IV RP sędzią naszych sumień

Aborcja i lustracja. Te dwa pojęcia, wokół których udało się w III RP zbudować mądre kompromisy, wróciły z całym impetem w ramach ustanawiania, mocno zideologizowanego, nowego porządku IV RP.

Tak, jak powołanie Centralnego Biura Antykorupcyjnego, czy rozwiązanie Wojskowych Służb Informacyjnych nie wzbudzało wielkich społecznych emocji, bo któż śmiałby zanegować walkę z korupcją, czy likwidację postkomunistycznej formacji, jaką były WSI, tak w przypadku aborcji i lustracji temperatura dyskusji sięga zenitu, gdyż bezpośrednio dotyka setek tysięcy ludzi.

W obydwu wypadkach osobiście zajmowałem w latach 90. stanowisko jako parlamentarzysta. Uważam też, że przyjęte wówczas rozwiązania miały cywilizowany charakter, gdyż respektowały niezbywalną wartość, jaką jest godność każdej osoby ludzkiej.

Reklama

Dlatego, kiedy z ust działaczy LPR-u i Radia Maryja słyszę dzisiaj fundamentalistyczny argument, że ci, którzy opowiadają się za utrzymaniem "status quo" w przypadku aborcji, sprzeniewierzają się wyznawanej katolickiej wierze, ponieważ sankcjonują bardzo ograniczone prawo do usunięcia ciąży będącej skutkiem gwałtu, kazirodztwa czy gdy zagrożone jest życie matki, dreszcz przechodzi mi po ciele.

Decyzja w takich wypadkach należy do kobiety, która znalazła się w takiej sytuacji. Prawo nie nakazuje przecież aborcji, ale też jej nie zabrania. Tylko sumienie matki jest uprawnione do podjęcia właściwej decyzji. Jeżeli ktokolwiek, a szczególnie politycy, a taką rolę chcieliby dla siebie zarezerwować państwo A. Sobecka, R. Giertych, czy M. Orzechowski, ustawiają się w roli sędziów ludzkich sumień, to właśnie oni dokonują gigantycznego nadużycia, dalekiego od deklarowanej przez nich wiary.

Nie rozumieją, że państwo jest dobrem wspólnym wszystkich obywateli, w tym niewierzących i stanowione prawo musi ten fakt uwzględniać.

Wsłuchując się z wielkim niesmakiem w pyskówkę na ten temat, w ramach której nie oszczędzono także prezydenta RP i jego małżonki, dochodzę do wniosku, że jednak najlepszym rozwiązaniem stabilizującym rozstrzygnięcia w tej kwestii byłoby referendum.

Na to pada argument, także z ust przedstawicieli Kościoła, że nad sprawami moralności nie przeprowadza się głosowania. A cóż takiego jak nie głosowanie odbywa się w tej materii w parlamencie? I co? Parlamentarzyści są uprawnieni do głosowania w tej sprawie, a społeczeństwo, które rzekomo jest podmiotem w demokracji, takiego prawa miałoby być pozbawione? Wiem, na czym obawy zwolenników skrajnie restrykcyjnych rozstrzygnięć prawnych w sprawach aborcji opierają się. Otóż na tym, że ten w większości katolicki naród po cichu aborcję, także na życzenie, akceptuje. Bo czyżby tylko niewierzące kobiety poddawały się aborcji? A może byłoby to z wielkim pożytkiem dla całej społeczności wierzących spojrzeć i w tej sprawie prawdzie w oczy? Zerwanie kruchego kompromisu w tej materii winno zaowocować referendum tak, jak to stało się w wielu europejskich krajach.

Ale jest i drugi temat, który zaognił debatę publiczną. Nowa ustawa lustracyjna. Absurdalna w swoich rozwiązaniach, daleka od jakichkolwiek standardów państwa prawa i obowiązującej konstytucji. Osobiście trzykrotnie byłem lustrowany (lista Macierewicza, jako poseł i jako wicemarszałek Sejmu). Obecnie, pisząc niniejsze komentarze, raz na dwa tygodnie od prawie siedmiu lat, podpadam pod kategorię dziennikarza i powinienem złożyć kolejne oświadczenie o tym, że nie byłem w PRL świnią.

Przyłączam się zatem do tworzącego się frontu odmowy składania takich oświadczeń, z tego choćby powodu, że respektuję swój status określony przez odpowiednie instytucje wolnej Polski, które w tym zakresie wypowiadały się na mój temat.

Dodatkowym skandalem tej ustawy jest zakwestionowanie także wyroków zlikwidowanego właśnie sądu lustracyjnego, który orzekał w przypadkach spornych. Niemniej jednak jestem jakoś dziwnie spokojny o stanowisko Trybunału Konstytucyjnego, który będzie oceniał niekonstytucyjność przyjętych rozwiązań. Podobnie spokojny byłem przy okazji sugestii automatycznego wygasania mandatów radnych, wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, z powodu spóźnionego złożenia majątkowych oświadczeń.

Wiem też, że takie przewidywanie jest mocno dziś podejrzane, gdyż sugeruje wcześniejszą znajomość orzeczenia TK, czyli pozostawanie w jakiejś zmowie z sędziami Trybunału. Przecież taki zarzut spotkał Panią Prezydent Warszawy. Ale ja po prostu wierzę jeszcze w Polskę jako demokratyczne państwo prawa, a Trybunał Konstytucyjny traktuję jako jego ostatni bastion.

Jedyny, póki co, pożytek z tej fatalnej ustawy lustracyjnej jest taki, że mocno zaktywizował środowisko dziennikarskie i naukowe. Dzieląc je, wyzwolił równocześnie prawdziwe postawy i punkty widzenia. Myślę, że piewcy przyjętych rozwiązań będą mieli się już niedługo za co wstydzić, a ich krytycy będą mogli spać spokojnie i bez mrużenia oczu spoglądać w lustro.

Jan Król

Nowe Życie Gospodarcze
Dowiedz się więcej na temat: rp. | sędzie | sedzie | IV RP | III RP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »