Klęska w sadach, Lepper pomoże?
Wymarzło blisko 90 procent kwiatów na drzewach owocowych - to wstępne szacunki strat, jakie spowodowały przymrozki, które od kilku nocy dają się nam we znaki. Właściciele sadów mówią o klęsce, jakiej nie pamiętają od dziesięcioleci - pisze "Nasz Dziennik".
Wielu rolników twierdzi, że w tym roku nie zbierze nawet kilograma jabłek, czereśni, wiśni i innych owoców, a to oznacza nie tylko wysokie ceny na krajowym rynku, ale także utratę wielu rynków zagranicznych, gdzie od lat z powodzeniem sprzedajemy nasze produkty.
Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi zapewnia, iż rolnicy mogą liczyć na preferencyjne kredyty klęskowe. Pomoc taka jest jednak nie najlepszym rozwiązaniem, gdyż wielu rolników nie spłaciło jeszcze kredytów klęskowych, które zaciągnęli w tamtym roku po katastrofalnej suszy - zaznacza "ND".
Według gazety, nie ma praktycznie regionu, który nie ucierpiałby na skutek fali chłodu. Sadownicy z całej Polski informują o prawdziwej klęsce. Ciepła zima spowodowała, że kwiaty pojawiły się na drzewach kilka tygodni wcześniej niż zwykle. Mróz sprawił, iż nie zawiążą się z nich owoce, a zatem latem i jesienią wielu sadowników nie będzie miało czego zbierać.
W takiej sytuacji są rolnicy z Mazowsza, Lubelszczyzny, Dolnego Śląska, Świętokrzyskiego, Kujaw i Podkarpacia, czyli województw, gdzie koncentrują się uprawy sadownicze. Mirosław Maliszewki, prezes Związku Sadowników RP, mówi, iż takiej klęski w sadach nie było od wielu dziesiątków lat. - Najstarsi sadownicy twierdzą, że podobna sytuacja miała miejsce tylko raz, jeszcze przed II wojną światową - twierdzi Maliszewski.
Najmniejsze straty ponieśli rolnicy, którzy mają sady położone w wyższych miejscach, gdzie przygruntowe przymrozki okazały się mniej szkodliwe. Ale takich sadów jest tylko około 10 procent.Jeszcze gorzej jest w przypadku upraw truskawek. W niektórych rejonach wymarzły w stu procentach wczesne odmiany, które owocują na przełomie maja i czerwca.
O prawdziwej klęsce dla sadownków pisze również "Gazeta Krakowska". W gminie Łososina Dolna sadownicy zastanawiają się, czy najbliższe Święto Kwitnących Sadów nie stanie się stypą po zniszczonych plonach. Przez kilka nocy temperatura spadała nawet do minus pięciu stopni. -Taki ostry mróz, bo to już nie przymrozek, to praktycznie zniszczenie kwiatów i zawiązków owoców - mówi wójt Stanisław Golonka.
- W okolicach Mstowa czy Krasnego w nocy z 2 na 3 maja było 7 stopni mrozu. Przemarzły nawet okryte folią truskawki - zauważa Ryszard Leśniak, sadownik z Żerosławic, który poniósł ogromne straty w jabłoniach i wiśniach, sięgające miejscami nawet i 100 proc.
W Tarnowskiem została zniszczona większość kwiatów na śliwach i jabłoniach. - Zmroziło też uprawy ogórków, pomidorów i ziemniaków, które były przy gruncie. Moje uprawy nie ucierpiały, ale musiałem zużyć więcej węgla w szklarni - wyjaśnia Jerzy Urbanek, sołtys Siedlisk.
- Z zebranych przez nas informacji wynika m.in., że śliwy przemarzły w ok. 90 proc., jabłonie w 70 do 100 proc., czereśnie 80 - 100 proc., wiśnie 30 - 100 proc., wczesne maliny na pędach 2- letnich w 50 proc., porzeczki i agrest 30 - 40 proc. Wczesne truskawki praktycznie w 100 proc. - wstępnie bilansuje dyrektor Małopolskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego Marek Kwiatkowski.
Wicepremier, minister rolnictwa Andrzej Lepper zapowiedział w sobotę, że na początku przyszłego tygodnia będzie rozmawiał z premierem o pomocy dla sadowników, którzy, po majowych przymrozkach, obawiają się klęski nieurodzaju.
- Wszystkich sadowników chcę zapewnić, że w poniedziałek, we wtorek najpóźniej, będziemy rozmawiać z panem premierem, w jaki sposób wam pomóc. Bo ten mróz, który był, to nie przymrozek tylko to był mróz 10 stopni. 80 procent prawie zniszczeń, także tym ludziom trzeba pomóc w jakiś sposób - powiedział Lepper w sobotę w TVN24.
Przypomniał, że jest ustawa dotycząca ubezpieczeń rolnych, ale - jak dodał - niestety niedużo ludzi skorzystało z tego. Zaapelował do rolników, aby się ubezpieczali, tak by "nie stracili nawet jednego procenta z tego, co im się należy".
Na pytanie, na co mogą liczyć sadownicy, a także rolnicy w związku z np. suszą, Lepper odpowiedział, że sądzi, iż "tak jak w ubiegłym roku jednorazowa pomoc praktycznie nic nie daje".
- Bo te 500 zł. czy 1000 zł..., no pewnie - jak rolnik ma trzy, cztery hektary dostanie 500 złotych, czy 1000 złotych powyżej 5 hektarów, to coś mu dało, ale to mu nie zrekompensuje strat - ocenił wicepremier.
Według niego, rolnicy powinni przede wszystkim uwierzyć w to, że naprawdę w ich interesie jest ubezpieczanie się i "muszą wiedzieć,że od 1 lipca 2008 r. Unia Europejska wymaga tego, aby połowa gruntów upraw była ubezpieczona". - Jeżeli tego nie będzie, to posiadacze gruntów nie będą mogli skorzystać z żadnych dopłat - zaznaczył Lepper.
Wicepremier stwierdził, że w Polsce nie ma tradycji ubezpieczania się przez rolników. Jak powiedział, taka tradycja była "w poprzednim systemie, ale z chwilą zmiany systemu w Polsce ogłoszono coś takiego: A co ktoś nas będzie zmuszał? Jaki to przymus? My sami wiemy co najlepsze; ubezpieczać się nie będziemy".- No i mamy - coraz to powódź, coraz to susza - no i w tym roku też. Ja odpukuję, ale (...) susza grozi nam i co będzie znowu w lipcu, w sierpniu? Powiedziałem rolnikom: proszę się ubezpieczać,firmy ubezpieczeniowe są przygotowane, chcą ubezpieczać, rząd pieniądze na to znalazł, pieniądze są - powiedział Lepper.