Inflacja czy recesja? Możemy mieć dwa w jednym

Inflacja nie odpuszcza i choć być może zacznie nieco spadać, wzrost cen będzie dalej drenował kieszenie Polaków. Z miesiąca na miesiąc kolejne dane o gospodarce pokazują, że zaczyna się ona kurczyć zamiast rosnąć. Jaki stąd wniosek? - Możemy mieć wysoką inflację i solidną recesję równocześnie - przestrzega były członek Rady Polityki Pieniężnej (RPP) Jan Czekaj.

- Zasadniczymi problemami makroekonomicznym na przełomie 2022 i 2023 roku są wysoka inflacja oraz rozpoczęty spadek dynamiki PKB, który może doprowadzić do spadku PKB, czyli klasycznej recesji - powiedział Jan Czekaj, profesor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie i były członek Rady Polityki Pieniężnej podczas seminarium Warszawskiego Instytutu Bankowości poświęconego sytuacji banków w tym roku.

Zostawmy na razie na boku inflację, choć to ona najbardziej doskwiera teraz Polakom. Zobaczmy, co się dzieje z gospodarką, bo właśnie w niej sytuacja robi się coraz bardziej groźna.

Z danych o gospodarce powiało recesją

Dane GUS za luty nie pozostawiają wątpliwości, że gospodarka kurczy się i to dość szybko. Szokiem dla wszystkich był głęboki spadek sprzedaży detalicznej. W ujęciu realnym, czyli po skorygowaniu o inflację, obniżyła się ona aż o 5 proc. licząc rok do roku, wobec wzrostu o 0,1 proc. w styczniu. Dane były dużo gorsze od oczekiwań analityków, którzy przewidywali, że sprzedaż zmniejszy się, ale zaledwie o 1,4 proc.

Reklama

- Od kilku miesięcy dynamika sprzedaży detalicznej jest bardzo słaba, a spadek w lutym to już dane bardzo złe. Jeśli ta tendencja będzie się utrzymywać, to będzie zagrażać wzrostowi gospodarki, bo wzrost gospodarczy w Polsce jest głównie oparty na konsumpcji, a ta będzie spadać - powiedział Jan Czekaj.

Co gorsze, spada także aktywność w polskim przemyśle. Na dodatek GUS skorygował dane za styczeń i po rewizji okazało się, ze produkcja przemysłowa wzrosła nie o 2,6 proc., ale o 1,8 proc. W lutym natomiast produkcja przemysłowa okazała się niższa niż przed rokiem o 1,2 proc. Po wyeliminowaniu czynników sezonowych była też o 0,9 proc. niższa w porównaniu ze styczniem.

- Mamy ty tendencję spadkową od kilku miesięcy - mówił Jan Czekaj.

Coraz gorsze miesięczne dane wpisują się w trend słabnięcia polskiej gospodarki widoczny już przez cały 2022 rok. W I kwartale zeszłego roku polski PKB wzrósł o imponujące 8,6 proc. rok do roku. W II kwartale nie było jeszcze źle, choć po raz pierwszy od pandemii nastąpił spadek PKB w porównaniu z kwartałem poprzednim. Liczony rok do roku wzrost pozostawał jeszcze na wyżynach osiągając aż 5,6 proc.

- Od I kwartału 2022 roku widzimy wyraźnie słabnącą dynamikę PKB - stwierdził były członek RPP. 

W III kwartale gospodarka dalej słabła, a roczny wzrost obniżył się do 3,6 proc. A w ostatnim kwartale zeszłego roku było to już zaledwie 2 proc. I tu ważna sprawa. W IV kwartale 2022 roku gospodarka skurczyła się w porównaniu z poprzednim kwartałem aż o 2,4 proc. Pod względem kwartalnego spadku PKB Polska okazała się liderem w całej Unii. Jeśli do tego trendu dodamy mizerne styczniowe dane i bardzo słabe za luty już wyraźnie widzimy zagrożenie recesją.

- Nie należy wykluczać, że wartości PKB będą ujemne - przewiduje Jan Czekaj.

Z inflacją będą jeszcze duże problemy

A co w takim razie z inflacją? W lutym wzrosła do 18,4 proc., ale prognozy mówią, że od marca będzie spadać. NBP ma nadzieję, że będzie spadać bardzo szybko i na koniec roku może nawet obniżyć się do okolic 6 proc. Takie szacunki przedstawiał prezes Adam Glapiński.

- Inflacja to jeden z najważniejszych problemów polskiej gospodarki. Poradzenie sobie z nim wcale nie będzie łatwe - mówił były członek RPP. 

Dlaczego? Po pierwsze dlatego, ze inflacja w Polsce, w przeciwieństwie do większości krajów Europy, nie jest spowodowana wyłącznie czynnikami zewnętrznymi (wzrost cen energii i surowców spowodowane wojną), ale i wewnętrznymi. Jakie to czynniki? Generalnie mówiąc - polityka gospodarcza rządu. Inflacja zaczęła niebezpiecznie rosnąć na długo przed wojną i przed pandemią.  

- Właściwie inflacja bazowa i indeks cen konsumpcyjnych znajdują się trendzie wzrostowym już od stycznia 2019 roku (...) Inflacja bazowa rośnie od dwóch lat w sposób systematyczny - mówił Jan Czekaj.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

- Decydenci dostatecznie nie uwzględniali tego czynnika, mieliśmy do czynienia z retoryką, że inflacja jest importowana, jest to "putinflacja" i w związku z tym nic nie można zrobić - dodał.

Inflacja bazowa to ta, która obrazuje niezaspokojony popyt w gospodarce. Liczy się ją w ten sposób, że z koszyka cen konsumpcyjnych "wyjmuje się" żywność i paliwa. Słowem - inflacja bazowa nie pokazuje "zewnętrznych" szoków, ale niedostosowanie (mniejszej) podaży do (większego) popytu. To zjawisko nie ustąpi szybko, bo możliwości wzrostu polskiej gospodarki właśnie słabną. To znaczy, że zapowiadają się całe lata z wysoką inflacją. 

- Będziemy się borykali z inflacją bazową (...) Pod koniec roku ceny paliw i żywności będą wpływać ujemnie na wskaźnik inflacji, cała inflacja będzie więc inflacją popytową (...) Główne czynniki mają charakter wewnętrzny - mówił Jan Czekaj.

Płace rosną szybciej niż wydajność pracy

Pod wpływem rosnących wciąż cen popyt w gospodarce rzecz jasna będzie słabł, ale wciąż będzie dawał przestrzeń do dalszego wzrostu cen. Dlaczego? Bo w Polsce brakuje rąk do pracy. To powód, dla którego przy bardzo silnym hamowaniu gospodarki praktycznie nie rośnie bezrobocie. Płace rosną w tempie przekraczającym 13 proc. rocznie, a znacznie wolniej od nich rośnie wydajność pracy. W 2022 roku tempo wzrostu wydajności pracy było o aż o 10 punktów procentowych mniejsze od tempa wzrostu wynagrodzeń. To drugi powód, dla którego z inflacją możemy borykać się cale lata.

- Od 2015 roku rozbieżność się zwiększa (...) Jeśli te różnice są duże, muszą wpływać na inflację i sytuacja się pogarsza (...) Inflacja rośnie systematycznie wraz z systematycznym wzrostem tej różnicy - mówił Jan Czekaj.

Trzecim powodem tego, że inflacja będzie wysoka i długotrwała są błędy w polityce pieniężnej. NBP tworzył przez lata całkowicie błędne i nie mające wiele wspólnego z rzeczywistości projekcje inflacji. Być może dlatego właśnie mechanizm polityki pieniężnej funkcjonował wadliwie.

- Dotychczasowe projekcje NBP obarczone były bardzo wysokim błędem - powiedział Jan Czekaj.

- Przez cały czas rzeczywista inflacja była znacznie wyższa od projekcji. Rozbieżności są olbrzymie (...) Według projekcji z lipca 2021 roku inflacja powinna była wrócić do celu w lipcu 2022, a tymczasem było to ok. 15 proc. (...) Jest coś nie w porządku z projekcjami, a to może mieć realny wpływ na politykę pieniężną. Projekcja a rzeczywistość to dwie bardzo różne rzeczy - dodał.

Ale zdaniem byłego członka RPP wcale nie jest pewne, iż obecna Rada postępuje zgodnie ze strategią bezpośredniego celu inflacyjnego. Przypomnijmy, że zakłada on roczny wzrost cen o 2,5 proc. z możliwością odchylenia w górę lub w dół o jeden punkt procentowy. A tymczasem mamy inflację przekraczającą 18 proc.    

- Być może nastąpiła zmiana celu polityki pieniężnej. W wypowiedziach prezesa (Adama) Glapińskiego cel inflacyjny schodzi na drugi plan, natomiast ważniejszym problemem dla polityki pieniężnej jest bezrobocie (...) Prezes i premier stawiali pytania, czy lepiej 18 proc. inflacji, czy lepiej 18 proc. bezrobocia (...) Moim zdaniem dylemat jest fałszywy (...) gdyż w Polsce nie ma zasobów wolnej siły roboczej - mówił Jan Czekaj.

- Można mieć wątpliwości, czy cel inflacyjny jest realizowany - dodał.

Prosta droga od inflacji do recesji

Wysoka inflacja i widoczny już słaby wzrost gospodarki lub nawet recesja? To nie są problemy, z którymi Polska może się szybko uporać. Dlaczego? 

Do tego, żeby gospodarka dostosowała podaż do popytu konieczne są inwestycje. Tymczasem w Polsce udział inwestycji w PKB w zeszłym roku wyniósł 16,8 proc., podczas gdy średnio w Unii jest to 22,7 proc. Przypomnijmy, że w 2015 roku stopa inwestycji w Unii wynosiła 20,2 proc., a w Polsce 20,1 proc.      

- Dane się rozjeżdżają (...) W kolejnych latach widzimy w Polsce spadek tego wskaźnika, co stawia nas wśród krajów o najniższym udziale inwestycji w PKB w Unii (...) To bardzo ważny problem (...) jeśli polska gospodarka nie będzie inwestowała, dystans do krajów Europy Zachodniej nie będzie się zmniejszał - mówił Jan Czekaj.

I dodał, że z powodu braku wolnych zasobów pracy wzrost PKB musi wynikać wyłącznie ze wzrostu wydajności pracy, a nie ze wzrostu zatrudnienia. A wzrost wydajności pracy nie jest możliwy bez inwestycji.

Inwestycje nie są natomiast możliwe bez oszczędności gospodarstw domowych. Tymczasem stopa oszczędności w dochodzie rozporządzalnym polskich gospodarstw domowych w 2021 roku wyniosła 5,4 proc. wobec średniej 13,5 proc. dla państw Unii. Jan Czekaj szacuje, że w 2022 roku spadła poniżej 3 proc. i jest to najniższy wskaźnik w całej Unii Europejskiej.

- Można zakładać, że w związku z wysoką inflacją stopa oszczędzania się zmniejszyła - powiedział.

W ten sposób błędne koło, w którym utknęła polska gospodarka, się domyka. Zaczęło się od błędów w polityce rządu PiS polegających na wprowadzeniu modelu stymulowania wzrostu gospodarczego poprzez wzrost konsumpcji. Zagalopowali się za daleko, co wywołało inflację. Zła identyfikacja przyczyn inflacji doprowadziła do błędów w polityce pieniężnej, co pozwoliło, by inflacja wymknęła się spod kontroli. Teraz pochłania oszczędności konieczne do finansowania inwestycji. Bez inwestycji gospodarka będzie dalej pogrążać się w stagnacji.

Jacek Ramotowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: inflacja | recesja | polska gospodarka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »