Kalata bierze "na klatę"
- Decydując się na start w konkursie na prezesa ZUS wychodziłam z założenia, że w ciągu kilku miesięcy dam się poznać jako osoba kompetentna i sprawnie zarządzająca Zakładem. I chciałam wierzyć, że niezależnie jaka opcja zacznie rządzić, będę mogła utrzymać się na tym stanowisku - mówi Katarzyna Kalata.
"Gazeta Bankowa": Młoda, nieumocowana politycznie blondynka aspiruje do fotela prezesa ZUS-u. Wysokie progi, zatem i motywacja powinna być z "górnej półki"?
Katarzyna Kalata: - Moja kariera zawodowa jest związana z ubezpieczeniami społecznymi. Są też obiektem badań w moim życiu naukowym. To mnie pasjonuje, choć wiele osób, z którymi ostatnio się zetknęłam, w to wątpi. W pracy doktorskiej potwierdziłam nie tylko swoje kompetencje, ale również wykazałam się sposobem myślenia wykraczającym poza to, jaki jest obecnie ZUS.
- Zwróciłam uwagę na wiele nieprawidłowości występujących w Zakładzie. Instytucja, która została powołana do wykonywania prawa, musi je respektować, przestrzegać, a nie zmieniać i interpretować na niekorzyść ubezpieczonych.
Pani poprzednicy zasiadali na fotelu prezesa ZUS z namaszczenia politycznego. Kto za panią stoi? Czy chciała pani być następczynią poprzedników, kontynuatorką ich działalności czy reformatorką?
- Musimy "oddolnie" zmieniać polską rzeczywistość. Nie jestem przesiąknięta skostniałymi nawykami administracji, schematami polityki. Jestem z wykształcenia prawnikiem, czynnym przedsiębiorcą i mam wyczucie potrzeb ubezpieczonych także z racji tego, że od kilku lat prowadzę firmę doradczą. Wiem, że ZUS nie jest instytucją oddaną tym, którym powinna służyć, lecz jest to jakieś ciało realizujące jedynie ślepo politykę rządu. Jesteśmy ponad ćwierć wieku po transformacji i najwyższy czas, aby instytucje państwowe były dla obywatela, a nie odwrotnie.
Zatem motyw sprawiedliwego męża? To był głównym powód wzięcia udziału w konkursie na stanowisko prezesa ZUS-u?
- Chciałam zapoczątkować oddolny ruch młodych, zdolnych Polaków, którzy chcą państwa prawa, chcą tu pracować, bogacić się, rodzić dzieci. A jako mama bliźniaków-chłopców, jestem zaprawiona w pokonywaniu codziennych trudności.
- Ktoś musiał publicznie zwrócić uwagę na to, co dzieje się w tej instytucji. A nieprawidłowości w wykonywaniu zadań przez ZUS aż się roi. Tylko dwa fakty z kwietnia. Nagłośniona sprawa ciężko chorej kobiety, która umarła przed otrzymaniem należnego świadczenia, a jest wiele takich przykładów nieprzestrzegania ustawowego czasu podjęcia stosownej decyzji. Drugi przykład: na stronie internetowej Zakładu pojawiły się informacje o naliczaniu składek na Fundusz Pracy przez płatników składek będących osobami fizycznymi (niezatrudniającymi pracowników) i o obowiązku odprowadzania składki na ten fundusz za osoby zatrudnione na podstawie umowy zlecenia. Nie zmieniły się przepisy, a ZUS nałożył obowiązek płacenia składek za zleceniobiorców. Po niedługim czasie ta interpretacja zmienia się na zgodną z prawem wskutek interwencji płatników i resortu.
ZUS, który ma walczyć z szarą strefą, sam ją tworzy w majestacie prawa?
- Przytoczone przeze mnie przykłady, to tylko wierzchołek góry lodowej. ZUS obecnie kontroluje firmy szkoleniowe, które zawierały umowy o dzieło, a sam wykorzystywał umowy o dzieło jako formę rozliczenia z osobami szkolącymi.
Do konkursu na prezesa ZUS-u nie przystąpiły osoby, których nazwiska typowały media. Nie opłacało im się wysilać na kilka miesięcy przed wyborami?
- Słyszałam, że "grube ryby" nie zgłosiły się dlatego, że jest to stanowisko stricte polityczne; im na kilka miesięcy nie opłacało się wystrzelać z "amunicji", bo nie jest przesądzone, jaka opcja polityczna będzie rządzić po jesiennych wyborach. Dla mnie ten krótki czas wcale nie był przeszkodą. Wychodziłam z założenia, że w ciągu kilku miesięcy dam się poznać jako osoba kompetentna, merytoryczna i sprawnie zarządzająca Zakładem. I chciałam wierzyć, że niezależnie jaka opcja będzie rządzić, będę mogła utrzymać się na tym stanowisku. Może w końcu zaczętoby traktować ZUS jako instytucję apolityczną, prospołeczną.
Wierzy pani, że ktoś bez umocowania partyjnego może zostać prezesem instytucji o strategicznym znaczeniu dla kraju i obywateli?
- Wystartowałam w tym konkursie, więc to znaczy, że wierzę! Ale po perypetiach z nim związanych nie mogę nie pomyśleć: skoro prezes ZUS-u ma być jedynie wykonawcą polityki państwa, to po co te pozory z konkursem?
Startując zapewne wiedziała pani o mocnych i słabych stronach ZUS-u. Jaka jest pani wiedza w tym zakresie?
- Dobra strona tej instytucji to na przykład jej ciągła informatyzacja, a zatem łatwiejszy i sprawniejszy dostęp dla przedsiębiorców i ubezpieczonych. Coraz więcej spraw można załatwić przez internet, a satysfakcja z obsługi stale rośnie. Z mankamentów wymieniłabym np. nadmierną biurokrację, niewystarczającą ściągalność składek, a przede wszystkim dowolne interpretowanie prawa przez władze ZUS-u.
Od 1 kwietnia br. obowiązki ZUS-u pełniła pani Elżbieta Łopacińska nominowana przez premier Kopacz. Natomiast 14 kwietnia pani uczestniczyła w rozmowie kwalifikacyjnej na to stanowisko w ramach procedury konkursowej. Jak wytłumaczyć tę rozbieżność dat?
- Z tego co wiem, to pani Łopacińska pełniła przez kilka dni obowiązki prezesa. Trudno mi skomentować to rozejście się dat z moją rozmową i nominacją pani Łopacińskiej. Może to chochlik internetowy tak pomieszał? A jeżeli nie, to moja rozmowa kwalifikacyjna nie miała żadnego sensu (śmiech)!
Nadal uważa pani, że warto było wziąć udział w tym konkursie?
- Warto, ponieważ otrzymałam ogromne wsparcie Polaków. Otrzymywałam e-maile z poparciem, były spotkania, grupy wspierające... To pokazuje duży potencjał oddolny wśród Polaków. Potrzebę prawdy w działalności publicznej, politycznej, jawności procedur i wsparcia młodego pokolenia, którego stałam się mimo woli reprezentantką. Nie zdawałam sobie sprawy, że społeczeństwo tak bardzo chce zmian, że jest zmęczone i zniesmaczone obecną władzą. Ci młodzi, którzy mnie popierali, także stwierdzali, że mogą wystartować do różnych konkursów.
Odkryła pani czubek niewidocznej "góry lodowej"?
- Góra pęka od rysy, którą się stałam... (śmiech). Nawet jeżeli będą mnie szkalować, a są takie zapędy, to biorę to "na klatę" i idę dalej...
Kalata bierze "na klatę"?
- Tak, a jakie mamy inne wyjście my, młodzi, jeżeli nie chcemy, aby najlepszy potencjał ludzki Polski pomnażał PKB innym państwom? Na tych zmianach zyskałoby także i starsze pokolenie, wszyscy.
- Apeluję do młodych - zgłaszajcie się do wszystkich konkursów, jeżeli macie predyspozycje, pasję i chęć zrobienia czegoś dobrego dla społeczeństwa. Konkursy powinny być jawne, także stenogramy z takich konkursów. Wszyscy wiedzą, jak jest, ale boją się mówić o prawdzie.
Jakiej?
- Między innymi o tym, że podczas ostatniego etapu konkursu - rozmowy kwalifikacyjnej - nie nagrywano tej jego części, nie było też protokolanta. A później miał się ukazać protokół - spisany z pamięci, zgodnie z jakąś tezą. I przeciw temu protestuję. Wszak ja byłam jedna, a członków komisji pięciu. Więc po czyjej stronie mogła być prawda? To tak, jak wiele lat temu z mandatami nakładanymi przez milicję - kierowca był jeden, milicjantów dwóch, i oni zawsze mieli rację.
Krótki test: trzy aktualne tematy z zakresu działalności ZUS-u. Pierwszy to waloryzacja emerytur. Zmiana sposobu waloryzacji została odebrana przez część społeczeństwa jako manipulacja dobrem emerytów w celu poprawienia stanu budżetu. Co pani o tym sądzi?
- Waloryzacja kwotowa została poruszona w mojej pracy doktorskiej i uważam, że jest ona niezgodna z zasadą równości wyrażaną w Konstytucji RP. Nie można dać wszystkim po równo, choćby dlatego, że każdy z emerytów miał różny wkład pracy do swojej emerytury. Ale rząd wybrnął z tego problemu i po roku zmienił sposób waloryzacji na kwotowo-procentową.
Drugi temat dotyczący podniesienia wieku emerytalnego. Zrównanie wieku przejścia na emeryturę kobiet i mężczyzn nastąpi w 2040 r. Polacy mają pracować do 67 lat. To dobry wiek dla naszych rodaków?
- Działania rządu zmierzające do zrównania wieku emerytalnego obu płci zostały podjęte zbyt późno. To była decyzja polityczna, a nie oparta na rzetelnych analizach demograficznych. Z punktu widzenia interesu systemu ubezpieczeń społecznych wiek emerytalny musiał być podwyższony. Ale ta decyzja powinna być połączona z komplementarnymi działaniami: wspomaganiem rodziny, tworzeniem miejsc pracy i stosownych zachęt dla pracodawców oraz profilaktyką zdrowotną...
Trzecie pytanie - Fundusz Rezerwy Demograficznej w zamierzeniu miał być buforem nowego systemu emerytalnego wprowadzonego w 1999 r. Obecny zasób portfela nie gwarantuje takiego bezpieczeństwa. Co zmieniłaby pani, aby FRD mógł spełnić ustawowe zadanie?
- Nie znam się na inwestowaniu, co nie znaczy, że w krótkim czasie nie zdobyłabym wiedzy, która pozwoliłaby mi być partnerem w rozmowach z fachowcami zarządzającymi aktywami funduszu. Należałoby również powrócić do wysokości składki przekazywanej do FRD, czyli 1 proc., a nie jak jest obecnie: 0,30 proc.
Kiedy rząd premiera Tuska z ministrem finansów Rostowskim dokonywali transferu 51,5 proc. aktywów członków otwartych funduszy emerytalnych do ZUS-u, to jednym z argumentów była groźba bankructwa Zakładu, tzn. niemożność wypłacania bieżących emerytur i rent. Czy taka sytuacja jest prawdopodobna?
- W obecnym stanie prawnym nie ma takiej możliwości. Jeżeli pobrane składki nie wystarczą na wypłaty świadczeń, to ZUS jest wspierany przez budżet państwa. Konstytucyjne i ustawowe regulacje gwarantują wypłatę świadczeń emerytalnych.
Ministerstwo Pracy ma z panią "na pieńku", ponieważ poprosiła pani o pomoc kancelarię Krüger & Partnerzy. Dlaczego?
- To efekt trudnej rozmowy kwalifikacyjnej, w mojej ocenie nieprofesjonalnie przeprowadzonej. Na razie nie ma procesu, ale szkalujące mnie informacje przenikające do mediów z tej instytucji, naruszyły moje dobra osobiste. Niestety, i mnie poniosły emocje; publicznie włączyłam się do tego nieprofesjonalnego sporu, który nie powinien mieć miejsca. Ministerstwo ponoć miało opublikować protokół z 3,5-godzinnej rozmowy, która nie była protokołowana. Kancelaria występująca w moim imieniu zwróciła się do MPiPS o udostępnienie mi protokołu. Czekamy na decyzje kierownictwa resortu.
Czy może pani ujawnić pytanie, które zadano kandydatce na prezesa ZUS-u, a które panią zaskoczyło?
- "Kiedy powstał program "Płatnik"?" Korzystam z niego od lat, znam mechanizmy jego funkcjonowania, ale data powstania? Po co taka wiedza prezesowi ZUS-u?
Gdy zostanie ogłoszony ponownie konkurs na stanowisko prezesa ZUS-u, weźmie pani w nim udział?
- Oczywiście, choć podobno warunki konkursu zostaną tak zmienione, aby Kalata nie mogła ponownie się ubiegać. Ale... jestem przekonana, że takie warunki będzie trudno zrealizować, bo posiadam długie doświadczenie kierownicze. Jeżeli tylko przyczynię się do stworzenia konkursu bardziej przejrzystego i transparentnego, dostępnego dla opinii publicznej, to znaczy, że było warto.
Małgorzata Dygas