Grexit wciąż całkiem realny
Dziś Grecy po raz drugi w tym roku będą wybierać członków parlamentu. Zdaniem analityków, trudno będzie o wyłonienie stabilnego rządu. Sytuacja niesie ze sobą groźbę trzecich wyborów.
Ostatnie sondaże wskazują, że stworzenie stabilnego rządu może być niezwykle trudnym, albo nawet niemożliwym zadaniem. Ewentualna konieczność przeprowadzenia trzecich wyborów niesie ze sobą groźbę powrotu tematu Grexitu. I całkiem możliwe, że tym razem stałby się on faktem.
Gdy pod koniec sierpnia premier Aleksis Cipras, podał się do dymisji, miał nadzieję, że Syriza odniesie stosunkowo łatwe zwycięstwo w przedterminowych wyborach parlamentarnych. Decydując się na taki krok, Cipras liczył też zapewne na to, że pozbędzie się przy okazji z parlamentu dezerterów z własnej partii, którzy sprzeciwiają się porozumieniu wynegocjowanemu z wierzycielami Grecji. Zgodnie z nim, w zamian za zaakceptowany plan reform, Ateny mają otrzymać pożyczkę w wysokości 86 mld euro.
Teoretycznie sytuacja wydaje się dość prosta. Niezależnie od tego czy wybory wygra Syriza, czy Nowa Demokracja, to większość członków nowego parlamentu będą stanowić posłowie, którzy popierają wynegocjowane porozumienie. Problem w tym, że raczej nic nie wskazuje na to, by którejś z dwóch największych partii udało się zdobyć wystarczającą do samodzielnych rządów liczbę mandatów. Alexis Cipras stanowczo zapowiedział zaś, że nie stworzy koalicji z Nową Demokracją, na której czele stoi Vangelis Meimarakis.
Ciprasowi nie raz zdarzało się już wprawdzie zmieniać zdanie w ważnych kwestiach, ale jeśli tym razem dotrzyma słowa sytuacja może stać się na tyle patowa, że jedynym możliwym rozwiązaniem okażą się kolejne wybory. To skutkowałoby opóźnieniem wdrażania planu reform. Przedłużająca się niepewność odnośnie tego czy Grecja będzie faktycznie respektować postanowienia tego planu z pewnością wywołałaby stanowczą reakcję ze strony wierzycieli.
Pierwsze pogróżki padły już zresztą z ust Jean-Claude'a Junckera w czasie przemówienia wygłoszonego w ubiegłym tygodniu w Strasburgu. Przewodniczący Komisji Europejskiej zaznaczył wyraźnie, że uzgodniony program musi być przestrzegany przede wszystkim przez rząd Grecji - zarówno obecny, jak i przyszły. Juncker ostrzegł, że jeżeli tym razem uzgodnione zasady nie będą przestrzegane, to reakcja UE i strefy euro będzie inna niż wcześniej.
Twarde stanowisko Komisji Europejskiej oznacza, że groźba Grexitu jest wciąż realna. Grecy, zwłaszcza w krótkim terminie, zapłaciliby za to bardzo wysoką cenę. Powrót do drachmy wywołałby drastyczną inflację, a grecki PKB - jak prognozują analitycy agencji Standard & Poor's - spadłby o 20 procent. Tyle, że z punktu widzenia eurolandu, Grexit paradoksalnie mógłby przyczynić się do umocnienia unii walutowej.
Pozostałe państwa strefy euro dostałyby mocny impuls do działania, by zredukować ryzyko kolejnych kryzysów. Prawdopodobny chaos, jaki nastąpiłby w Grecji, pozwoliłby też ograniczyć w innych krajach członkowskich UE wpływy partii populistycznych, które niewątpliwie straciłyby wiele w oczach wyborców.
Za wzięciem pod uwagę Grexitu jako całkiem możliwego zdarzenia przemawia również jeszcze jeden ważny fakt, a mianowicie poprawa sytuacji we Włoszech, Irlandii i Portugalii.
Choć zobowiązania tych trzech państw wciąż przekraczają 100 proc. PKB, to jednak ich zadłużenie powinno w najbliższych latach spadać. Scenariusz, jakiego obawiano się jeszcze całkiem niedawno, w którym wyjście Grecji ze strefy euro uruchomi efekt domina, dziś wydaje się mało prawdopodobny. Ateny z pewnością są tego świadome. Pytanie brzmi, czy wiedzą to również greccy wyborcy?
dr Maciej Jędrzejak, Dyrektor Zarządzający Saxo Bank Polska