Inflacja dzieli ekonomistów. Jak będą rosnąc ceny w 2021 r.?
Wzrost cen surowców, produktów spożywczych i usług, a także rosnące ceny administracyjne, w połączeniu ze słabym złotym, powodują, że trudno dzisiaj doszukiwać się powodów dla spadku inflacji.
W środę Główny Urząd Statystyczny opublikuje wstępne dane o inflacji za marzec. Ekonomiści Credit Agricole Bank Polska prognozują, że roczny wzrost cen wyniesie 2,9 proc., wobec 2,4 proc. w lutym.
"Do zwiększenia inflacji przyczynił się znaczący wzrost dynamiki cen paliw, na który złożyły się efekty niskiej bazy sprzed roku, wzrost cen ropy na światowym rynku oraz osłabienie złotego. Pozostałe składowe inflacji (dynamiki cen nośników energii, żywności oraz inflacja bazowa) nie uległy znaczącym zmianom w pomiędzy lutym i marcem" - oceniają ekonomiści CA.
BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Na wzrost inflacji w marcu do 2,9 proc. wskazują także ekonomiści ING Banku Śląskiego. "W kierunku wyższej inflacji działać będą m.in. ceny paliw, które w marcu odnotowały pierwszy od 12 miesięcy wzrost w ujęciu rok do roku. Wysoka pozostanie też inflacja bazowa" - tłumaczą.
Podobne spojrzenie mają również ekonomiści mBanku. Ich zdaniem inflacja w marcu znajdzie się w okolicach 3 proc.
Ekonomiści CA zrewidowali także średnioroczne prognozy inflacji na lata 2021 i 2022 do odpowiednio 3,3 proc. i 2,4 proc.
"Głównym czynnikiem uzasadniającym rewizję naszego scenariusza jest kształtowanie się - wyżej od oczekiwań - cen ropy na światowym rynku. W połączeniu ze słabym kursem złotego oddziałują one w kierunku podniesienia ścieżki dynamiki cen paliw" - tłumaczą i podkreślają, że w maju inflacja przejściowo przekroczyć może poziom 4 proc. To jednak nie wszystkie czynniki.
Ekonomiści CA podnieśli także ścieżkę cen żywności na ten rok. "Obecnie oczekujemy, że dynamika cen żywności i napojów bezalkoholowych zwiększy się w 2021 r. do 1,8 proc. rok do roku wobec 4,8 proc. w 2020 r. (1,0 proc. przed rewizją), a w 2022 r. wzrośnie ona do 2,4 proc. (2,6 proc. przed rewizją)" - dodają. Głównymi powodami dla zmiany są warunki agrometeorologiczne na świecie, a także tempo wygasania pandemii. Ich zdaniem: "w kolejnych miesiącach inflacja bazowa będzie kształtowała się w lekkim trendzie spadkowym". Wsparciem dla takiej tendencji będą efekty wysokiej bazy sprzed roku oraz zmniejszenie inflacji bazowej w strefie euro. "W II połowie 2021 r. i w 2022 r. czynnikiem proinflacyjnym będzie oczekiwana przez nas poprawa sytuacji gospodarczej. Niskie bezrobocie będzie sprzyjało narastaniu presji płacowej" - prognozują.
Przypomnijmy, że Narodowy Bank Polski w marcowej projekcji oszacował, że w 2021 r. inflacja wyniesie 3,1 proc. Prezes NBP wielokrotnie powtarzał, że wzrost cen w tym roku pozostanie w granicach celu inflacyjnego (2,5 proc. z odchyleniem w górę lub w dół o 1 pkt proc.). Jego zdaniem w najbliższych miesiącach wpływ na inflację będą miały "efekty bazy na cenach paliw, na które nałoży się także wzrost cen ropy naftowej na rynkach światowych", a w efekcie inflacja od II kw. może kształtować się w pobliżu 3 proc. (za "DGP").
Jednakże, członek Rady Polityki Pieniężnej Eugeniusz Gatnar spodziewa się, że w II połowie roku inflacja wyniesie ok. 4 proc. Wpływ na to będzie mieć realizacja popytu odroczonego i powrót Polaków do zakupów w momencie szerszego odblokowania gospodarki (za TVP Katowice). Eryk Łon, także członek RPP w niedawnej rozmowie z Interią mówił natomiast, że nie dostrzega "aktualnie ryzyka wzrostu inflacji powyżej górnej granicy odchyleń od celu inflacyjnego". - Mogę natomiast dodać, że z uwagi na realną perspektywę dalszych zwyżek cen surowców w tym roku istnieje dość wysokie prawdopodobieństwo, że inflacja przebywać będzie w tym roku raczej w strefie pomiędzy poziomem celu inflacyjnego a górnym ograniczeniem od celu, niż pomiędzy poziomem celu inflacyjnego a dolnym jego ograniczeniem - ocenił.
Inflację na niższym poziomie widzi w tym i przyszłym roku Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej. - Średniorocznie w 2021 r. spodziewam się inflacji rzędu 2,6 proc., w roku 2022 r. natomiast 1,9 proc. - mówi Interii Soroczyński. Zwraca on jednak uwagę na silne rozwarstwienie między zmianami cen w towarach i usługach. Gdy te pierwsze rosną nieśpiesznie, drugie - wręcz przeciwnie.
Czynników proinflacyjnych w ogólnym ujęciu jest sporo. - Po pierwsze dosyć wyraźnie zdrożały ceny pracy i to w wymiarze średniej pensji, jak i pracy minimalnej - tłumaczy Soroczyński. I dodaje: w ub.r. pensja minimalna wzrosła o 16 proc.; w tym o ponad 7 proc. - To są poważne wzrosty w stosunku do tego jak zmieniał się przeciętny poziom płac w gospodarce - mówi Interii. W 2020 r. - przypomnijmy - przeciętne wynagrodzenie brutto wyniosło 5167, 47 zł i było o 5,1 proc. wyższe wobec 2019 r. - Mamy wypychanie do góry najniższych płac. Z jednej strony dobrze, że osoby niewiele zarabiające mogły zarobić więcej. Z drugiej - firmy usługowe mają problem, żeby dopiąć możliwości działania przy tych poziomach płac i część kosztów przerzucają na klientów. To jest istotny element inflacyjny - tłumaczy Soroczyński.
Przyznaje także, że dodatkowe koszty związane z Covid-19, które firmy muszą ponosić, nie pozostają bez znaczenia. To drugi czynnik, który będzie przekładać się na wzrost cen, głównie w usługach. Z jednej strony to wydatki na środki ochrony i zapewnienie bezpieczeństwa pracowników i klientów. Z drugiej - huśtawka obostrzeń i okresów nieobowiązywania lub luzowania zakazów, do których przedsiębiorcy muszą się przygotowywać w krótkich okresach. A to generuje dodatkowe koszty.
- To uderza głównie w usługi, mniej w przemysł czy budownictwo. Duża część branż usługowych i handlu jest cały czas na huśtawce "można działać - nie można działać". Koszty stałe albo trudne do dopasowania są ponoszone, a ilość towaru lub usług sprzedanych jest mniejsza. Te wahania są coraz częściej uwzględniane. Ceny mogą iść w górę - podkreśla Soroczyński.
- To było bardzo mocno widoczne w 2020 r. Będzie silnie widoczne w 2021., ale po części także w 2022 r. Mimo wszystko inflacyjna fala, dosyć wysoka, jest jednak spadająca: z 3,4 proc. w minionym roku do 2,6 proc. w bieżącym i ok. 2 w kolejnym - zauważa rozmówca Interii.
We wzroście cen cały czas odczuwalny jest wkład tzw. cen administracyjnych, regulowanych przez państwo.
- Zacznę od śmieci - ich wywóz jest 50 proc. wyższy niż przed rokiem. Energia jest droższa, mamy podwyżkę akcyzy, która podbija ceny. W kosztach pojawiają się dosyć liczne parapodatki jak opłata cukrowa - zwraca uwagę główny ekonomista KIG. To są mocne inflacjogenne czynniki, które wciąż będą obecne w tym i kolejnym roku.
Do tego dochodzi także słaby złoty. - Trwa spór, w ramach którego część autorytetów twierdzi, że działa książkowa zasada: czym słabszy złoty, tym lepiej dla eksporterów. NBP wszedł w okres utrzymywania, że słaby złoty im pomaga. Mam kilka obaw co do tego - mówi Soroczyński. I wskazuje, że ta zależność nie jest dzisiaj już tak oczywista. Produkcja jest znacznie bardziej niż kilkanaście lat temu wystawiona na ceny importu. - Jeśli wchodzimy w międzynarodowy podział pracy: dużo eksportujemy, ale też dużo importujemy. Jak złoty jest słaby to importerzy dostają po kieszeni. Mamy wyższe koszty tego, co kupujemy do produkcji, wyższe koszty wytworzenia, bo ceny energii są wysokie. Inaczej by się one kształtowały, gdyby złoty był silniejszy - dodaje główny ekonomista KIG.
Bartosz Bednarz