J. Lewandowski: Rząd PiS jest zakładnikiem swoich wyborczych obietnic

- Rząd PiS jest coraz większym zakładnikiem swoich wyborczych obietnic, a ich realizacja może spowodować psucie finansów publicznych oraz gospodarki - ocenił podczas poniedziałkowej konferencji prasowej w Sejmie europoseł Janusz Lewandowski (PO).

Lewandowski powiedział, że poza trwającym kryzysem konstytucyjnym coraz częściej słychać rządowe zapowiedzi, których skutkiem może być psucie finansów publicznych oraz gospodarki. - Coraz bardziej jasne staje się, jak bardzo rząd PiS jest zakładnikiem nierealnych obietnic wyborczych - podkreślił.

- Nierealnych w sensie zrealizowania ich jako zapowiedzi na 100 dni - dodał. W jego ocenie, rządzącym najbardziej zależy na wprowadzeniu dopłaty wynoszącej 500 zł na dziecko, co "zmusza do manewrów budżetowych i finansowych, które niszczą wiarygodność Polski". - Wiarygodność, którą cierpliwie budowano przez ostatnie lata, kiedy Polska była źródłem dobrych wiadomości gospodarczych - stwierdził.

Reklama

Zdaniem Lewandowskiego, da się zauważyć zadziwiające podobieństwo między tym, co zapowiada polski rząd, a "repertuarem podatków i wydatków w Grecji".

Podkreślił, że tamtejszy socjalistyczny rząd doprowadził do zupełnego bankructwa kraju. Wskazywał, że tam również wypłacane były dodatki na dzieci, które wynosiły ok. 100 euro. Ponadto podnoszono kwotę wolną od podatku ponad fiskalne możliwości kraju oraz płacę minimalną. - To jest dokładnie odzwierciedlenie zapowiedzi premier Beaty Szydło na pierwsze 100 dni rządu - mówił Lewandowski.

Dodał, że uderzające podobieństwo między Polską a Grecją widać też, jeśli chodzi o zapowiadane podatki. Jak mówił, grecki rząd dodatkowych wpływów podatkowych szukał bowiem w hipermarketach i bankach.

Europoseł odniósł się również do stanu naszych finansów publicznych oraz budżetu. - Rząd przy zaniku wicepremiera Mateusza Morawieckiego stał się taką wyszukiwarką pieniędzy - z której kieszeni podatnika można je wycisnąć lub też z jakiego rejonu gospodarczego - zauważył Lewandowski.

- To jest niezwykle groźne w przypadku kraju, który jest poza strefą euro. My musimy sami poręczać naszą wiarygodność równoważąc finanse, bo nie mamy poręczenia ze strony mechanizmów obronnych strefy euro - dodał.

- Dla inwestorów jesteśmy cały czas gospodarką peryferyjną - podkreślił. Tymczasem, jak mówił europoseł, mamy do czynienia "z manipulacją budżetową; zamiast zmniejszenia deficytu, na co się zanosiło, będzie powiększenie dziury budżetowej".

Dodał, że takie działania rządu motywowane są tym, aby przesunąć część przyszłorocznych wydatków na bieżący rok, a część wpływów przenieść na przyszły rok i w ten sposób "uwolnić pieniądze na obietnicę jedną z wielu", czyli 500 zł na każde drugie i kolejne dziecko.

- To jest rzecz bardzo czytelna dla rynków finansowych. Nie da się zwodzić ludzi, którzy znają się na ekonomii - podkreślił Lewandowski.

Podczas rozpoczynającego się w środę posiedzenia Sejm może zająć się rządowym projektem noweli ustawy budżetowej na 2015 rok. Nowela zakłada, że dochody budżetu państwa mają być w br. niższe od zaplanowanych o 10,5 mld zł, czyli o 3,5 proc. Głównymi powodami obniżenia prognozy dochodów jest zmniejszenie dochodów z tytułu podatku od towarów i usług o 13,3 mld zł oraz podatku akcyzowego o 0,6 mld zł, przy jednoczesnym wzroście prognozy dochodów z tytułu podatku CIT o 1,1 mld zł, podatku PIT o 0,6 mld zł i dochodów niepodatkowych o 1,7 mld zł.

W projekcie zapisano też obniżenie wydatków budżetowych o 6,6 mld zł w porównaniu do wydatków zaplanowanych w ustawie budżetowej na ten rok, czyli do 336,7 mld zł. W efekcie planowanych zmian deficyt budżetu państwa miałby ulec zwiększeniu o 3,9 mld zł do 49,98 mld zł.

Wiceszef sejmowej komisji gospodarki i rozwoju Maks Kraczkowski (PiS) odnosząc się do zarzutów Lewandowskiego wskazał, że PO zostawiła nasz kraj z największym jak dotąd deficytem budżetowym zakładanym na rok 2016 - 54,6 mld zł, długiem publicznym przekraczającym bilion złotych oraz "niechlubnym czasem pracy w MF ministra Jacka Rostowskiego, który w krótkim czasie zwiększył o setki miliardów złotych zadłużenie publiczne".

- Nie mają mandatu przedstawiciele tej ekipy do tego, aby Polskę pod rządami PiS przyrównywać do scenariusza greckiego. To jest nieuczciwe po dwóch tygodniach pracy rządu, który będzie działał prorozwojowo - mówił.

Dodał, że Polakom należałoby życzyć tak wysokich emerytur czy pomocy socjalnej, jakie wypłacane są w pokryzysowej Grecji. - Naszej sytuacji gospodarczej nie należy jednak porównywać jeden do jednego z Grecją. Grecja przespała swój czas na rozwój w Europie, podczas gdy Polska ciągle się rozwija - podkreślił.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »