Klient ma prawo wiedzieć, że kupuje towar gorszej jakości
Europosłowie wzmocnili pozycję konsumentów w sprawie produktów podwójnej jakości. Chodzi o artykuły sprzedawane w różnych krajach UE pod tą samą marką i w takim samym opakowaniu, ale mające różny, często gorszy skład.
O problemie produktów podwójnej jakości mówi się od dobrych paru lat, jednak dopiero niedawno Unia Europejska postanowiła zrobić z tym porządek. I tak, najpierw Komisja Europejska stworzyła zbiór wytycznych, które m.in. zobowiązywały producentów do wyraźnego informowania konsumentów o składzie swoich produktów, zabraniały nieuczciwych praktyk handlowych, a także ułatwiały państwom członkowskim ocenę tego, czy faktycznie mają do czynienia z dystrybucją towaru gorszego sortu.
Teraz europosłowie chcą pójść o krok dalej i wprowadzić przepisy, które zakażą producentom i dystrybutorom sprzedawania pod tą samą nazwą i w takim samym opakowaniu produktów znacznie się od siebie różniących oraz nałożą na nich obowiązek znakowania towarów w sposób widoczny dla kupujących.
- To bardzo zasadnicza zmiana na korzyść konsumenta. Jeśli sprzedawany w danym kraju produkt różni się od oryginału, to producent będzie musiał oznakować go tak, żeby klient natychmiast się zorientował, co kupuje. Słowo "natychmiast" jest tu bardzo ważne. Bo jeśli np. kupiłam w Belgii czekoladę, która bardzo mi zasmakowała i widzę taką samą na półce w polskim sklepie, ale po zakupie okazuje się, że smakuje ona zupełnie inaczej, to nie będę przecież porównywać składu, żeby sprawdzić, które składniki się różnią. Ale jeśli np. opakowanie tej czekolady będzie inne, np. niebieskie, a nie czerwone, to łatwo się domyślę, że to nie ten sam produkt - mówi DW polska europosłanka Róża Thun, która negocjowała przepisy w PE. Thun przyznaje, że nowe regulacje nie spotkały się z entuzjazmem producentów.
- Ale my przecież nie mówimy producentom, co mają sprzedawać, ani po ile. Chcemy tylko, żeby wyraźnie informowali klientów, co im oferują, myślę, że to uczciwe podejście. Jeśli producenci nadal chcą sprzedawać gorsze i lepsze produkty, mogą to robić. Ale nie pod tą samą nazwą i nie w identycznym opakowaniu - mówi Thun.
Towary podwójnej jakości to przede wszystkim artykuły spożywcze, środki czystości i kosmetyki. Trafiają głównie do nowych krajów UE, takich jak Polska, Słowacja, Węgry, Czechy, Chorwacja i Rumunia, od ich zachodnich sąsiadów. Dlatego nie przypadkowo to właśnie rządy tych krajów (a konkretnie Słowacji, Czech, Węgier i Rumunii) zleciły śledztwo, które potwierdziło, że lokalne produkty faktycznie zawierają mniej mięsa, ryb czy tłuszczu niż ich zagraniczne odpowiedniki, węgierskie wafelki są mniej chrupkie niż austriackie, kawa ma mniej kofeiny, a herbata mrożona w Czechach zawiera więcej sztucznych słodzików niż ten sam napój w Niemczech.
Głośno było też o sprawie niemieckiej spółki HiPP, produkującej żywność dla dzieci, której danie dla dzieci (bio ryż z marchewką i indykiem) sprzedawane w Chorwacji było gorsze niż ten sam produkt dostępny w Niemczech. Chorwacka wersja zawierała więcej ryżu i mniej warzyw, różniła się też barwą i smakiem, miała mniej kwasów Omega-3 a do tego... była dwa razy droższa niż niemiecka. W Polsce ubiegłoroczne badania Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) ujawniły, że na 101 par produktów pochodzących z Polski i Niemiec - 12 było gorszej jakości.
Pobierz za darmo program PIT 2018
Producenci tłumaczą się, że swoje towary dostosowują do gustu odbiorców. - Ciężko mi uwierzyć, że np. 80 mln Niemców ma inne podniebienie niż 38 mln Polaków. To tak nie działa. Ludzie się przyzwyczajają do produktów bardziej słodkich czy bardziej kwaśnych, bo tylko takie mają na rynku - tłumaczy Róża Thun.
- Podobnie jak nie wierzę np. w tłumaczenia, że sprzedawane u nas proszki do prania mają inny skład, bo Polacy sypią więcej proszku do szufladki. Sypią więcej, bo proszek się gorzej pieni, gorzej się pieni, bo ma gorszy skład - i to błędne koło. Europosłanka ma też nadzieję, że kiedyś z polskiego krajobrazu znikną legendarne już sklepiki typu "chemia z Niemiec". Z prostej przyczyny: już nie będą potrzebne.
Wtorkowe głosowanie odbyło się w komisji PE ds. rynku wewnętrznego i ochrony konsumentów (IMCO). Teraz o losie przepisów zadecyduje Rada, czyli państwa członkowskie.
Redakcja Polska Deutsche Welle