Interesy z polskim rządem zrobią się niebezpieczne?
Wyjaśnienie tego, czy w sprawie Autostrady Wielkopolskiej oraz sprzedaży Ciechu doszło do nadużyć, może trwać latami. Istotnym pytaniem jest to, czy problemy rodziny Kulczyków i te sprawy mogą wzbudzić obawy prywatnego kapitału przed robieniem interesów z państwem.
Trudno uciekać od skojarzeń, że sprawa może mieć tło polityczne. Nie trzeba być uważnym obserwatorem życia publicznego, aby wiedzieć, że rodzina Kulczyków nigdy nie cieszyła się szczególną sympatią u polityków koalicji rządzącej.
Sprawa "jednej z najdroższych autostrad w Europie" wraca jak bumerang. Pewnym katalizatorem była też decyzja Komisji Europejskiej ws. sporu o wysokość rekompensat. W sierpniu 2017 r. zdecydowała ona, że państwu polskiemu należy się zwrot 895 mln zł.
Gdy z początkiem 2018 r. Autostrada Wielkopolska przeprowadziła kolejną podwyżkę opłat, które dorównują już wysokością tym z krajów zachodnioeuropejskich, to dla wielu przelała się czara goryczy.
GDDKiA i Ministerstwo Infrastruktury w takich sytuacjach zawsze zastrzegają, że z powodu zapisów umowy koncesyjnej nie mają wpływu na wysokość opłat ustalanych przez podmiot prywatny.
Podobnie jest w przypadku autostrady A4 Katowice - Kraków, gdzie koncesjonariuszem jest Stalexport-Autostrady. Tam również każda podwyżka stawek spotyka się oburzeniem, choć trzeba przyznać, że na tle "Kulczykowej" A2 z Nowego Tomyśla do Świecka są one znacznie niższe.
Bogusław Liberadzki, minister transportu z pierwszego rządu SLD, który 20 lat temu podpisywał umowę na budowę prywatnego odcinka A2, zaznaczył w rozmowie z RMF FM, że w jej pierwotnej wersji stawki nie mogły być narzucane bez zgody rządu.
Jednak później umowa była sześciokrotnie zmieniania. Dlatego Liberadzki stwierdził, że "to bardzo dobrze, że prokuratura prześwietli koncesję dotyczącą autostrady A2".
Umowy ws. koncesji na autostrady podpisywano w całkiem odmiennej rzeczywistości gospodarczej i politycznej. Wówczas nawet najwięksi optymiści nie sądzili, w jak wielki plac budowy zamieni się Polska po wstąpieniu w struktury Unii Europejskiej.
Wsparcie unijnych funduszy pozwala na budowę podstawowego szkieletu komunikacyjnego kraju. Aktualny program inwestycyjny jest warty 135 mld zł.
Pieniędzy jednak nie starczyło na wszystkie projekty. Dlatego rząd skierował sześć odcinków dróg do analizy pod kątem wykorzystania finansowania prywatnego.
Wśród nich znajdują się: S6 Koszalin - Trójmiasto, S10 Toruń - Bydgoszcz, metropolitalna obwodnica Trójmiasta, druga jezdnia A18 Olszyna - Golnice, A2 Siedlce - granica państwa oraz zachodnia obwodnica Szczecina.
Nie wiadomo jeszcze, które z nich ostatecznie mogą zostać zarekomendowane do realizacji w formule partnerstwa publiczno-prywatnego. Trzeba jednak pamiętać, że są to drogi, na których nie można liczyć na tak duży ruch pojazdów jak w przypadku A2 czy A4.
Stworzenie atrakcyjnego dla obu stron modelu współpracy będzie dużym wyzwaniem. Trzeba zatem zastanowić się, czy takie wydarzenia jak z Autostradą Wielkopolską mogą wpłynąć na podejście prywatnego kapitału, w tym zagranicznego, do wchodzenia w interesy z państwem.
Zawsze może pojawić się pytanie, czy za 5, 10 czy 20 lat kolejny rząd nie będzie miał zastrzeżeń do tego, czy poprzednicy odpowiednio zabezpieczyli interes publiczny.
O ile w przypadku A2 rząd ma pretensje co do kosztów przejazdów, to główną osią sporu wokół chemicznej spółki jest cena sprzedaży pakietu akcji przez Skarb Państwa.
To w przyszłości może zniechęcić ewentualnych inwestorów. Ci bowiem zadadzą sobie pytanie, czy zmiana rządu nie będzie oznaczała weryfikacji wcześniej zawartych umów?
Pod adresem zatrzymanego byłego wiceministra pada zarzut, że cena pakietu Ciechu była zbyt niska, na czym ucierpiał budżet. Nieoficjalnie spekuluje się, że może chodzić nawet o ponad 100 mln zł.
Jednak nawet jeśli dojdzie do oskarżenia, to sądowa batalia zapowiada się na długą, a jej wynik jest wątpliwy. Problem w tym, że akcje Ciechu zostały przez będącą pod kontrolą Jana Kulczyka spółkę KI Chemistry kupione w wezwaniu.
Tymczasem te rządzą się ściśle określonymi regułami, które mówią także jak ustalana jest cena skupu akcji. Zgodnie z prawem cena w wezwaniu nie może być niższa od średniej ceny rynkowej z okresu sześciu miesięcy poprzedzających ogłoszenie wezwania. I ten warunek został spełniony.
Co więcej, KI Chemistry początkowo zaoferowało 29,5 zł za akcję. Na dzień przed zakończeniem wezwania spółka z grupy Kulczyk Investments podwyższyła cenę o 1,5 zł. I dopiero na tę wyższą cenę przystał Skarb Państwa. Przejęcie kontroli nad chemiczną spółką kosztowało więc Kulczyka ponad 50 mln zł więcej.
Warto przy tym przytoczyć słowa nieżyjącego już miliardera, w których oceniał całą transakcję. Te najpewniej były bardzo szczere, bo padły podczas prywatnego spotkania z prezesem NIK Krzysztofem Kwiatkowskim. Zostały nielegalnie nagrane w warszawskiej restauracji Amber Room.
Miliarder stwierdził w rozmowie z urzędnikiem, że zapłacił bardzo dobrą cenę.
- Nikt by tyle nie zapłacił, bo ta firma nie jest tyle warta dla nikogo oprócz mnie - zaznaczył biznesmen.
Teraz śledczy będą musieli wykazać, że decyzja sprzedaży akcji Ciechu po proponowanej w wezwaniu przez ówczesne MSP cenie była błędem. Nie będzie to łatwe.
Mogą próbować udowodnić, że lepiej byłoby nie sprzedawać papierów spółki i zaczekać na koniunkturę. Co oznaczałoby podwyższenie ceny akcji.
Z drugiej strony Ciech w momencie kupna przez KI Chemistry wcale nie był spółką w świetnej kondycji, i miał ogromne sięgające 1,2 mld zł zadłużenie. Nie było także pewności, ze koniunktura nadejdzie.
Warto dodać, że wpływ na poprawę wyników Ciechu miała bardzo gruntowna restrukturyzacja spółki. Odrębną kwestią jest to, jak na wyniki spółki wpłynął fakt, że dzięki wejściu w skład KI Chemistry zyskała ona dzięki prywatnym kontaktom dostęp do nowych rynków zbytu.
Właśnie to może być najlepszą nauką płynącą z prywatyzacji Ciechu. Właściciel może zadbać o firmę lepiej niż państwo - na co zresztą już wczoraj zwracał uwagę Rafał Kerger, redaktor naczelny WNP.PL.
Zarzuty wobec byłego prezesa GPW i wiceministra oraz innych zatrzymanych są jednak bardzo poważne i nie można ich całkiem bagatelizować. Rzecznik katowickiej prokuratury powiedział, że w toku śledztwa ustalono, że przy dokonywaniu tej transakcji doszło do niedopełnienia obowiązków i przekroczenia uprawnień przez byłych urzędników Ministerstwa Skarbu Państwa, przy współdziałaniu przedstawicieli firmy świadczącej usługi doradcze na rzecz Ministra Skarbu Państwa.
Według prokuratury, przy okazji tej transakcji nie sporządzono rzetelnej wyceny wartości akcji oraz poświadczono nieprawdę w dokumentach, które były podstawą do podjęcia przez ministra decyzji o sprzedaży akcji spółce KI Chemistry.
[...]
Tomasz Elżbieciak, Dariusz Malinowski
Więcej informacji na portalu wnp.pl