Idzie chłód, za nim strajki górników
20 września związki zawodowe w Kompanii Węglowej na każdej zmianie zamierzają przeprowadzić czterogodzinny strajk. Jeżeli nadal nie będzie porozumienia z zarządem firmy, 4 października kopalnie mają stanąć na dobę, a dwa tygodnie później na 48 godzin.
Takie decyzje podjął w poniedziałek w Katowicach związkowy sztab protestacyjny. W ubiegłotygodniowym referendum za strajkiem opowiedziało się 92,5 proc. głosujących. Związkowcy nazwali zaplanowane protesty "strajkiem kroczącym". Deklarują przerwanie akcji, jeśli dojdzie do porozumienia.
- Celowo zaplanowaliśmy kolejne działania w odstępach dwutygodniowych. Chcemy dać zarządowi czas, by podjąć merytoryczne rozmowy i dojść do porozumienia. Jeżeli tak się stanie, kolejne punkty naszego harmonogramu nie będą realizowane - powiedział po posiedzeniu sztabu szef górniczej Solidarności, Dominik Kolorz.
Jego zdaniem, inicjatywa dotycząca dalszych rozmów jest w tej chwili po stronie zarządu Kompanii. Związkowcy chcieliby, aby w rozmowach nadal brał udział - jako mediator - wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk, oczekują również obecności wicepremiera Waldemara Pawlaka, nadzorującego spółki węglowe.
- Jesteśmy w stanie zawrzeć porozumienie w każdej chwili, ale musi to być porozumienie korzystne dla załóg. Strajk zawsze jest ostatecznością, lecz nie mamy innego wyjścia. Poparcie załóg dla tej formy sprzeciwu wobec działań i planów Kompanii jest ogromne. I my wykonujemy wolę załóg - ocenił Kolorz.
Po raz pierwszy związkowcy zamierzają zorganizować strajk czterogodzinny. Jak mówił lider górniczej "S", dwugodzinne strajki ostrzegawcze sprowadzały się zwykle do przedłużonych masówek (spotkań z załogą) i nie były dotkliwe dla zarządu; miały raczej propagandowy efekt. - Tym razem chcemy, by było to bolesne, by skłonić zarząd do działania i merytorycznych rozmów - wyjaśnił Kolorz.
Spór w Kompanii dotyczy poziomu wynagrodzeń oraz gwarancji utrzymania zatrudnienia i nielikwidowania kopalń oraz zakładów firmy. Sprzeciw związków zawodowych budzi opracowany przez zarząd spółki projekt jej strategii do 2020 r. Według związkowców, oznacza on zamykanie kopalń, zwolnienia pracowników i likwidację kilkunastu tysięcy miejsc pracy. Zarząd firmy uspokaja, że nikt nie zostanie zwolniony.
Rzecznik Kompanii Zbigniew Madej powtórzył w poniedziałek, że zarząd firmy jest gotowy do dialogu ze związkowcami. Nie sprecyzował jednak, czy i kiedy związki zostaną ponownie zaproszone na rozmowy. Wcześniej kilka rund negocjacji zakończyło się fiaskiem - ostatnie rozmowy zakończyły się na pierwszym punkcie związkowego projektu porozumienia - gwarancji nielikwidowania kopalni Halemba-Wirek.
Madej przypomniał, że według ekspertyz prawnych, jedynie postulat płacowy mieści się w granicach sporu zbiorowego, natomiast sprawy organizacyjne, związane z zatrudnieniem, działaniem kopalń, strukturą firmy i jej strategią są wyłączną kompetencją zarządu. Ewentualny strajk Kompania uważa za nielegalny. Związkowcy odpowiadają, że o tym może rozstrzygać tylko sąd, a nie władze KW.
Według rzecznika, każda doba strajku oznaczałaby dla KW ok. 40 mln zł strat - to utracone przychody ze sprzedaży węgla oraz koszty stałe, które trzeba ponosić niezależnie od tego, czy kopalnie pracują, czy nie. Dobowy ubytek w wydobyciu sięgnąłby 160-170 tys. ton węgla, zdezorganizowana byłaby wysyłka węgla do klientów. Związkowcy uważają wielkość potencjalnych strat za zawyżoną.
- Zarząd Kompanii musi rozważyć, ile warte są nasze żądania, które wcale nie sprowadzają się do roszczeń finansowych, i zestawić to z kosztami ewentualnych strajków - powiedział szef górniczej "S".
Poprzednio kopalnie KW stanęły na dobę w grudniu 2007 r., z powodu sporu płacowego. W 2003 r. 24-godzinny strajk objął trzecią część wszystkich kopalń, głównie KW. Górnicy protestowali wtedy przeciwko planom restrukturyzacji górnictwa.
W ubiegłym tygodniu, przed referendum strajkowym, zarząd Kompanii zaapelował do górników o odpowiedzialność oraz troskę o przyszłość firmy. Firma podkreśla, że fundusz płac jest na stabilnym poziomie, nie ma planu zwolnień pracowników (redukcja wynika z odejść na emerytury), a planowana reorganizacja firmy służy wzmocnieniu jej konkurencyjności i efektywności.
KOMENTARZ INTERII.PL
Do nierentownych kopalń, co za tym idzie górników tam pracujących, dopłaca budżet państwa. Tak naprawdę wszyscy Polacy. Czas powiedzieć prawdę - komercyjny zakład pracy nie przynoszący zysku może istnieć, lecz niedługo. Dla wielu kopalń czas minął. Dawno. Strajki tylko pogorszą sytuację tych firm.
Krzysztof Mrówka
Oblicz swoją płacę netto. Sprawdź, ile trafia do ZUS, NFZ i US