Kielman - buty na miarę wybranych

W roku 2000 brytyjski almanach "Europe's Elite 1000" zamieścił zestawienie tysiąca najznamienitszych europejskich marek. Polskę reprezentowała tylko jedna firma - Kielman.

Jej historia sięga 1883 r., kiedy to Jan Kielman otworzył zakład szewski. Ręcznie wyrabiał buty dla oficerów i do jazdy konnej. Salon mieścił się przy ulicy Chmielnej pod numerem 1 i 3. Zajmował dwie kondygnacje. Na parterze były sale recepcyjne, a na piętrze pracownia i biura. Na podwórzu zaś magazyny i warsztaty.

Creme de la creme

Prawdziwy boom na wyroby Kielmanów przypadł na lata 30. XX wieku. Choć trzeba dodać, że wśród stołecznej elity, w tym oficerów, polityków i dyplomatów, zdania co do tego, kto oferuje najlepsze wyroby obuwnicze w Warszawie, były mocno podzielone. Kielmanowie mieli konkurencję głównie w familii Hiszpańskich, których sklep znajdował się na Trakcie Królewskim. U tych ostatnich buty zamawiał między innymi premier Sławoj-Składkowski. U Kielmanów z kolei sam prezydent Ignacy Mościcki, późniejszy premier Władysław Sikorski czy słynny śpiewak Jan Kiepura. Słowem creme de la creme polityczno-artystycznej wyżyny, pomajowej II RP.

Reklama

Tricki na miarę epoki

Kielmanowie (oprócz ręcznie wyrabianych butów) to także firma z doskonałym podejściem marketingowym. Staranna aranżacja sklepu - salonu, witający w progu gości szwajcar w liberii, właściwy dobór personelu do obsługi, możliwość bezpośredniego kontaktu z mistrzem czy nowatorskie tricki na miarę ówczesnej epoki. Wystarczy wspomnieć o zamontowaniu jednego z pierwszych w Warszawie neonów w witrynie, który podświetlał zanurzonego w wanience buta. Autorski pomysł Wacława, wykształconego na Zachodzie. Miało to służyć podkreśleniu bardzo dobrej jakości skóry, odpornej na pogodowe kaprysy. Wnętrze salonu u Kielmanów na Chmielnej wyłożone było dywanami.

Do dyspozycji klientów były fotele i stoliki. O aktualnych trendach w obuwnictwie można było porozmawiać, popijając kawę czy czekoladę, a w wyznaczonej części można było zaciągnąć się cygarem. Było to pomieszczenie ekskluzywne - dla klientów z najwyższej półki. W ciszy poddawali się oni procedurom pomiaru, ustalaniu koloru, fasonu, terminu i wyceny za usługę. Gotowy wybór trafiał do zamawiającego, by go nie fatygować, przez posłańca.

Spolonizowani przybysze

Niestety, do dziś nie zachowały się żadne fotografie z okresu prosperity Kielmanów. Dom przy Chmielnej, a w nim bogate wyposażenie, zapasy skór, gotowe buty i narzędzia strawił pożar w czasie Powstania Warszawskiego.

Skąd nad Wisłą wzięli się Kielmanowie o mało słowiańskim nazwisku? Ich korzenie sięgają północnych Niemiec, na styku z Holandią lub Szlezwikiem-Holsztynem, co z kolei sugerowałoby narodowość duńską. Przywędrowali do Polski prawdopodobnie w XVIII w. Jak wielu przybyszy w tolerancyjnej i wielonarodowej I RP szybko się spolonizowali. Kielmanowie przeszli też z protestantyzmu na katolicyzm. Nim trafili do Warszawy, zamieszkiwali ziemię łomżyńską. Jeden z dwóch synów Tomasza seniora rodu - Jan - wyruszył zaopatrzony przez ojca w pieniądze dające możliwość startu w dorosłe życie.

Chciał w stolicy wyuczyć się na szewca. Rozpoczął praktyki, a po trzech latach już jako czeladnik otworzył własną firmę. Wynajął wspomniany już dom na Chmielnej. Po przodkach odziedziczył zaradność, pracowitość, oszczędność i umiar. Wczuł się w rynek szybko rozwijającego się polskiego rzemiosła. Jednego z kół zamachowych rodzącego się kapitalizmu. Trzeba pamiętać, że u schyłku XIX w. Warszawa była trzecim po Moskwie i Petersburgu miastem Imperium Romanowów. Nad Wisłą można więc było się szybko dorobić i osiągnąć pozycję zawodową, a zarazem stabilizację w życiu rodzinnym.

Jak Kielmanowie Kongresówkę podbijali

Zaraz po starcie interesu przy Chmielnej Jan Kielman ożenił się. Jego szczęście nie trwało jednak zbyt długo. Pierwsza żona, pomagająca w interesach, wkrótce zginęła tragicznie. Druga - Marianna - córka zamożnego cukiernika, wniosła do związku spory posag. Zajmowała się finansami rozrastającej się stopniowo firmy.

Pojawiali się nowi szewcy, zwiększono produkcję i poszerzono asortyment, z nastawieniem na buty oficerskie. Wieść o solidności wykonania rozeszła się szybko nie tylko w Warszawie. Wkrótce marka Kielman zaczęła podbijać Kongresówkę, a nawet docierać do kadry oficerskiej w samym Petersburgu. I tak jak u Wokulskiego w "Lalce" Prusa, właśnie otwarcie na Wschód dało Kielmanom duży oddech.

Po oficerkach przyszedł czas na buty do jazdy konnej, półbuty czy lakierki. Oferta skierowana została także do pań. Ze związku Jana i Marianny urodziło się dwoje dzieci - Wacław i Julia. Syn poszedł w ślady ojca i kontynuował rodzinną tradycję. Najpierw studiował na Politechnice Lwowskiej, by ostatecznie ukończyć handel w Antwerpii.

Nim trafił pod skrzydła ojca, praktykował jeszcze w słynnej szwajcarskiej firmie obuwniczej Ballego. Wyniósł z tego okresu to, co można by określić mianem nowoczesnego marketingu. A było to bardzo ważne, gdyż po jego powrocie do Polski klienci, starzy i nowi, szturmowali sklep na Chmielnej. Trzeba było więc zwiększyć jego powierzchnię. Janowi udało się wynająć parter po sąsiedzku. Wyjść z czymś nowym, by wyróżnić się na tle konkurencji.

Ocaleni w bitwie o handel

Skarbem było położenie sklepu - salonu. Przed wojną to właśnie na Chmielnej mieściło się serce handlowej części Warszawy. Ulica łączyła dwie najważniejsze arterie stolicy - Nowy Świat i Marszałkowską. Najbardziej elegancko i wytwornie było na odcinku od Brackiej: z domem towarowym Braci Jabłkowskich do Kielmanów.

Słynna familia ciężko pracowała, ale jako ludzie zamożni wypoczywali w kraju i za granicą. Uprawiali sporty wodne (kajaki, żeglarstwo), zimowe (narty) czy przejażdżki rowerowe. Upodobanie do tych ostatnich pozostało wśród Kielmanów do dziś.

Wacław miał też jeszcze jedną pasję - filatelistykę. Interes kwitł. Nowe rozwiązania poszerzały bazę klientów. W latach 30. firma zatrudniała 100 osób, z czego jedną trzecią stanowili najlepszej klasy szewcy. Rocznie wyrabiano 4000 par butów. Dalszą ekspansję pokrzyżowała niemiecka agresja na Polskę we wrześniu 1939 r. Pauperyzacja i zawierucha wojenna sprawiły, że u Kielmanów częściej reperowano stare, niż wyrabiano nowe buty. Po Powstaniu Kielmanowie znaleźli się pod Warszawą. Kilka lat po wojnie Wacław podjął trud odbudowy obuwniczej potęgi. Zagospodarował parter budynku przy Chmielnej, vis-a-vis przedwojennego salonu. Kielmanowie cudem ocaleli z bitwy o handel.

130 lat rodzinnego biznesu

Jednak żeby "prywaciarzom" nie żyło się zbyt dobrze, władza ludowa dokwaterowała do ich przedsięwzięcia zegarmistrza, z którym od 1954 r. trzeba było dzielić powierzchnię i skromną infrastrukturę. Coraz większym problemem było zdobycie surowca, jak przystało na gospodarkę centralnie sterowaną - reglamentowanego. A jeśli udało się zdobyć trochę skóry, to była ona z reguły kiepskiej jakości.

Dlatego częstą praktyką było wyrabianie butów ręcznie dla klientów, którzy sami dostarczali surowiec. Przedwojenna marka i z nią związana renoma powodowały, że w PRL-owskiej rzeczywistości mieć solidne buty na nogach znaczyło tyle, co zamówić je u Kielmanów. Bywali więc na Chmielnej Herbert, Bielicka czy Brandys. Po Wacławie pałeczkę przejął Jan, zwany Drugim. Jego syn Maciej po powrocie do Warszawy w połowie lat 80. zaangażował się u boku ojca w rodzinny biznes. Nauczył się trudnej sztuki szycia butów, a następnie zajął się projektowaniem i zaopatrywaniem firmy w surowce. Rozpoczął też już w latach 90. pionierski system sprzedaży za pośrednictwem internetu.

Oferta skierowana była więc nie tylko na polski rynek, a zamówienia zaczęły docierać z wielu zakątków świata. Kielmanowie szyją rocznie 1500 par butów, które na nogach mają wielcy w kraju i za granicą. Rozszerzyli ofertę o ubrania ekskluzywnych marek brytyjskich. Można u nich kupić też solidne paski do spodni czy torby.

Od 2012 r. do firmy dołączył Jan (Trzeci), syn Macieja. Chodzi w butach uszytych własnoręcznie. Talent z całą pewnością odziedziczył po przodkach, w tym Janie (seniorze), od którego zaczęła się, trwająca już nieprzerwanie prawie 130 lat historia słynnego rodu Kielmanów.

Marcin Palade

Oprac. na podstawie "Polskich rodów biznesowych"

Autor jest ekspertem psefologii, publicysta

Gazeta Finansowa
Dowiedz się więcej na temat: Elite | buty | Marek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »