przykrą niespodziankę przeżywają dopiero konsumenci na talerzu.
Jak można się przed tym chronić? Trzeba pogodzić się z nieco większym wydatkiem, twierdzą polscy hodowcy. Bo dobra jakość ma także i w Polsce swoją cenę.
Gęsi z hodowli Stefana Beckera w Samersbach na pogórzu Eifel na zachodzie Niemiec przy granicy z Belgią należą do tych "szczęśliwych". W maju przywiózł małe gąski z wylęgarni w Muensterlandzie. Jednodniowe pisklęta ważyły po 60 g. - Na początku było z nimi potwornie dużo pracy - przyznaje niemiecki hodowca. Trzeba było mieć je na oku prawie przez cały dzień, chronić przed drapieżnymi ptakami i lisami. Młode gąski miały wybieg na 4-hektarowej łące ze stawem, cały dzień były na wolnym powietrzu.
- Karmę miały 200 metrów dalej, czyli musiały tam dojść. To było dla nich jak trening, ale wtedy dobrze rozwijają się im mięśnie.
Najpierw hodowca z Eifel miał tylko 20 sztuk na własne potrzeby. Teraz stado liczy 500 sztuk. Zamówienia można składać u niego też przez internet. Najdalsze przyszło ze Sztokholmu. Około 11 listopada zaczyna się gęsi sezon - wtedy jest ubój, skubanie, patroszenie - mnóstwo pracy. Schłodzone mięso wysyłane jest w specjalnym opakowaniu do klientów. - Moja cena to 24,90 euro za kilo. Kiedy sztuka waży 4-5 kilo, za gęś trzeba zapłacić około stu euro.
U dyskonterów za gęś w ofercie płaci się 5 euro. - U mnie za taką cenę nie dostanie się nawet kilograma - podkreśla Stefan Becker.
Ale klienci, dla których liczy się wysoka jakość, płacą tę wysoką cenę. Stefan Becker twierdzi, że mógłby żądać nawet więcej, ale sam wyznaczył sobie granicę. W tym roku ograniczył stado do 250 sztuk; jest zdania, że tyle jest w stanie wyhodować w naprawdę optymalnych warunkach.
tagesschau.de / Małgorzata Matzke, Redakcja Polska Deutsche Welle