Kadra kierownicza jak żona Cezara
Paragrafy dotyczące centralnych organów administracji przygotowywane w trakcie reformy administracji publicznej, jak i wcześniej przy uchwalaniu Konstytucji RP, dalekie są od jednoznaczności i przejrzystości. Efektem tego są kolejne dyskusje związane z funkcjonowaniem tych organów. Ostatnio sprawa ponownie stała się głośna za sprawą konkursów na stanowiska w administracji centralnej. Niestety kolejny raz dyskusja koncentruje się na sprawach wtórnych.
Zamiast tracić czas i energię na opracowywanie kolejnych projektów ustaw, które mają uregulować wcale nie najważniejsze dla naszej administracji problemy, należy, jak sądzę, skoncentrować się nad ustawą, która regulowałaby problem całościowo, obejmując swym zasięgiem materię centralnych organów administracji państwowej.
W takiej ustawie niezbędne byłoby np.:
" podanie prawnej definicji centralnego organu administracji państwowej,
" określenie celu powoływania takich organów,
" wypracowanie koncepcji organizacyjnoprawnej funkcjonowania centralnych organów administracji państwowej jako uzupełnienie rozwiązań zawartych w ustawie o działach administracji rządowej.
Należałoby np. rozważyć, czy prezes Rady Ministrów na podstawie delegacji ustawowej nie mógłby w zależności od potrzeb powoływać i znosić centralnych organów administracji rządowej. W takiej sytuacji należałoby odejść od dotychczasowej praktyki legislacyjnej, która w konkretnej ustawie określa przyporządkowanie oraz zakres przedmiotowy centralnego organu rządowego. Tym właśnie powinien zajmować się prezes Rady Ministrów, bowiem to on odpowiada za realizację polityki rządu i nie należy ograniczać jego swobody w dobieraniu osób, z którymi chce tę politykę realizować. Przy tego rodzaju rozwiązaniach pojawia się rzecz jasna problem ograniczenia kadencyjności sprawowania urzędu przez osoby powoływane na stanowiska w centralnych organów administracji państwowej. Powinno się dokładnie określić, kiedy można wprowadzić kadencyjność i wyposażyć premiera w prawo odwoływania urzędnika w ściśle wymienionych w ustawie przypadkach przed upływem kadencji.
Inne zagadnienie, które skupia uwagę opinii publicznej, dotyczy praktyki zatrudniania krewnych funkcjonariuszy publicznych w firmach i instytucjach.
Opisywane w mediach przypadki wskazują, że istnieje potrzeba wprowadzenia rozwiązań systemowych, które zapobiegłyby podobnym sytuacjom. Szczególnie dotyczy to kadry kierowniczej instytucji mających wpływ na decyzje dotyczące funkcjonowania podmiotów gospodarczych. Jedną z propozycji może być obowiązek składania odpowiednich oświadczeń, że najbliżsi krewni, np. dyrektorów departamentów, nie pracowali lub nie pracują w firmach i instytucjach, które podlegają nadzorowi ze strony tych dyrektorów. Nie może przecież być tak, aby mąż wchodził w skład zarządu firmy, a żona była szefem departamentu w instytucji nadzorującej tę firmę. Jest to tylko hipotetyczny przykład, ale być może nieodbiegający od rzeczywistości. Należy więc zaapelować w szczególności do ministrów finansów, Skarbu Państwa, gospodarki, infrastruktury, rolnictwa oraz prezesa NBP, aby w podległych sobie jednostkach organizacyjnych dokonali swoistej "inwentaryzacji" powiązań podległej kadry kierowniczej tak, aby podobnie jak żona Cezara byli poza jakimikolwiek podejrzeniami.
Kolejnym tematem wzbudzającym emocje w oczach opinii społecznej są rady nadzorcze spółek Skarbu Państwa. Jednak problem nie sprowadza się jedynie do jednoosobowych spółek SP czy przedsiębiorstw państwowych. Rzecz w tym, że majątek publiczny jest umiejscowiony w wielu organizacjach gospodarczych, zróżnicowanych organizacyjnie i prawnie. Inny aspekt tego samego problemu dotyczy kompetencji członków rad nadzorczych. Formalnym przywilejem i uprawnieniem jest zdany egzamin na kandydatów członków rad nadzorczych jednoosobowych spółek Skarbu Państwa. Wymóg ten nie dotyczy np. członków rad nadzorczych z ramienia SP, którzy zasiadają w radach nadzorczych, gdzie udział Skarbu Państwa wynosi np. 20 proc. Przykład ten dobrze, jak sądzę, ilustruje wspomnianą wyżej niedoskonałość obowiązujących regulacji. Wszak ciężar gatunkowy reprezentowania np. 5 proc. udziałów w KGHM jest inny niż w 100 proc. spółce SP zatrudniającej powiedzmy 100 osób.
Wynika stąd konieczność próby generalnego uregulowania reprezentacji majątku publicznego w przyszłej ustawie.
Ustawa o reprezentowaniu majątku publicznego w organach nadzorczych przedsiębiorstw i banków państwowych, spółek, fundacji, funduszy oraz agencji państwowych, zwana dalej ustawą, powinna określać wymogi kwalifikacyjne osób będących członkami organów nadzorczych ww. podmiotów, a które reprezentują majątek publiczny. Przepisy takiej ustawy miałyby zastosowanie do majątku publicznego: Skarbu Państwa, samorządu terytorialnego i jego związków, Polskiego Radia, TVP, Bankowego Funduszu Gwarancyjnego oraz Narodowego Banku Polskiego oraz pozostałych organów. Ten sam problem wyłoni się również, gdy te podmioty Skarbu Państwa występują jako jednostki dominujące w podmiotach, które reprezentowane są w organach nadzorczych innych podmiotów gospodarczych oraz mających siedzibę lub miejsce sprawowania zarządu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej spółek, fundacji, funduszy i agencji.
Innym zagadnieniem związanym z tym problemem jest sprawa reguł wynagradzania członków wszelkich rad. Z reguły do tych rad delegowani są członkowie kadry kierowniczej, którzy są godziwie wynagradzani w porównaniu z innymi. Jednak będąc na posiedzeniach w ramach godzin swojej pracy są podwójnie wynagradzani za ten sam czas pracy: raz przez instytucję, w której są zatrudnieni i drugi raz przez instytucję, w radzie której zasiadają. Nasuwa się tu pytanie, czy jest to etyczne, zwłaszcza w dobie dążenia do oszczędnego państwa.
Andrzej Piotrowski