Hipermarkety nie znikną, ale stracą na znaczeniu

Na przestrzeni lat zwyczaje zakupowe Polaków zmieniły się, a przewagę na rynku sieci handlowych zyskał segment dyskontów. Super- i hipermarkety odchodzą do lamusa, ale nie stracą całkowicie na znaczeniu.

W czerwcu sieć supermarketów Tesco w Polsce została przejęta przez Salling Group, właściciela sieci Netto. I chociaż o tym, że Tesco boryka się z problemami, wiadomo było od miesięcy, to wyjście zagranicznego gracza z polskiego rynku ukazuje problemy segmentu super- i hipermarketów nad Wisłą.

- Segment super- i hipermarketów od dłuższego czasu tracił udziały rynkowe na rzecz dyskontów. I to przejęcie Tesco przez dyskont Netto jest tego potwierdzeniem. Z perspektywy konsumenta nic się nie powinno zmienić, gdyż politykę cenową dyktują w Polsce liderzy rynku tj. dyskonty. Przetasowania między graczami na rynku mogą w przyszłości występować na mniejsza skalę - mówi Krzysztof Kawa, analityk Ipopema Securities. Jak dodaje, należy pamiętać, że mieliśmy już w przeszłości wyjścia dużych zagranicznych graczy z polskiego rynku, co nie miało istotnego wpływu na poziom cen.

Reklama

Zasady gry rynkowej dyktują teraz dyskonty na czele z Biedronką i Lidlem. Czy to może oznaczać koniec ery super- i hipermarketów? Niezupełnie. - Patrząc sezonowo, to przed świętami Bożego Naradzenia super- i hipermarkety zyskują na popularności, bo robimy duże zakupy i szerokość asortymentu w sklepie ma wtedy istotne znaczenie. Jest miejsce dla takiego formatu, ale w następnych latach jego udział w rynku będzie się zmniejszał. Kryterium będzie lokalizacja. Klienci mogą być mniej skłonni do tego, żeby jechać do dużych sklepów na obrzeża miasta. Spodziewam się, że supermarkety w galeriach handlowych będą osiągały lepsze wyniki, niż te zlokalizowane na obrzeżach miast - przewiduje analityk.

Kwestia lokalizacji to jeden z czynników sukcesu dyskontów na polskim rynku sieci handlowych. To także element szerszego zjawiska zmiany zwyczajów zakupowych konsumentów. - Polacy po początkowym zachłyśnięciu się ilością produktów w super- i hipermarketach, coraz rzadziej robią duże zakupy na zapas. Wolimy mniejsze zakupy w dyskontach, które są bliżej i w których składamy wizyty częściej. Wpływ na to miało również wprowadzenie zakazu handlu w niedzielę, który ograniczył czas, w którym możliwe jest robienie dużych zakupów. To kwestia komfortu użytkownika i zmieniających się zwyczajów - wyjaśnia Interii Krzysztof Kawa.

Jak wskazuje analityk, nie można nie doceniać udziału w rynku sklepów typu convenience i proximity. Te pierwsze to sklepy w dzielnicach mieszkalnych i na osiedlach z towarem na potrzeby bieżące. Przykładem takiego formatu jest sieć Żabka. Sklepy proximity łączą w sobie z kolei cechy punktów convenience i supermarketów. Wśród nich należy wymienić Dino. - Ten format sklepu poprzez swoją lokalizację i bliskość klienta zyskuje coraz większą popularność. Dino jest beneficjentem trendów na polskim rynku i sukcesywnie skaluje swój model biznesowy, zwiększając liczbę sklepów - mówi Krzysztof Kawa.

Dyskonty, convenience i proximity zyskują udziały w rynku nie tylko kosztem super- i hipermarketów, ale i handlu tradycyjnego, czyli małych tradycyjnych sklepów oraz tych zrzeszonych w niewielkich sieciach franczyzowych. - Tam pojawia się niekiedy problem sukcesji: sklepy prowadzone przez seniorów rodu nie mogą znaleźć następców i część z nich zamyka się właśnie z tego powodu, albo jest przejmowana przez większe podmioty. Tu należałoby wymienić grupę Eurocash jako podmiot agregujący takie sklepy. Część tradycyjnych sklepów nie wytrzymuje agresywnej konkurencji i zaczyna się specjalizować w konkretnej kategorii produktowej, próbując wygrać taką specjalizacją kawałek tortu dla siebie - tłumaczy analityk. Jak wyjaśnia, chodzi tu o zmianę profilu sklepu z ogólnospożywczego na sklep z konkretną kategorią produktów np. wyłącznie alkoholi, produktów BIO lub na drogerię. - Pozwala to na przyciągnięcie klienta szerokością asortymentu w jednej kategorii produktowej - dodaje.

Inny segment rynku, który przyspieszył na skutek pandemii koronawirusa to e-grocery, czyli zakupy spożywcze przez Internet z opcją dowozu. - Na pewno cała sytuacja około pandemiczna powinna pomóc branży e-grocery, bo poszerzyła się baza jej klientów. Osoby, które wcześniej nie korzystały z zakupów spożywczych z opcją dowozu, może skorzystały z takiej możliwości po raz pierwszy, co daje przestrzeń do akcji marketingowych przekonujących do robienia takich zakupów w przyszłości. Nawet jeżeli ilość zamówień w e-grocery jest teraz niższa niż na przykład w kwietniu, to efekt netto dla branży na pewno będzie na plus, bo część klientów doceni wygodę takiego rozwiązania i zostanie z takimi zakupami na dłużej - podsumowuje Krzysztof Kawa.

Dominika Pietrzyk  

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: hipermarkety | supermarkety
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »