Inflacja. Ekonomiści: NBP musi odbudować swoją wiarygodność
Inflacja to najgorętszy temat gospodarczy ostatnich kilkunastu miesięcy. Jest wysoko, a będzie jeszcze wyżej. NBP popełnił błędy i teraz będzie musiał się z tego konsekwencjami mierzyć. I nie chodzi tylko o pandemię, bowiem wskaźnik inflacji wyszedł poza cel zanim COVID-19 wywrócił globalną gospodarkę do góry nogami. - Gdybyśmy nieznacznie podnieśli stopę referencyjną na początku 2020 roku, bylibyśmy teraz w dużo lepszej sytuacji decyzyjnej – ocenia członek Rady Polityki Pieniężnej Łukasz Hardt.
Przez długi czas Narodowy Bank Polski (został wyróżniony nagrodą "Najlepiej zarządzany bank centralny w Europie w 2021 roku", przyznaną przez magazyn Capital Finance International) problemu inflacji nie chciał dostrzec, chociaż ta na początku 2020 r. wynosiła 4,7 proc. Przy poziomie 5,9 proc. we wrześniu (w ujęciu rocznym), Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała się na podniesienie stóp proc. w październiku o 40 pkt bazowych, by - jak mówił prezes NBP i przewodniczący RPP Adam Glapiński - ograniczyć ryzyko utrwalenia się inflacji na podwyższonym poziomie. Przypomnijmy, że cel inflacyjny wynosi 2,5 proc. z dopuszczalnym odchyleniem w górę lub w dół o 1 pkt proc.
- Na razie nie ma żadnych efektów drugiej rundy - podkreślał na początku miesiąca szef banku centralnego. Nie ma tym samym, zdaniem prezesa Glapińskiego, sytuacji, w której rosnące ceny przekładają się na wzrost presji płacowej, a podwyżki wynagrodzeń z kolei na kolejne wzrosty cen.
Polemizuje z tą opinią Hardt, który w trakcie webinarium Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN "Przyczyny wysokiej inflacji w Polsce i możliwości jej ograniczania", mówił że: "wszystkie dane, z którymi jako rada mamy okazję się zapoznawać jednoznacznie pokazują, że rosnące oczekiwania płacowe wynikają z rosnącej inflacji. Te dane pokazują także, że mamy początek efektów drugiej rudny. To było widoczne już kilka miesięcy wcześniej".
Zwrócił on także uwagę, że dotychczasowa podwyżka stóp procentowych może dzisiaj nie być już wystarczająca. - Zaczęliśmy podwyżką o 40 pb. w październiku. Proces normalizacji polityki pieniężnej musi być kontynuowany - powiedział Hardt i dodał, że brak reakcji na podwyższoną inflację i wysokie oczekiwania inflacyjne w listopadzie może być negatywny.
- Stoimy przed koniecznością kontynuacji zacieśniania polityki pieniężnej już na najbliższym posiedzeniu poprzez kolejną podwyżkę stopy referencyjnej. Jak dużą? Będzie to przedmiotem ożywionej dyskusji na posiedzeniu w listopadzie - powiedział Hardt.
I tu ponownie staje on w kontrze do prezesa Glapińskiego, który podczas konferencji prasowej po październikowym posiedzeniu rady, starał się rynek odwieść od pomysłu, że to może być początek dłuższego cyklu zacieśniania polityki pieniężnej.
- Nie zapowiadamy, że to będzie cykl, nie zapowiadamy też, że to nie będzie cykl, tylko jednorazowe działanie. Na pewno na razie będziemy patrzeć, jaka jest reakcja na tę decyzję - deklarował szef NBP.
Jak wysoko mogą wzrosnąć stopy proc. w odpowiedzi na podwyższoną inflację? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Część ekonomistów wskazuje, że wrócą one do poziomu sprzed pandemii (1,50 proc.) na koniec 2022 r. Są też głosy, że będzie wyżej - 2,0 proc., a nawet 2,5 proc.
Hardt przyznał, że "gdybyśmy nieznacznie podnieśli stopę referencyjną na początku 2020 roku - bylibyśmy teraz w dużo lepszej sytuacji decyzyjnej". - Nie mam wątpliwości - musieliśmy ratować polską gospodarkę działając na dłuższy koniec krzywej dochodowości, podobnie jak inne banki centralne świata. Ale obniżka do 0,1 proc. była zbyt duża i zamknęła nam możliwości dla prowadzenia polskiego TLTRO, to jest wprowadzenia do systemu płynności, by wspierać przedsiębiorstwa właśnie teraz - w czasie wychodzenia z pandemii - podkreślił.
Dzisiaj Hardt wskazuje także, że argumentem za normalizacją polityki NBP jest luźna polityka fiskalna. - Jeżeli mówimy o policy mix, nie możemy zapominać, że po stronie fiskalnej nie mamy zacieśnienia. Mamy Polski Ład, może będzie przesunięcie konsumpcji w stronę gospodarstw domowych o większej skłonności do konsumpcji, była nowelizacja budżetu. Wydaje mi się, że też tu jest argument, żeby zgodnie z klasyczną regułą policy mix, żebyśmy politykę pieniężną również z tego powodu, delikatnie, ale jednak zacieśniali - powiedział Hardt.
Stabilizację cyklu koniunkturalnego w obliczu pandemii wzięła na siebie głównie polityka fiskalna, NBP robił przestrzeń, by tak gigantyczna pomoc finansowa dla gospodarki była możliwa. Miało to jednak swoje konsekwencje, które dzisiaj widzimy m.in. w poziomie inflacyjnych odczytów. - My ją stworzyliśmy. Zgadzam się, że być może ten proinflacyjny wpływ luzowania ilościowego w Polce, głównie zeszłorocznego, jest dużo wyższy niż nam się wydaje, niż prognozowaliśmy - ocenił Hardt.