KNF kontra FM Bank
Medialne sekowanie FM Banku PBP przez Urząd Komisji Nadzoru Finansowego to nie pokaz siły, lecz żenujący spektakl, ukrywający patologie, które zżerają tę instytucję od środka.
Na początku kwietnia nadzór finansowy zakazał wykonywania prawa głosu z akcji FM Banku PBP przez obu jego akcjonariuszy - spółkę PL Holdings i fundusz inwestycyjny Abris Capital Partners. W dużym skrócie Urząd Komisji Nadzoru Finansowego (UKNF) ubezwłasnowolnił (ma takie prawo) właścicieli i de facto wystawił bank na sprzedaż (ma takie prawo).
Dlaczego? Oficjalnie: za niewypełnianie zobowiązań inwestorskich (cokolwiek miałoby to znaczyć) oraz negatywny wpływ właścicieli, wpływających za pośrednictwem swoich przedstawicieli w radzie nadzorczej banku na ostrożne i stabilne zarządzenie bankiem.
Mniej oficjalnie (czyli w ramach informacji z Departamentu Komunikacji Społecznej UKNF podawanych na zasadzie "ale ja ci o tym nie mówiłem"): Abris nie dostarczył urzędowi sprawozdania finansowego jednego ze swoich kluczowych funduszy.
Całkowicie nieoficjalnie: w Urzędzie Komisji Nadzoru Finansowego trwa gorączkowe sprzątanie i zamiatanie pod dywan wszystkich brudów, w tym przypadku związanych m.in. z wieloletnią, wysoce kontrowersyjną działalnością domu maklerskiego IDMSA (to w tej spółce były szef KNF Stanisław Kluza miał udziały, a gdy je sprzedał, został milionerem).
Mało kto dziś pamięta, a warto sobie odświeżyć pamięć, jak w ogóle powstał FM Bank PBP. Otóż w 2010 roku w konsekwencji wytycznych Komisji Europejskiej został sprzedany niemiecki WestLB Bank Polska. Był to bank kojarzony ze służbami (finansował m.in. budowę gazociągu przez EuRoGol Gaz oraz autostrad A2 i A4), które wciąż czują miętę do tej spółki.
Nowymi właścicielami zostali fundusz private equity Abris Capital Partners oraz Dom Maklerski IDMSA. Bank zmienił nazwę na Polski Bank Przedsiębiorczości (PBP). Dwa lata później Abris odkupił udziały IDM-u. 18 marca 2013 roku FM Bank i Polski Bank Przedsiębiorczości złożyły do Komisji Nadzoru Finansowego wniosek o wydanie zgody na ich połączenie. Tak powstał FM Bank PBP, którego głównym akcjonariuszem jest fundusz Abris Capital Partners (wcześniej większościowy akcjonariusz FM Banku i jedyny PBP Banku).
Wszystkie transakcje odbywały się za zgodą i wiedzą wysokich urzędników państwowych podległych pośrednio lub bezpośrednio przewodniczącemu Komisji Nadzoru Finansowego. Od trzech lat jest nim Andrzej Jakubiak, a jego zastępcą odpowiedzialnym za nadzór bankowy jest Wojciech Kwaśniak (dotkliwie niedawno pobity przez nieznanych sprawców). Kwaśniakowi z kolei podlegał Krzysztof Owczarek, dyrektor Departamentu Bankowości Komercyjnej, który z racji swej funkcji musiał wiedzieć o tym, co się dzieje w FM Banku PBP. Jeśli działo się coś złego, to dlaczego nie reagował?
Dziś sam Owczarek już raczej nie udzieli odpowiedzi na to pytanie, bo nie jest już szefem Departamentu Bankowości Komercyjnej w UKNF. Jego dość kontrowersyjną działalność w urzędzie, jak i poza nim dość szeroko opisaliśmy w poprzednim wydaniu "Gazety Bankowej". Warto przeczytać, chociażby po to, żeby wiedzieć, jak wysoki urzędnik państwowy może sobie dorabiać na boku. Tak na marginesie, Krzysztof Owczarek podobno szuka właśnie pracy w Raiffeisen Polbanku, zatem ten akapit dedykowany jest nowemu, potencjalnemu pracodawcy tego przedsiębiorczego urzędnika.
Powodów decyzji KNF można doszukiwać się w przeszłości banku i jego prawnych poprzedników. Pierwsze problemy związane były z upadłością firm budowlanych zaangażowanych w pośpieszną budowę autostrad przed Euro 2012. PBP zanotował poważne straty z powodu bankructwa Dolnośląskich Surowców Skalnych i PBG. Żeby ratować sytuację, Abris musiał od banku wykupić obligacje DSS za 60 mln zł. To jednak nie był koniec kłopotów, ponieważ w DSS był zaangażowany także ówczesny drugi udziałowiec banku - Dom Maklerski IDMSA. Bankructwo DSS i w tym samym czasie sklepów Bomi było początkiem końca IDM, który w ubiegłym miesiącu ogłosił upadłość. Abris jednak nie czekał tak długo i już w lipcu 2012 wykupił udziały IDM w PBP za 95 mln zł.
Abris starał się zachowywać jak odpowiedzialny i długoterminowy inwestor, a od wspomnianych problemów minęło już trochę czasu. Dlaczego więc dopiero w kwietniu tego roku nadzór zakazał wykonywania prawa głosu z akcji FM Banku PBP przez obu jego akcjonariuszy? Problem w tym, że chyba nikt w sektorze bankowym nie wie, o co konkretnie chodzi. Bank ma dobre wyniki finansowe, spełnia normy bezpieczeństwa. Na stanowisku prezesa zatrudnił Sławomira Lachowskiego, który ma doświadczenie zdobyte w kierowaniu jednym z największych polskich banków. Nawet sami przedstawiciele Abrisa, przynajmniej w oficjalnych wypowiedziach, twierdzą, że nie wiedzą, za co jest ta kara.
- Jedynym dokumentem, który otrzymaliśmy, jest decyzja KNF z 8 kwietnia br. wraz z uzasadnieniem - informuje "Gazetę Bankową" Paweł Gieryński, partner w Abris Capital Partners. - Naszym zdaniem zawarte w nim wnioski są błędne, a kompleksowa kontrola KNF przeprowadzona w banku pod koniec ubiegłego roku nie wykazała żadnych przesłanek, które stanowiłyby o jakichkolwiek problemach ekonomicznych banku, zagrażających bezpieczeństwu jego klientów. Nie zgadzamy się w szczególności z zarzutem braku konsultacji zmian w zarządzie - podkreśla Gieryński.
Z jego relacji wynika, że konsultacje w zarządzie banku przebiegały tak, jak to jest przyjęte przy tego typu działaniach. Zmiany w zarządzie połączonego banku wynikały z braku zgody Macieja Stańczuka, prezesa PBP na powołanie go na funkcję wiceprezesa nowego banku, mimo iż w planie naprawczym, który sam podpisał, takie stanowisko było dla niego zagwarantowane oraz w związku z rezygnacją złożoną przez dwóch innych członków zarządu. Widać zatem wyraźnie, że te zmiany nie były spowodowane przez akcjonariusza banku.
- W przypadku Sławomira Lachowskiego działaliśmy zgodnie z dotychczas przyjętymi procedurami - powołaliśmy go na stanowisko p.o. prezesa, a potem zwróciliśmy się do KNF z wnioskiem o akceptację tej kandydatury. Natomiast w przypadku Wojciecha Papieraka poinformowaliśmy KNF przed jego powołaniem - tłumaczy Gieryński i przyznaje, że tylko w jednym przypadku rada nadzorcza zaangażowała się nadmiernie w proces kredytowy.
- Na jednym z posiedzeń RN dostała od zarządu do zaopiniowania jeden z wniosków kredytowych. Rada zgodnie stwierdziła, że marża tego kredytu jest zbyt niska i zarząd ma dalej ją negocjować z potencjalnym kredytobiorcą. To, jak widać, nie spodobało się KNF. W tym miejscu pragnę jednak zapewnić, że po tym zdarzeniu zmieniono odpowiednie regulaminy, aby taka sytuacja nie miała już miejsca - mówi przedstawiciel Abris Capital Partners.
Dlatego spółka złożyła wniosek o powtórne rozpatrzenie, ale nie czekając na zakończenie tej procedury, przedłożyła oficjalną notę ministrowi skarbu i ministrowi spraw zagranicznych, w której zapowiada wszczęcie postępowania arbitrażowego przeciwko Polsce, w ramach którego będzie się domagać co najmniej 100 mln euro odszkodowania w związku z decyzją Komisji Nadzoru Finansowego.
- Złożona przez Abris notyfikacja jest pierwszym krokiem przed wszczęciem postępowania arbitrażowego - informuje "Gazetę Bankową" Paweł Gieryński. - Teraz mamy 6 miesięcy, aby wypracować ugodowe rozwiązanie z państwem polskim. Jeśli to się nie uda, o sprawie zdecyduje Instytut Arbitrażowy przy Izbie Handlowej w Sztokholmie. Trudno obecnie określić wartość odszkodowania, jednak powinna ona odzwierciedlać różnicę pomiędzy ceną sprzedaży banku w 2017 roku, bo taki mieliśmy horyzont inwestycyjny, a ceną, jaką uda nam się uzyskać przy sprzedaży banku do końca tego roku, zgodnie z nakazem KNF.
Czy UKNF w związku z takim obrotem sprawy wycofa się ze swojej decyzji?
- Trwa postępowanie drugoinstancyjne. Komisja wyrazi stanowisko, rozstrzygając kolegialnie wniosek o ponowne rozpoznanie sprawy. Zgodnie z procedurą administracyjną analizą wniosku zajmuje się w UKNF inny zespół niż ten, który przygotował rekomendację pierwszego rozstrzygnięcia - informuje redakcję Łukasz Dajnowicz, dyrektor Departamentu Komunikacji Społecznej UKNF.
Gdyby ziścił się najgorszy scenariusz i Polska faktycznie musiałaby zapłacić karę za decyzję nadzoru finansowego, byłaby to kara za nieprecyzyjne reguły oceny inwestorów przez urzędników. Przykładem może być wspomniany tu Sławomir Lachowski. Jego zatwierdzenie na stanowisku prezesa powinno być formalnością. KNF powinna mieć jasny i publicznie dostępny zbiór wymagań, jakie stawia kandydatowi na fotel prezesa banku. Kandydat spełnia je - zostaje zatwierdzony, nie spełnia ich - zostaje odrzucony. Sprawdzenie takich informacji nie powinno zająć więcej niż tydzień. Tymczasem kolejni prezesi banków czekają miesiącami na decyzje. Tak jest z Lachowskim, tak było ze Zbigniewem Jagiełłą, prezesem PKO BP, który czekał na decyzję pół roku, i wieloma innymi. Nieprzejrzystość procedury sprawia, że na rynku pojawiają się dziwne spekulacje - np. że Sławomir Lachowski jest nielubiany przez kogoś w KNF. To przecież nie powinno mieć żadnego znaczenia na żadnym poziomie urzędniczej hierarchii.
Inną, nie mniej szokującą spekulacją jest doszukiwanie się ewentualnych beneficjentów decyzji KNF wśród obecnych i byłych współpracowników szefostwa urzędu. FM Bankowi PBP 200 milionów złotych jest winny samorząd Warszawy. Hanna Gronkiewicz-Waltz, prezydent Warszawy była wieloletnią szefową Andrzeja Jakubiaka, przewodniczącego KNF. W czasie kiedy ona była prezesem Narodowego Banku Polskiego, on piął się po kolejnych szczeblach kariery w tej instytucji, jako zastępca dyrektora Generalnego Inspektoratu Nadzoru Bankowego, dyrektor departamentu prawnego, zaś od 1998 roku członek zarządu NBP. Kiedy Hanna Gronkiewicz-Waltz została prezydentem Warszawy, natychmiast powołała Jakubiaka na swojego zastępcę. Kiedy zwolnił się fotel przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego, to właśnie jej silne poparcie miało sprawić, że zasiadł na nim Jakubiak. Teraz ma się odwdzięczyć, uspokajając nazbyt natarczywego wierzyciela.
Skąd się wziął dług? Miasto stołeczne Warszawa miało wypłacić firmie developerskiej Polnord ok. 200 mln zł odszkodowania za grunty przejęte pod budowę dróg. Nie zapłaciło. Polnord sprzedał wierzytelność bankowi. Miasto nadal nie chciało płacić, dążyło do ugody z bankiem, ale ten nie chciał zgodzić się na rozłożenie długu na raty. FM Bank PBP do dziś nie odzyskał pieniędzy, ostry spór trwa. Rzecznik UKNF oczywiście zaprzecza tym spekulacjom. - Wszystkie powody i okoliczności pierwotnego rozstrzygnięcia zostały przedstawione w uzasadnieniu decyzji doręczonym stronie. Nie ma innych powodów, w szczególności decyzja nie ma żadnego związku z jakimikolwiek sprawami warszawskiego samorządu - informuje "Gazetę Bankową" Łukasz Dajnowicz.
Oskarżenie jest bardzo poważne i niewątpliwie wymaga sprawdzenia przez odpowiednie służby państwowe. Komisja Nadzoru Finansowego powinna pozostawać poza wszelkimi podejrzeniami. To urząd, który sprawuje kontrolę nad całym, wartym niemal 2 biliony złotych, rynkiem finansowym w Polsce - giełdą, bankami, funduszami inwestycyjnymi, ubezpieczycielami. Aż strach pomyśleć, że tak poważną instytucją może kierować ktoś, kto wydając decyzje, chce "robić przysługi" bliższym czy dalszym znajomym. Urząd jednak sam wystawia się na takie podejrzenia, nadzorując rynek w sposób całkowicie nietransparentny - czego bardzo wyrazistym przykładem było na początku maja niewpuszczenie na konferencję prasową dziennikarza "Gazety Bankowej".
Andrzej Jakubiak podlega bezpośrednio premierowi. To Donald Tusk powinien być najbardziej zainteresowany tym, by "supernadzór" działał według tych wartości, które deklaruje na swej stronie internetowej, zaliczając do nich "działanie zgodne z prawem, profesjonalizm, bezstronność, niezależność, otwarcie i nastawienie na dialog". Czy premier zechce wyjaśnić sprawę ewentualnej "przysługi" wyświadczonej przez Jakubiaka Hannie Gronkiewicz-Waltz? Trzeba mieć nadzieję, że tak, choć trudno opędzić się od wątpliwości. Wszak pani prezydent, wieloletnia szefowa przewodniczącego KNF, to także wiceprzewodnicząca Platformy Obywatelskiej, której z kolei przewodniczy premier, a więc zwierzchnik Jakubiaka. W takich warunkach naprawdę trudno bezstronnie i apolitycznie ustalić, czy nadzór zachował się w sprawie FM Banku PBP w porządku, czy też ktoś jednak komuś chciał zaszkodzić po to, by komuś innemu wyświadczyć przysługę...
Maciej Goniszewski, Wojciech Surmacz
Urząd Miasta Stołecznego Warszawy nie odpowiedział "Gazecie Bankowej" na pytania dotyczące wilanowskich roszczeń Polnordu i zaangażowania w tę sprawę Andrzeja Jakubiaka.