Kluczowy test ministra Kluzy

Minister i premier nie mówią jednym głosem. To wprawdzie standard w polskiej rzeczywistości, ale dość niepokojący. Kluczową kwestią będzie to, czy 30-miliardowa kotwica zostanie utrzymana w budżecie 2007.

Minister i premier nie mówią jednym głosem. To wprawdzie standard w polskiej rzeczywistości, ale dość niepokojący. Kluczową kwestią będzie to, czy 30-miliardowa kotwica zostanie utrzymana w budżecie 2007.

W ostatnich tygodniach sporo medialnego szumu wywołały informacje formułowane przez Stanisława Kluzę, ministra finansów. Było tak np. w przypadku odkrycia czteromiliardowej budżetowej "dziury Kluzy", czy uznania przez ministra za prawdopodobną obniżkę stawek PIT już w przyszłym roku. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że premier Jarosław Kaczyński i jego ugrupowanie nieco inaczej zapatrują się np. na podatkową rzeczywistość. - Mam wrażenie, że jeśli tylko Stanisław Kluza powie coś obiektywnego i dobrego, od razu dostaje pstryczka w nos od polityków PiS i wszystko odwołuje. Widać, że brakuje mu zaplecza i pozycji, jaką w rządzie powinien mieć minister finansów ocenia Zbigniew Chlebowski z PO.

Reklama

Dopiero się uczy

Problemy z komunikacją między premierem a ministrem finansów dostrzegają także koalicjanci. - Najważniejsze kwestie powinny być uzgadniane z premierem, który nie powinien dowiadywać się z mediów o planach ministra finansów. Stanisław Kluza nie powinien sprawiać niespodzianki zarówno pozostałym członkom rządu, jak tez partnerom koalicyjnym. To jedno z najważniejszych, jeśli nie najważniejsze, ministerstwo uważa Szymon Pawłowski z LPR. Marek Suski z PiS ma podobne zdanie. - Te drobne wpadki to efekt poszukiwania jak najlepszych pomysłów. Pan minister to człowiek młody i zdolny, więc szybko się nauczy, co można, a czego nie można w polityce. A tutaj w ogóle nie można niekonsultowanych pomysłów zgłaszać jako pomysłów. To błąd, zwłaszcza w tak ważnych sprawach, jak podatki uważa poseł PiS.

Janusz Maksymiuk z Samoobrony jest przekonany, że Stanisław Kluza nie ma odmiennego podejścia do zagadnień ekonomicznych od Jarosława Kaczyńskiego. - Nie znam powodów, dla których minister powiedział coś, co później premier musiał odkręcać. Ale, jak widać, rynki się tym nie przeraziły zauważa Janusz Maksymiuk. I rzeczywiście. Bo, jak przypomina Mateusz Szczurek, główny ekonomista ING, tego typu nieścisłości na linii premier-minister finansów nie są u nas niczym nowym. - Większość poprzedników Stanisława Kluzy była besztana przez premierów: dziura Bauca doczekała się komisji, plan Kołodki zastąpiono planem Hausnera, akcyzowe pomysły ministra Gronickiego przycięto, a pomysł Zyty Gilowskiej, by odebrać 50-procentowe koszty uzyskania przychodu twórcom, przepadł. To stanowisko wymaga podejmowania niepopularnych decyzji: podwyższanie podatków albo cięcie wydatków jest zawsze nie po linii polityków. Nie ekscytowałbym się tym specjalnie. To normalne - uważa ekonomista ING.

Czy da radę?

Jego zdaniem, kluczową kwestią będzie to, czy 30-miliardowa kotwica zostanie utrzymana w budżecie 2007. Zdaniem Zbigniewa Chlebowskiego, będzie to bardzo trudne. - Wątpię, czy Stanisław Kluza zwycięży z rozdawniczymi zakusami partii koalicyjnych. A sam Jarosław Kaczyński na budżecie i podatkach nie za bardzo się zna. Poza tym nie wierzę w jego determinację przewiduje poseł PO. Ryszard Petru, główny ekonomista Banku BPH, zauważa, że polityka informacyjna, jaką prowadził wiceminister Stanisław Kluza, była bardzo dobra. - Pozytywnie oceniam też jego wypowiedzi jako ministra w kwestiach inflacji czy długu publicznego. Jednak na polu polityki gospodarczej nie uniknął kilku wpadek.

Powstaje wrażenie, że komunikacja między premierem a ministrem jest niedoskonała - uważa Ryszard Petru. Zwraca uwagę na sposób przekazania informacji o brakujących 4 mld zł. - To był przeciek. A takie rzeczy ogłasza się raczej na konferencji prasowej. Podobnie znamienny jest fakt, iż to Andrzej Lepper, a nie Stanisław Kluza, zapowiedział zwiększenie wydatków na rolnictwo - dodaje ekonomista BPH.

Słaba pozycja

Marek Nienałtowski, główny analityk Secus Asset Management, jest przekonany, że ukazanie się informacji o przeszacowanych przyszłorocznych dochodach nie była pomysłem Stanisława Kluzy. - To efekt nacisków z góry. Minister nie jest tak niepoważny, by puszczać takie informacje w obieg samemu. Być może chciano tym coś osiągnąć. Na razie jednak udało się obniżyć zaufanie do ministra finansów i wprowadzić zamieszanie na rynku. Zaraz dowiemy się np., że zamiast 30 mld zł deficytu będziemy mieli 30 mld zł nadwyżki. Zaczynam się w tym gubić przyznaje Marek Nienałtowski.

Jego zdaniem, Stanisław Kluza nie jest przekonany do tego, co mówi. - Sprawia wrażenie, że wykonuje tylko polecenia premiera. A taki minister nie jest dla rynków idealny - dodaje analityk SAM. Ryszard Petru zwraca uwagę, że pozycja ministra w rządzie jest zdecydowanie słabsza od tej, jaka miała Zyta Gilowska. - Dlatego jej ewentualny powrót jest przez inwestorów postrzegany pozytywnie - uważa ekonomista BPH.

Bartosz Krzyżaniak

Puls Biznesu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »