Gmina kusi
Rośnie zainteresowanie inwestorów nieruchomościami w polskich miastach. Atrakcyjne stały się nie tylko Kraków czy Warszawa. Do głosu dochodzą mniejsze ośrodki.
Wbrew obiegowym przekonaniom, o pozyskiwaniu inwestorów przez polskie miasta decyduje nie tylko infrastruktura drogowa.
Ważne jest też to, jakim miejscem do życia jest dany ośrodek. Trudno ściągnąć specjalistów tam, gdzie wszystko kończy się o 18.
- Parę razy zdarzyło nam się, że inwestor miał piękny teren z dobrym dojazdem i przyjaznym samorządem. Jednak kiedy wyszedł wieczorem po negocjacjach z urzędem miasta i zobaczył kompletnie wymarłe miasto, w którym oprócz paru pijaczków nie było nikogo, powiedział: "Ja tego swoim ludziom nie zrobię" - mówi Agnieszka Wojnarowska, dyrektor departamentu rozwoju regionalnego Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych.
Coraz bardziej oczywiste staje się to, że ważne dla przyszłych inwestorów (i ich pracowników z rodzinami) jest otoczenie, czyli restauracje, kina czy miejsca handlowe.
W globalnym rankingu najbardziej popularnych miast, jeśli chodzi o lokowanie centrów usług biznesowych, pierwszy jest Kraków - z jedenastą pozycją na świecie.
- Kraków ma świetne walory turystyczne. Poza tym się promuje. Sam widziałem w CNN Asia regularne spoty o Małopolsce - mówi Tomasz Buras, dyrektor działu wynajmu powierzchni biurowych w Europie Środkowej w Savills.
Drugim miastem na tej liście jest Warszawa z 38. pozycją na świecie. Następny jest Wrocław - na 78. miejscu.
Wszystkie inne miasta są daleko w tyle. - Pokazuje to, jak ważna jest promocja miasta, jego otoczenia i miejsca do życia. Nie tylko w Polsce, ale też za granicą - dodaje Buras.
Ale nie tylko to się liczy. Samorządy starają się uatrakcyjnić swoje oferty. Na Śląsku zorganizowano konkurs "Grunty na medal". Województwo śląskie oferuje ok. 150 terenów pod inwestycje, z czego w ramach konkursu ok. 30.
Andrzej Szteliga, pełnomocnik marszałka ds. centrum obsługi inwestora i eksportera Śląskiego Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach, uważa, że jednym z podstawowych elementów atrakcyjności dla inwestorów jest zwolnienie od podatków od nieruchomości zarówno w części gruntowej, jak i budowlanej.
- Gdyby jeszcze była możliwość udzielenia pomocy publicznej, która pozwalałaby na przykład na sprzedaż niektórych gruntów po zaniżonych cenach lub po cenie wręcz symbolicznej, to w skali kraju na pewno zwiększyłoby to siłę przyciągania inwestorów - twierdzi Szteliga.
Potrzebne jest też mniej formalne wsparcie procesu inwestycyjnego przez samorządy. Chodzi nie tylko np. o działania specjalnych izb gospodarczych, które niemal prowadzą inwestora za rękę. Nie jest to też jedynie kwestia pokazania mu terenu, przedstawienia mu zniżek finansowych czy zaproponowania kadry specjalistów.
- Miałem do czynienia z sytuacją, w której inwestor został przez lokalne władze zaproszony z rodziną do wynajętej na obrzeżach miasta willi. Władze przygotowały dla niego ofertę rozrywek sportowo-kulturalnych, a dla jego dzieci szkołę w języku rodzimym - mówi Andrzej Szteliga.
Jak to robią w Katowicach - mieście, którego centrum to od roku wielki plac budowy?
- Miasto inwestuje miliardy w infrastrukturę, ale też w kulturę, co ma znaczenie dla jakości życia mieszkańców. Każde z miast Metropolii Silesia ma w urzędach komórki dla inwestorów strategicznych - zapewnia Marcin Krupa, wiceprezydent Katowic.
Według Waldemara Lesiaka, dyrektora działu projektów biurowych i hotelowych Echo Investment, rynki takie jak Kraków, Wrocław, Poznań czy Katowice będą funkcjonować bez problemów, bo w nich jest stały popyt na budynki biurowe. Nie oznacza to, że nie można odnieść sukcesu na rynku mniejszym - w Kielcach, Szczecinie czy w Rzeszowie, ale - zdaniem specjalistów - są to miejsca dla mniejszych inwestorów.
- Do Rzeszowa nie będziemy ściągać IBM, lecz firmy lokalne, nie tylko z kapitałem zagranicznym, ale też polskie, które nie chcą konkurować na rynku pracy z największymi markami. One nie szukają powierzchni klasy A, bo dla nich ważne są koszty - tłumaczy Bartosz Niedźwiedzki z Ernst & Young.
Biznes INTERIA.PL na Facebooku. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Wolnych i atrakcyjnych terenów inwestycyjnych nie brakuje. Ich właścicielami są najczęściej: Skarb Państwa, agencje państwowe, samorządy lub PKP. Agencja Mienia Wojskowego ma ok. 6 tys. ha. Dominują grunty niezabudowane - 42 proc. w gminach wiejskich i 58 proc. w miejskich. Przeważają działki powyżej 10 ha, więc agencja przed sprzedażą dzieli je na mniejsze.
- Głównym naszym odbiorcą są małe i średnie firmy oraz osoby fizyczne. Ostatnio spadło zainteresowanie dużych firm naszą ofertą - mówi Zbigniew Prokopczyk, dyrektor zespołu gospodarki nieruchomościami Agencji Mienia Wojskowego. Do najbardziej atrakcyjnych terenów inwestycyjnych w posiadaniu AMW należy m.in. 21 działek od 2 tys. ha do 1,5 ha na cele usługowo-mieszkaniowe na Helu i 0,5 ha w Krakowie w pobliżu dworca Kraków Główny.
Wciąż na inwestora czeka podwarszawska twierdza Modlin. Przetarg planowany jest na styczeń-luty 2013 r. - Ale nie należy tracić z pola widzenia bardzo atrakcyjnych terenów w mniejszych miejscowościach. W latach 2010-12 aktywność inwestycyjna na rynkach lokalnych była największa (pomijając Warszawę, Kraków, Poznań, Katowice, Trójmiasto i Wrocław) w woj. zachodniopomorskim (21 proc. sprzedanych gruntów), dolnośląskim (21 proc.) i warmińsko-mazurskim (13 proc.) - wylicza Zbigniew Prokopczyk.
Mniejszych miejscowości broni także Jan Mroczka, prezes zarządu Rank Progress, według którego atrakcyjność inwestycyjna przenosi się właśnie do nich.
- Zeszliśmy do miast do 30 tys. mieszkańców i chcemy tam realizować projekty ok. 6 tys. m kw. Już dziś mamy w połowie zamówione powierzchnie handlowe, które dopiero chcemy zrealizować - tłumaczy Mroczka.
Tereny Agencji Nieruchomości Rolnych to przeważnie lokalizacje na peryferiach miast. Rocznie agencja sprzedaje średnio 100 tys. ha. Do najciekawszych propozycji agencji należy m.in. 250 ha koło trasy gdańskiej i nowego lotniska w Modlinie oraz kilkanaście hektarów w okolicach Góry Kalwarii pod budownictwo.
Jeśli chodzi o sektory, to wciąż niezmiennie dominują motoryzacyjny i maszynowy.
- W takich województwach jak śląskie, dolnośląskie czy pomorskie ta jakość dodana dzięki innowacjom czy nowym technologiom jest bardzo ważna. Wprowadza do gospodarki myśl uczelnianą dzięki komercjalizacji badań naukowych i tworzeniu centrów usług wspólnych - mówi Agnieszka Wojnarowska Z PAIiIZ.
Dodaje, że na przykład w woj. podlaskim czy warmińsko-mazurskim wciąż każdy inwestor jest na wagę złota. Nic jednak nie wyklucza wejścia tych wielkich, bo - jak zapowiada Wojnarowska - za chwilę pojawią się tam Saudyjczycy zainteresowani budową pięciogwiazdkowych hoteli, aquaparków i domów opieki.
Centra usług biznesowych jeszcze 10 lat temu w Polsce nie istniały. Dziś nasz kraj pod względem liczby zatrudnionych osób w sektorze business process outsourcing jest na trzecim miejscu na świecie. Po Chinach i Indiach.
- BPO nie robi się w próżni. Potrzebny jest życzliwy samorząd, który się nie krzywi i rzeczywiście chce tej inwestycji. Niezbędna jest też promocja miejsca i infrastruktura - uważa Sławomir Majman, prezes zarządu Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych.
Branża ta zatrudnia 90 tys. pracowników w całej Polsce i tendencja jest rosnąca. Prognozy wskazują, że jeszcze w tym roku liczba zatrudnionych przekroczy 100 tys. - Przekłada się to na popyt na powierzchnie biurowe w miastach regionalnych.
W 2006 r. poza Warszawą w ośmiu największych miastach regionalnych łączny zasób powierzchni biurowych wyniósł ok. 1 mln 100 tys. m kw. Na koniec I półrocza tego roku było to już 2 mln 300 tys. m kw. - mówi Tomasz Buras.
W związku z tym rośnie konkurencja, jeśli chodzi o pracowników.
Szczególnie jest to widoczne w miastach z tzw. pierwszej szóstki. Dlatego część firm, które chcą ulokować kolejne biura w Polsce lub otworzyć pierwsze centrum usług w naszym kraju, rozważa mniejsze miasta regionalne, te o liczbie ludności 200-300 tys. i mniej, nawet ok. 100 tys. mieszkańców.
Na tych rynkach dzisiaj jest dość trudno znaleźć biurowiec klasy A, ale poważny bodziec popytowy w postaci zapytań od firm sektora BPO może spowodować, że deweloperzy zainteresują się tymi rynkami i odważą się wybudować te obiekty.
Pierwsze takie inwestycje powstały w Szczecinie i w Lublinie. Są także projekty ulokowane w Opolu. Kolejne miasta wskazywane przez najemców to: Toruń, Bydgoszcz i Olsztyn.
- Wybraliśmy Radom, bo jest godzinę jazdy autostradą od Warszawy i władze miasta nas zachęcały do inwestycji tutaj - mówi John Gabrovic, dyrektor Centrum Słonecznego, AIG/Lincoln Polska. - Nasz budynek spełnia wysokie standardy, m.in. na osobę przypada 7-8 m kw., a przy tym czynsz będzie mniejszy niż 10 euro za m kw.
Majman potwierdza, że w pierwszym półroczu tego roku zanotowano bardzo poważny przyrost inwestycji w sektorze BPO. Według niego, BPO spełnia także misję społeczną, bo sektor ten w najwyższym stopniu absorbuje absolwentów wyższych uczelni. W centrach BPO zatrudnia się 90 proc. ludzi z wyższym wykształceniem.
W ostatnim roku, w sektorze BPO pojawiła się też tendencja zmniejszania rozmiaru pojedynczego centrum usług.
Nie dziwią centra, które zatrudniają 50-60, a nie - jak wcześniej - 150 osób. Takich miejsc będzie przybywać.
Grażyna Kuryłło