Klin podatkowy wrogiem pracujących kobiet
Zamiast wprowadzać parytety Europa Zachodnia powinna obniżyć pozapłacowe koszty pracy. W Polsce aktywizacja zawodowa kobiet wymaga bardziej finezyjnych zmian w systemie podatkowym, ponieważ już w punkcie wyjścia nie preferuje on pracujących małżonków. Co druga Polka zostaje dziś w domu, to więcej niż podobny wskaźnik wynosi w UE.
Niedawno GUS opublikował najnowsze dane dotyczące aktywności zawodowej Polaków ("Aktywność ekonomiczna ludności Polski III kwartał 2011 r."). Wynika z nich, że ponad połowa (51,4 proc.) kobiet nie pracuje. Sytuacja wygląda nieco lepiej, jeżeli analizować dane w oparciu o unijną metodologię BAEL. Zgodnie z nią aktywność zawodowa Polek wynosiła w 2010 r. ok. 53 proc. Polska pod tym względem od lat pozostaje jednak w tyle za państwami UE. W krajach piętnastki wskaźnik ten w 2010 r. przekraczał 59,5 proc. Podobny do polskiego, poziom zaangażowania kobiet na rynku pracy Stara Unia osiągnęła już w 1999 r., i od pory systematycznie go zwiększa.
Richard B. Freeman i Ronald Schettkat, próbując wyjaśnić różnice w aktywności zawodowej Amerykanów i Europejczyków, zaproponowali hipotezę "urynkowienia" (Richard B. Freeman i Ronald Schettkat "Marketization of production and the US-Europe employment gap". NBER 2002). Od lat 70. w Europie pracowano znacznie mniej niż w Stanach Zjednoczonych. Wynikało to zarówno ze zmniejszenia populacji czynnej zawodowo, jak i faktu, że ci Europejczycy, którzy chodzili do pracy, byli w niej znacznie krócej niż Amerykanie.
Freeman i Schettkat sprawdzili, co mieszkańcy Starego Kontynentu robią w wolnym czasie. Wynik był zaskakujący - zamiast odpoczywać Europejczycy piorą, gotują, sprzątają swoje mieszkania i opiekują się dziećmi. Tymczasem Amerykanie zamiast zajmować się domem, wolą korzystać z usług kupowanych na rynku - wynajmują sprzątaczki, jedzą na mieście, brudne rzeczy oddają do pralni.
Dlatego też Amerykanka, z jednym dzieckiem poniżej 6. roku życia, poświęca na opiekę nad nim 11 godzin tygodniowo, a Niemka (Freeman i Schettkat wykorzystali w swej pracy statystyki niemieckie) aż 20 godzin.
Jeżeli zakwalifikować czynności związane z prowadzeniem domu jako pracę, okazuje się jednak, że Amerykanie wcale nie są bardziej pracowici od Europejczyków. Jak wynika z danych przytaczanych przez Freemana i Schettkata (z początku lat 90.), czas pracy na obu kontynentach jest niemal identyczny. Praca zawodowa i obowiązki domowe zajmują Amerykanom 53,6 godzin tygodniowo (z czego praca zawodowa 59 proc.), a Niemcom nawet o godzinę więcej (w tym praca zawodowa tylko 48 proc.).
Zdaniem Freemana i Schettkata, jednym z głównych powodów transatlantyckich różnic w podziale czasu między pracę, a obowiązki domowe jest wysokość klina podatkowego (tax wedge). Jest to wyrażona w procentach różnica między wynagrodzeniem otrzymywanym do ręki (netto), a kosztami zatrudnienia ponoszonymi przez pracodawcę. W różnicę tę wchodzi podatek dochodowy, tzw. podatki płacowe oraz składki na ubezpieczenia społeczne opłacane przez pracownika i pracodawcę. Im klin większy, tym podatki wyższe. Ponieważ opodatkowanie pracy było i jest znacznie wyższe w Europie, Europejczycy za swoją pracę dostają relatywnie mniej. Mają więc mniej pieniędzy na kupno usług "domowych". W dodatku, ze względu na wysoki klin podatkowy, ceny takich usług w Europie są wyższe niż w USA.
Tymczasem Amerykanie, dzięki mniej zachłannemu fiskusowi mogą sobie pozwolić na opłacenie różnych form pomocy domowej i ograniczyć własny czas poświęcany na obowiązki rodzinne. W efekcie są w stanie pracować więcej, a zarobione w ten sposób dodatkowe pieniądze przeznaczyć na kupno dodatkowych usług. Przy czym popyt na te usługi tworzy nowe miejsca pracy, dzięki którym więcej osób zarabia, a więc może sobie pozwolić na kupno usług. Korzystają na tym przede wszystkim kobiety, bo to na nich najczęściej spoczywa ciężar prac domowych. I to obowiązki rodzinne utrudniają lub wręcz uniemożliwiają im podjęcie pracy zawodowej. Według Freemana i Schettkata, urynkowienie obowiązków domowych w Europie, zlikwidowałoby różnice w poziomie aktywności zawodowej między Ameryką a Europą.
Jest tylko jeden szkopuł - od początku tego wieku różnica w aktywności zawodowej Amerykanów i Europejczyków zaczęła gwałtownie się zmniejszać.
Właśnie za sprawą kobiet. Porównując dane z 2000 r. i 2009 r. okazuje się, że Amerykanki częściej, w miarę upływu czasu, zostawały w domu, natomiast Europejki szły do pracy. Mężczyźni na obu kontynentach zachowywali się podobnie, w 2009 r. ich aktywność zawodowa była mniejsza niż niespełna dekadę wcześniej.
Cóż takiego się stało? Przecież europejski klin podatkowy nadal jest wyraźnie wyższy niż w USA. Kluczem do wyjaśnienia zagadki wydaje się czas pracy. Owszem - Europejki są coraz bardziej aktywne zawodowo, ale wiele z nich pracuje w niepełnym wymiarze. Poniższy wykres obrazuje, różnice w aktywności zawodowej mężczyzn i kobiet, jeżeli brać pod uwagę wszystkie osoby czynne zawodowo oraz tylko te, które pracują w pełnym wymiarze godzin.
Można zatem założyć, że kobiety w Europie nadal próbują godzić obowiązki zawodowe z domowymi. To zaś oznacza, że są pracownikami drugiej kategorii. I nie chodzi tu o dyskryminację, ale chłodną biznesową kalkulację - spośród dwóch osób o podobnych kompetencjach, wyższą wartość dla pracodawcy ma pracownik bardziej dyspozycyjny. To on pierwszy otrzyma podwyżkę i awans.
Problem ten można próbować rozwiązać wprowadzając w firmach parytety, a więc odgórnie narzucone regulacje dotyczące zasad awansu kobiet. Z punktu widzenia przedsiębiorców jest to jednak dysfunkcjonalne, ponieważ zmusza ich do promowania gorszych pracowników, kosztem lepszych. Można również stworzyć warunki umożliwiające urynkowienie obowiązków domowych zgodnie z koncepcją Freemana i Schettkata. Uwolnione od konieczności prania, sprzątania i gotowania kobiety mogłyby poświęcić pracy zawodowej tyle samo czasu co mężczyźni (z wyjątkiem okresu zaawansowanej ciąży i połogu).
A zatem, mimo poważnych zmian w aktywności zawodowej Europejek i Amerykanek, jakie zaszły od początku wieku, hipoteza urynkowienia nadal nieźle wyjaśnia różnice w sytuacji kobiet na rynku pracy po obu stronach Atlantyku. Przynajmniej w krajach starej UE, bo w Polsce sytuacja jest szczególna.
W ostatnich kilku latach, polski klin podatkowy był jak na Unię wyjątkowo niski. W 2010 r. pozapłacowe koszty pracy mniejsze niż w Polsce były tylko w trzech innych krajach UE - Wielkiej Brytanii, Luksemburgu i Irlandii. Zgodnie z koncepcją urynkowienia, niski klin wyjaśnia wysoki udział Polek na stanowiskach menedżerskich (Rys. 5.). Z drugiej jednak strony, aktywność zawodowa kobiet w Polsce jest niższa niż w Starej Europie, co jest sprzeczne z tezami Freemana i Schetkatta.
Paradoks ten można częściowo wyjaśnić specyfiką polskich regulacji podatkowych, które w praktyce demotywują kobiety do wejścia na rynek pracy. Wykres poniżej przedstawia przeciętne, efektywne opodatkowanie dochodów dla osoby podejmującej pracę, w sytuacji gdy drugi małżonek już pracuje.
Pod względem wysokości efektywnego opodatkowania przeciętnej pensji (według którego uporządkowane są państwa na wykresie) zajmujemy 12 miejsce na 36 krajów. Polski fiskus jest jednak szczególnie zachłanny wobec osób, które podejmują źle płatną pracę. Osoby te muszą się liczyć z efektywnym opodatkowaniem ich dochodów na poziomie 45 proc. (przy klinie podatkowym w wysokości 33,6 proc.), co daje Polsce szóste miejsce w rankingu państw. Można założyć, że tak duża redukcja dochodu to problem przede wszystkim kobiet. To one zazwyczaj są "drugim małżonkiem wchodzącym na rynek pracy" - choćby ze względu na przerwę spowodowaną macierzyństwem i opieką nad małymi dziećmi - i wiele z nich podejmuje niskopłatne zatrudnienie (przeciętne wynagrodzenie kobiet w Polsce jest o 23 proc. niższe niż mężczyzn).
Przy realnym dochodzie netto w wysokości 1100 złotych, możliwości urynkowienia obowiązków domowych są mocno ograniczone. Podjęcie pracy oznacza więc podwójne obciążenie, co trudno powetować sobie tak niskim wynagrodzeniem. Dodatkowo, w przeciwieństwie do większości państw wysoko rozwiniętych, polski system podatkowy nie preferuje modelu, w którym oboje małżonków pracuje. Efektywne obciążenie podatkowe rodziny, która osiąga dochody z pracy w wysokości 133 proc. średniej krajowej, jest praktycznie takie samo w sytuacji, gdy pracuje oboje małżonków jak i wtedy, gdy czynny zawodowo jest tylko jeden z nich. Różnica na korzyść pracującej pary wynosi w Polsce niecałe 4 proc., podczas gdy w krajach OECD przekracza średnio 22 proc.
Zwiększenie preferencji dla wspólnego zatrudnienia małżonków, a przede wszystkim obniżenie efektywnego opodatkowania najgorzej zarabiających - rozwiązania typowe dla krajów UE-15 - z pewnością podniosłyby aktywność zawodową polskich kobiet. Na razie jednak w ramach naśladowania starej Unii rząd zdecydował się zwiększyć klin podatkowy.
Łukasz Ruciński