Jak wojna w Ukrainie wpłynie na rosyjską gospodarkę?

Rosja zajmuje największe terytorium i jest surowcowym graczem na świecie, a za rządów Władimira Putina odżyły też jej mocarstwowe zapędy. Tymczasem – za jego prezydentury – dochodzi do osłabienia pozycji Moskwy na arenie międzynarodowej. Co ma do tego wojna w Ukrainie?

Sankcje nałożone na Federację Rosyjską po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę nie działają w tak spektakularny sposób, jak oczekiwała tego duża część opinii publicznej. Wiele osób miało nadzieję, że po ich wprowadzeniu w ciągu kilku czy kilkunastu tygodni w moskiewskich i petersburskich sklepach zabraknie towarów, a w portfelach Rosjan - rubli, co zdesperowanych ludzi wyprowadzi na ulice, zaś Kreml, zajęty gaszeniem pożaru na swoim podwórku, rozkaże żołnierzom powrót do koszar.

Wprawdzie część sankcji odciśnie piętno na rosyjskiej gospodarce dopiero w przyszłości, ale już teraz da się zaobserwować szereg niekorzystnych zjawisk, takich jak spadek produkcji przemysłowej. Z danych za wrzesień 2022 r. wynika, że po wstrzymaniu importu komponentów zaawansowanych technologicznie produkcja środków transportu spadła o ponad połowę, porównując rok do roku.

"W poszczególnych kategoriach produktów największy spadek dotyczy właśnie samochodów osobowych, których wyprodukowano 77,4 proc. mniej niż przed rokiem, pralek (-57,9 proc.), lodówek (-42,4 proc.). Wyczerpywanie się zapasów części zamiennych i problemy z ich sprowadzeniem to także przyczyna głębokiego, 20-proc. spadku produkcji sprzedanej w dziale napraw maszyn i urządzeń" - wskazuje Polski Instytut Ekonomiczny. Można się spodziewać, że w związku z wejściem w życie unijnego embarga na dużą część dostaw rosyjskiej ropy i pogłębiającym się niedoborem zaawansowanych produktów te wyniki pogorszą się jeszcze bardziej.

Reklama

Wojna = wydatki

Prowadzenie działań zbrojnych wiąże się z ponoszeniem wydatków. Część sprzętu wojskowego wykorzystywanego  w inwazji na Ukrainę pamięta jeszcze czasy ZSRR. Nie wszystko jednak, co wojska Federacji Rosyjskiej mają do dyspozycji jest przestarzałe lub kupione dawno temu. Agresor wykłada pieniądze na bieżące utrzymanie i naprawę sprzętu i pojazdów, a to bywa równie kosztowne, jak i problematyczne - z powodu braku niektórych elementów elektroniki wojskowej.

Rosja ma liczną armię, co samo w sobie generuje spore koszty, a skierowanie części żołnierzy na obcy teren wiąże się z kolejnymi wydatkami, mimo że resort obrony narodowej oszczędza na żołnierzach jak tylko może - świadczą o tym liczne doniesienia z frontu.

Wprowadzanie własnej administracji na okupowanym obszarze i próba zapewnienia bezpieczeństwa swoim ludziom również kosztuje. Są to kwoty znacznie większe niż pierwotnie planowano na Kremlu, bo po wkroczeniu na ukraińską ziemię Rosjan znacznie częściej witano ostrzałem niż kwiatami.

Co ma z tego społeczeństwo?

Opieka nad lżej rannymi żołnierzami już teraz pochłania konkretne kwoty, a ta nad osobami, które odniosły poważniejsze obrażenia, będzie obciążała finanse przez długie miesiące, a nawet lata, zarówno bezpośrednio (rehabilitacja, wypłata rent), jak i pośrednio - część weteranów nie będzie w ogóle dokładać się do tworzenia PKB.  Niektórzy zaś mogą doświadczyć takiej traumy, że przez długi czas nie powrócą do życia zawodowego. Wiele będzie zależało od tego, czy uzyskają specjalistyczną pomoc psychologiczną.

W lipcu ukraińska edycja magazynu "Forbes" oszacowała, że Rosja wydaje każdego dnia na wojnę prawie 400 mln dol., na co składają się koszty utrzymania żołnierzy, wykorzystywanego uzbrojenia i sprzętu wojskowego oraz funkcjonowania administracji na zajętych terenach. Na ile te wyliczenia odpowiadają prawdzie, nie wiadomo, ale bez wątpienia "obsługa" działań wojennych to codzienne koszty idące w miliony.

To, że wydatki wojenne ponoszone w związku z próbą podboju Ukrainy nie mają nic wspólnego z szeroko rozumianą modernizacją państwa rosyjskiego, wspieraniem rosyjskiej gospodarki czy podnoszeniem standardu życia obywateli, jest bezdyskusyjne.

Przeważająca część rosyjskiego społeczeństwa nie żyje na zbyt wysokim poziomie, a produkty wytwarzane od Petersburga po Władywostok nie są innowacyjne. Trwająca wojna i wynikające z niej konsekwencje utrwalają ten stan rzeczy, a kolejne lata mogą go tylko pogłębić. Nie wróży to dobrze na przyszłość.

Exodus młodych i wykształconych

Doniesienia o wyjazdach Rosjan za granicę pojawiały się już od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Kiedy w drugiej połowie września prezydent Władimir Putin ogłosił częściową mobilizację, do wielu obywateli Rosji dotarło, że choć wojna toczy się setki kilometrów dalej, to za kilka tygodni czy miesięcy sami mogą trafić na front. Część Rosjan, młodych i w średnim wieku, za wszelką cenę chciała uniknąć powołania do wojska i dosłownie z dnia na dzień zdecydowała się na ucieczkę za granicę. Bilety lotnicze do krajów, do których obywatele Rosji nie potrzebują wiz, rozeszły się jak ciepłe bułeczki. Tłum mężczyzn ruszył m.in. do Kazachstanu i Gruzji. Niektórzy zostawiali swoje samochody po rosyjskiej stronie granicy i przekraczali ją pieszo, byleby tylko uniknąć zatrzymania przez coraz bardziej podejrzliwych pograniczników.

Nie wiadomo, ile osób na stałe zostanie na obczyźnie. Wydaje się jednak, że im dłużej potrwa wojna i im dłużej będzie grozić wcielenie do armii, tym więcej Rosjan zacznie zwlekać z powrotem do domu. Niektórzy ściągną za granicę swoich najbliższych lub założą tam rodziny. Rosja jeszcze bardziej się wyludni, a przecież sytuacja demograficzna tego kraju od dawna nie napawa optymizmem.

Nie jest tajemnicą, że wśród osób decydujących się na wyjazd w ciągu ostatnich miesięcy było wiele dobrze wykształconych i lepiej sytuowanych. Exodus inteligencji i ludzi młodych zawsze oznacza wymierną szkodę dla państwa, które opuszczają, bo podatnicy zrzucili się na ich dyplomy, a oni jako emigranci zaczynają współtworzyć PKB innego kraju.

Mobilizacja a gospodarka

Mobilizacja części rosyjskich mężczyzn pociąga za sobą dodatkowe problemy w funkcjonowaniu niektórych firm i instytucji, które odczuwają już skutki zachodnich sankcji. Pod broń są powoływane nie tylko osoby kiepsko wykształcone i bez szerszych perspektyw. Brak jednego czy kilku ważniejszych pracowników może zdecydować o dalszych losach firmy, tym bardziej że w rosyjskiej gospodarce nie dzieje się najlepiej, a na dopływ wykwalifikowanych kadr nie ma co liczyć. W takich okolicznościach każda para fachowych rąk i każda mądra głowa są na wagę złota.

Firma lub instytucja, z której zniknie zaledwie jeden ze specjalistów IT, stanie się mniej sprawna i bardziej narażona na cyberataki. Powołanie pod broń mechanika mającego wszelką wiedzę o naprawie maszyn rolniczych może przyczynić się do zmniejszenia zbiorów.

Pilotów również łatwo zastąpić się nie da, a nie ulega wątpliwości, że w pierwszej kolejności mobilizowano personel lotniczy. Wydaje się, że wysłanego na front kierowcę można zastąpić znacznie mniej doświadczoną osobą, ale w praktyce nie zawsze okaże się to łatwe. Nie wiadomo, ile osób zagonionych w kamasze powróci do swoich zakładów pracy za kilka miesięcy.

Przetrwanie zamiast rozwoju

Czołowi rosyjscy publicyści i propagandyści udający dziennikarzy lub ekspertów nie dyskutują o wdrażaniu nowych technologii, o rozwoju gospodarki, o podnoszeniu poziomu życia obywateli, o tym, gdzie powinny powstać nowe projekty infrastrukturalne i w jaki sposób można by je sfinansować, a także co - poza surowcami - sprzedawać światu, by pomnażać dochody państwa. Nie rozmawia się poważnie o kryzysie demograficznym, a postępująca zmiana struktury narodowościowej społeczeństwa, która w przyszłości może się okazać poważnym wyzwaniem dla bezpieczeństwa narodowego to temat tabu.

Debata publiczna w Rosji w ogóle nie toczy się wokół tego, jak powinno działać państwo za 10 czy 15 lat. Ba, nie za bardzo mówi się nawet o tym, co może wydarzyć się za rok lub dwa lata. Wiele dyskutuje się na temat "operacji specjalnej" w Ukrainie i domniemanych planów zniszczenia państwa rosyjskiego przez Stany Zjednoczone. W obywatelach wzmacnia się poczucie przebywania w oblężonej twierdzy. Straszy się ich, że Zachód chce sprowadzić naród rosyjski do roli parobka. To dlatego Rosjanie, zamiast dążyć do rozwoju, koncentrują się na przetrwaniu, a zamiast myśleć o przyszłości - skupiają się na obronie tego co mają przed nierzadko wyimaginowanym wrogiem.

Skazani na Chiny?

Dalekosiężnym skutkiem wojny w Ukrainie może być zacieśnienie współpracy Kremla z reżimami autorytarnymi. Wymiana handlowa Rosji z Chinami, Iranem czy Turcją z pewnością przyniesie pewne korzyści, ale nie unowocześni gospodarki. Rosjanie potrzebują dostępu do know-how ze Stanów Zjednoczonych i krajów Unii Europejskiej. Brak nowoczesnych technologii jest zmorą tego kraju od wielu wielu lat.

Napięcie na linii Zachód-Rosja wpycha Kreml w objęcia Pekinu. Wydaje się, że już teraz w pewnych obszarach współpraca chińsko-rosyjska ma charakter asymetryczny. Chińska Republika Ludowa traktuje swojego sąsiada jako sojusznika politycznego, ale przede wszystkim jako zaplecze surowcowe. Państwo Środka rozwija się szybciej, a także ma znacznie większy potencjał technologiczny i ludnościowy, więc z biegiem czasu dysproporcja między tymi krajami może się zwiększyć.  Z powodu sankcji Rosja ma teraz dużo bardziej ograniczone pole manewru w zakresie prowadzenia handlu międzynarodowego, co w naturalny sposób skazuje ją na pogłębienie współpracy z rosnącym w siłę sąsiadem. Do pewnego stopnia Chiny mogą być dla Rosji pośrednikiem w pozyskiwaniu technologii, ale za to pośrednictwo z pewnością będą oczekiwać stosownej zapłaty lub rewanżu w innej formie. To dodatkowy koszt, który w długookresowej perspektywie może przyczynić się do spadku znaczenia Kremla na arenie międzynarodowej.

Zszargana reputacja

Inwazja na Ukrainę doprowadziła do zmiany postrzegania Rosji, Rosjan i wszystkiego, co rosyjskie. To, że znaczna większość dorosłych Ukraińców przestała widzieć we wschodnim sąsiedzie "bratni kraj", jest oczywiste, choć jeszcze rok temu mało kto spodziewał się przemiany mentalności na taką skalę. W ostatnich miesiącach także poza Ukrainą zaczęto postrzegać Rosję jako państwo agresywne, dążące do podbojów militarnych, nieszanujące ludzkiego życia i bezpardonowo atakujące bezbronnych cywilów.

Wzmogła się niechęć do Rosjan. Nie jest też tajemnicą, że spora część tamtego społeczeństwa stoi murem za prezydentem Władimirem Putinem w kwestii wojny i oklaskuje nowe zdobycze terytorialne, nie bacząc na morze ukraińskiej krwi i łez. Rosji zaczęto się poważnie obawiać w Europie Środkowo-Wschodniej, w krajach skandynawskich i na zachodzie naszego kontynentu. Od niedawna również wielu Amerykanów spogląda na Moskwę bardziej krytycznie.

Nawiązywanie kontaktów handlowych i rozwijanie współpracy gospodarczej z Federacją Rosyjską staje się skomplikowane, a niektóre kraje utrudniają wjazd na swoje terytorium jej obywatelom. Ma to związek z rosyjskimi szpiegami, o których mówi się już bez ogródek, bez oskarżania nikogo o snucie teorii spiskowych. Z prasy, radia, telewizji i internetu dowiadujemy się np. o możliwym rosyjskim sabotażu infrastruktury krytycznej innych państw.

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

Zszargana reputacja państwa uważającego się za mocarstwo - w świecie odwołującym się do wartości demokratycznych będzie sprzyjać utrzymywaniu się status quo w Federacji Rosyjskiej. W dalszym ciągu może ona stanowić potęgę militarną, ale w wymiarze gospodarczym będzie odgrywać mniejszą rolę niż wynikałoby to z posiadania rozległego terytorium bogatego w surowce naturalne czy z liczby ludności. Ogromne ambicje polityczne tego nie zrekompensują.

Mariusz Tomczak

Dziennikarz, politolog specjalizujący się w zagadnieniach europejskich

Zobacz także:

Obserwator Finansowy
Dowiedz się więcej na temat: wojna w Ukrainie | Rosja | sankcje wobec Rosji
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »