Gospodarka odpadami. Konieczny jest spójny plan działania

Największym wyzwaniem w gospodarce odpadami jest brak perspektyw co do tego, jak będzie wyglądał system w perspektywie kilku lat. Nie możemy budować na potęgę spalarni odpadów, bo biorąc po uwagę przewidziane prawem wymagane poziomy recyklingu w końcu zabraknie wsadu do spalania - mówi Interii Anna Sapota, wiceprezes ds. relacji rządowych w Europie Północno-Wschodniej firmy TOMRA działającej na rynku urządzeń do sortowania i automatów do opakowań zwrotnych.

Monika Borkowska, Interia: Co jest dziś kluczowe, jeśli chodzi o gospodarowanie odpadami?

Anna Sapota: Musimy wiedzieć, co nas czeka. Jak będą wyglądały konkretne przepisy dotyczące rozszerzonej odpowiedzialności producentów, systemu kaucyjnego, gospodarowania odpadami. Chcę przy tym podkreślić, że nieodzowne jest tu całościowe podejście do problemu. Propozycje powinny być spójne, uwzględniać wszystkie elementy systemu i to w perspektywie wieloletniej. Jak ze wszystkimi zmianami legislacyjnymi, również w tym przypadku istotny jest czas. Im więcej czasu będą miały gminy i inni uczestnicy systemu na przygotowanie się do działania w nowych warunkach, im większa będzie przewidywalność w branży, tym lepiej.

Reklama

Wyzwań nie brakuje. Dynamicznie rosną wymagane poziomy recyklingu w kolejnych latach. Czy zdołamy zrealizować wskazane cele?  

- W przedstawionym w minionym tygodniu projekcie nowelizacji o utrzymaniu porządku i czystości w gminach przywrócono możliwość obliczania poziomu recyklingu za 2019 rok, raportowanego w 2020 roku, metodą czterech frakcji. To dobra decyzja, niewątpliwie pomoże gminom zrealizować cel na poziomie 40 proc. Skoro Unia na to pozwala, lepiej dać gminom dodatkowy rok na przygotowanie się do kolejnych wyzwań. Dzięki temu gminy w całej Polsce zaoszczędzą ok. 900 mln zł, które musiałaby zapłacić w ramach kar.

A co z założeniem na kolejny rok, czyli 50 proc.? Z tym poziomem również możemy czuć się spokojnie?

- Myślę, że to będzie ogromne wyzwanie. Tym bardziej, że cel nie będzie już liczony na podstawie czterech frakcji, a z całości odpadów. Poprzeczka będzie już zawieszona bardzo wysoko.

Projekt nowelizacji, który przywołałyśmy, znosi limit 30 proc. udziału termicznego przekształcania odpadów. Jak ocenia pani tę propozycję?

- Spalanie nie powinno zastępować recyklingu. Gminy mają zapewnić w pierwszej kolejności przygotowanie do dalszego zużycia odpadów selektywnie zebranych. Takie podejście narzuca gospodarka obiegu zamkniętego, ale też prosta ekonomia - ponowne wykorzystanie surowców pozyskanych z odpadów to nowe materiały do produkcji, czyli większe przychody dla firm i budżetu, a mniej śmieci do zagospodarowania w ramach składowania i spalania, czyli mniejsze koszty dla gmin i mieszkańców. Powinniśmy o tym pamiętać. Są frakcje, które będą spalane, bo nie ma pomysłu na inne zagospodarowanie tych odpadów. I z tym musimy się pogodzić. Ale to rozwiązanie powinno być traktowane wyłącznie jako uzupełnienie systemu.

W Polsce mamy mało spalarni. Dużo mówi się o budowie nowych, które mogłyby służyć za lokalne ciepłownie. Dla wielu gmin byłaby tu duża ulga. Ale z drugiej strony istnieje ryzyko, że w przyszłości zabraknie wsadu - przecież wymagane poziomy recyklingu będą rosnąć.

- Faktycznie jest takie ryzyko, jeśli spalarni powstanie zbyt dużo. Nie możemy wychodzić z założenia, że budując spalarnię rozwiązaliśmy problem. Wystarczy spojrzeć na Skandynawię. Tam importuje się w tej chwili odpady do spalania z Wielkiej Brytanii czy z Polski. Wybudowano spalarnie przewidziane do działania przez 20 lat, o konkretnych mocach, pełniące funkcje ciepłowni. Nie można ich tak po prostu wyłączyć. Stąd decyzja o zakupie odpadów z zagranicy. Warto uczyć się na błędach innych by nie wpaść w tę samą pułapkę.

I dlatego trzeba patrzeć na rynek całościowo...

- Dokładnie tak. System jest jak układanka z puzzli. Punktowe rozwiązania nam się nie sprawdzą. Trzeba zaplanować działania na wielu płaszczyznach, spójne ze sobą. I przede wszystkim jak najszybciej przyjąć odpowiednią legislację. Uczestnicy systemu muszą wiedzieć, w którą stronę będzie zmierzał rynek. Potrzebują czasu, by przygotować się do zmian. Tego nie da się zrobić z dnia na dzień. Musimy stworzyć nowoczesny system gospodarowania odpadami na długie lata.

Kiedy możemy spodziewać się wprowadzenia przepisów dotyczących rozszerzonej odpowiedzialności producenta?

- Pytanie nie powinno być skierowane do mnie, a do decydentów. Faktem jest, że wszyscy z niecierpliwością wyczekują projektu. Rozwiązania tam przyjęte będą rzutować na pozostałe elementy rynku. Rozszerzona odpowiedzialność producenta to też kwestie związane z finansowaniem gospodarki odpadami opakowaniowymi. To będzie się przekładać wprost na ponoszone przez nas - mieszkańców - koszty wywozu śmieci. Dyskusje na temat ROP trwają w Polsce od dwóch lat. Teraz ministerstwo komunikuje, że projekt jest na etapie uzgodnień wewnątrzresortowych. Tymczasem dyrektywa powinna była być implementowana do lipca tego roku. Nowy system powinien zacząć działać 1 stycznia 2023 r. Prace się toczą. Trzeba oczywiście mieć na uwadze, że to będzie ogromna zmiana, bo nie rozmawiamy o drobnych udoskonaleniach istniejącego rozwiązania, ale o reformie całego schematu ROP. A z drugiej strony interesariusze mają coraz mniej czasu.

Mamy jeszcze ponad dwa lata.

- Ale to niedużo, biorąc po uwagę rewolucję, jaka czeka branżę, producentów, gminy. To kwestia zaplanowania systemu, zaprojektowania inwestycji, zebrania na nie funduszy, określenia obowiązków gmin i przedsiębiorców. To naprawdę ogromne wyzwanie.

A system kaucyjny? To kolejna ważka kwestia.

- System kaucyjny, czyli system zbierania opakowań, jest sposobem realizacji ROP. Muszą się do niego przygotować producenci, ale również gminy, bo to oznacza, że część strumienia odpadów - butelki, pet, puszki aluminiowe, butelki szklane, do nich nie trafi. Samo wdrożenie takiego systemu od momentu pojawienia się prawa to działania różnych podmiotów rozłożone w okresie kilkunastu miesięcy zanim będzie można oddać pierwszą butelkę PET w sklepie i odebrać kaucję. Dlatego dobrze byłoby zaplanować działania w tym zakresie w gronie różnych interesariuszy rynku.

- Taki system to bardzo dobre rozwiązanie. Jego średnia efektywność w Europie wynosi 90 proc. Najlepszą praktyką na rynku są systemy skandynawskie. Mają one za sobą długą historię. Ale dobrze też sprawdzają się rozwiązania wprowadzone w krajach bałtyckich, w Estonii i na Litwie. Niedługo wprowadzi go u siebie Łotwa. Litwa na przykład w drugim roku po wdrożeniu systemu zebrała aż 92 proc. butelek PET!

A co z zapotrzebowaniem na recyklat? Czy trzeba stymulować popyt rynkowy?

- To kolejna kwestia legislacyjna. Mamy dyrektywę Single-Use Plastics, która powinna zostać wdrożona do połowy 2021 roku. Określa ona wymagania względem producentów, by w opakowaniach i  butelkach PET uwzględniali materiał z recyklatu. Wprowadza wymóg, że od 2025 roku butelki plastikowe muszą zawierać co najmniej 25 proc. tworzysz sztucznych pochodzących z recyklingu; w 2030 roku będzie to już 30 proc. Natomiast trzeba pamiętać, że aby recyklat był dostępny, trzeba zapewnić sobie odpowiednie moce recyklingowe, stworzyć rynek, zastosować odpowiednią technologię. Jeśli legislacji nie ma, przedsiębiorcy nie będą podejmować ryzyka w ciemno. Wiąże się to bowiem z dużymi wydatkami.

Sporo mówimy o przepisach, a warto spojrzeć jeszcze na zachowania konsumentów. Czy dużo pozostawiają do życzenia nasze nawyki konsumpcyjne?

- Jak pokazuje badanie zlecone przez firmę TOMRA wśród mieszkańców Niemiec, Francji, Norwegii i Wielkiej Brytanii, aż 85 proc. z nich uważa, że należy ponownie przemyśleć sposób postepowania z opakowaniami jednorazowymi. Do zmian nawyków gotowi są głównie ludzie młodzi. Z drugiej strony około połowa ankietowanych zastrzega, że nie jest gotowa płacić więcej, by towary mogły być pakowane w sposób bardziej zrównoważony. Jednak prawie wszyscy, bo 94 proc. badanych, dostrzega ogromny potencjał recyklingu. Te trendy znajdują również odniesienie na polskim rynku.

- W opublikowanym latem tego roku badaniu IBRiS, wykonanym na zlecenie CALPE, 96 proc. respondentów stwierdziło, że produkty w Polsce powinny być pakowane inaczej, np. z użyciem mniejszej ilości plastiku lub w opakowania zwrotne. 95 proc. ankietowanych zgodziło się ze stwierdzeniem, że w Polsce jest za dużo opakowań, które trafiają do śmieci. Myślę, że to dobry znak.

Rozmawiała Monika Borkowska

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »