Projekt w obecnej formie nie stanowi większego zagrożenia dla sprzedaży w internecie, bo tego nie sposób zakazać.
Ale czy "sprzedaż" równa się "dystrybucja" i dostarczenie produktu?
Jednak jest to nadal projekt, a nie gotowa i przyjęta ustawa - jak wiadomo, w Sejmie i Senacie RP, w trakcie prac nad ustawą mogą pojawić się ciekawe zapisy - pytanie tylko, które lobby będzie miało większy posłuch w partii rządzącej - mówi Radosław Kaczmarek.
Dodaje, że ciekawym aspektem, nad jakim można się zastanowić, jest to, jak zmiany wpłyną na zachowania Polaków, rozwój sieci handlowych, a także e-commerce i aspekty technologiczne procesu sprzedaży.
- Faktem jest, że Polacy, pomimo szybkiego rozwoju e-commerce, nadal lubią spędzać niedziele w centrach handlowych. Bo zakaz obejmie nie tylko zakupy spożywcze, ale także wszystkie sklepy, które Polacy pokochali. Także sam zakaz uderzy w centra handlowe, gdzie prym wiedzie branża odzieżowa, obuwie i akcesoria oraz elektromarkety. Opustoszeją także kawiarnie, lodziarnie, food courty. Bo przecież nie będzie sensu ich otwierać w pustym centrum handlowym - prognozuje Kaczmarek.
Zaznacza, że ubrań, w przeciwieństwie do jedzenia, nie kupuje się na zapas, ale za to bardzo łatwo można przyzwyczaić się do ich zakupu poprzez on-line.
- Jeżeli skoncentrujemy się na zakupach spożywczych, to przewiduję, że nastąpi pewien proces. Pierwszy etap będzie korzystny dla branży spożywczej i dużych formatów - kupowanie na zapas, w piątki i soboty. Następnie Polak przyzwyczai się do zakazu handlu w niedziele. Za rok już nikt nie będzie pamiętać, że robił zakupy w niedziele. Panika, że zabraknie nam czegoś na stół - minie. Dlatego normalne zakupy, bez paniki i nadmiaru, konsumenci będą robić w piątki i soboty, a niedziela zostanie dla małych formatów, których zakaz nie obowiązuje oraz formatów, które powstaną np. na stacjach benzynowych - tłumaczy ekspert agencji Melting Pot.
Można zadać sobie także pytanie, co stanie się z ustawą w kontekście e-commerce? - Jak na razie nie ma tam dużych niebezpieczeństw, ale nikt nie jest w stanie zagwarantować polskim e-sprzedawcom, że w trakcie prac posłowie i ich eksperci nie wprowadzą "ciekawych" rozwiązań, które skutecznie będą przeciwdziałać sprzedaży. Niewielka wiedza, jaką posiadają rządzący, a także lobby stojące za ustawą na temat funkcjonowania internet,u może sprawić, że powstaną naprawdę ciekawe pomysły i zapisy - wyjaśnia Kaczmarek.
Dodaje, że jest to możliwy scenariusz, który spowoduje to, że zagraniczne podmioty jeszcze mocniej okopią się w Polsce, a polskie przestaną być polskie. Jednak miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie.
- To, co może nastąpić, to rozwój punktów automatycznej sprzedaży. Biedronka już stawia pierwsze automaty vendingowe. Ale skorzystać może cała branża vendingowa. Polska jest nadal rynkiem, gdzie automaty mają duże pole do rozwoju nie tylko w kategorii żywności, ale wielu innych obszarach. To może także dać impuls do dalszej automatyzacji sprzedaży także w tradycyjnych punktach, sklepach, w których do tej pory prym wiedzie uśmiechnięta pani na kasie, a nie automat do kasowania zakupów, do którego Polacy też coraz szybciej się przyzwyczajają - podsumowuje Kaczmarek.
Więcej informacji na portalspozywczy.pl
