Kolejny budżet UE może wymagać nowych podatków

Nowe podatki mogą być odpowiedzią 27 państw Unii Europejskiej na wyjście Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty, sposobem na zwiększenie dochodów własnych i - tym samym - źródłem finansowania nowych celów, tj. migracja, polityka obronna, innowacje czy klimat. Przejściem z redystrybucji dochodów do budowania własnej tożsamości rozwojowej.

Niewykluczone jednak, że tak się ostatecznie nie stanie. Zgoda wszystkich krajów członkowskich - dla tego typu zmiany wymagana - może być niemożliwa do uzyskania.

Problem leży w dochodach

Moment będących właśnie w toku negocjacji budżetowych na lata 2021-2027 jest szczególny. Skutkiem brexitu w unijnej kasie zabraknie 80 mld euro w nowej siedmioletniej perspektywie finansowej, i to tylko, jeśli wysokość budżetu zostałaby utrzymana na niezmienionym poziomie. To dziura, którą trzeba zapełnić. Dlatego rozważania jaki instrument finansowy może być pomocny są zasadne.

Czasu, z jednej strony, jest niewiele, bowiem negocjacje nad przyszłym budżetem unijnym trwają, z drugiej natomiast, to spojrzenie w przyszłość i opcja, jeśli nie na najbliższych siedem lat, to na kolejne perspektywy.

Reklama

Nowe źródła dochodu UE - a taki pomysł pojawił się m.in. na ostatnim szczycie Rady Europejskiej - miałyby być tym rozwiązaniem, które pozwoli na stworzenie bardziej ambitnej polityki wydatkowej UE na lata 2021-2027. Odpowiedzią 27 krajów UE na wyjście Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty, a przez to mniejsze wpływy budżetowe. I krokiem w stronę stworzenia budżetu rozwojowego, będącego odpowiedzią na marginalizacje Europy w globalnym gospodarczym wyścigu.

Płacić więcej?

Można zwiększyć składkę, którą państwa wpłacają do budżetu. W kontekście wyjścia Wielkiej Brytanii to opcja, nad którą warto się pochylić. Tym bardziej, że mowa raczej o umiarkowanym jej podniesieniu, nie radykalnym. Tego typu podejście nie rozwiązuje jednak tematu zwiększania poziomu ambicji politycznych UE, o czym dzisiaj w Brukseli mówią praktycznie wszyscy.

A przecież Komisja Europejska zaproponowała bardzo ambitną agendę polityczną. Zielony ład, polityka obronna, nowa polityka imigracyjna, innowacje, zwiększenie konkurencyjności UE - to wszystko będzie kosztować. Budżety dotychczasowe miały strukturę dosyć sztywną, opartą raczej na redystrybucji dochodu (w ramach polityki spójności czy wspólnej polityki rolnej), niż finansowaniu celów prorozwojowych, budujących silną tożsamość UE, będące odpowiedzią na rewolucję cyfrową czy technologiczną. Poziom finansowania oscyluje wokół 1 proc. DNB (w obecnie trwającej perspektywie to 1,16 proc. DNB). Jeżeli traktować poważnie agendę polityczną Ursuli von der Leyen, szefowej KE, trzeba by zwiększyć budżet znacznie bardziej niż proponowane przez Parlament Europejski 1.3 proc. DNB. Niezbędny jest skokowy wzrost wielkości budżetu. Na to się oczywiście nie zanosi, ale gdyby się zdecydowano, to nie uda się tego zrobić na zasadzie podnoszenia składki, a właśnie poszukiwania nowych źródeł dochodu, jakim mogą być podatki europejskie. Dzisiaj, to na tyle zasadnicza zmiana w logice funkcjonowania UE, że wydaje mało prawdopodobna. Pojawiają się jednak pewne pomysły.

Zgoda trudna do uzyskania

Ostatnia Rada Europejska zakończyła się bez porozumienia. Część państw, m.in. Niemcy, Holandia, Dania, Finlandia, chciałyby, aby limit wydatków na następne siedem lat odpowiadał wielkości ok. 1 proc. dochodu narodowego brutto (DNB) wszystkich państw członkowskich. A to skutkowałoby cięciem w wielkości podstawowych polityk, w tym m.in. spójności i rolnej. Kraje te argumentują potrzebę stworzenia ograniczonego budżetu właśnie wyjściem jednego z głównych płatników z UE. Nowe źródła dochodu mogłyby natomiast stać się argumentem, by wielkość budżetu z obecnego poziomu 1,074 DNB (propozycja nowej Rady Europejskiej), przesuwać chociażby w stronę 1,3 proc. DNB, tym bardziej, że pojawiają się nowe cele i wydatki. Polska stanowczo sprzeciwia się cięciom w polityce spójności i wspólnej polityce rolnej, ale nie mówi "nie" nowym źródłom dochodu w UE.

- Nowa kadencja nowych instytucji wymaga nowego podejścia, nowych idei, a te wymagają nowych źródeł finansowania. Wskazujemy na to, że warto, aby pojawił się podatek cyfrowy jako źródło dochodów własnych, podatek od jednolitego rynku europejskiego czy podatek od śladu węglowego. Dopuszczamy inne podatki na poziomie europejskim. To zwiększy możliwości finansowania, zarówno tych celów, które są w interesie państw bogatszych, jak i tych, które są na dorobku - mówił w Brukseli premier Mateusz Morawiecki.

Ta zgoda na nowe podatki jest rzecz jasna warunkowa. Nie może być zbyt dużym obciążeniem finansowym dla Polski. Propozycja by za źródło dochodów własnych UE uznać wpływy z emisji uprawnień CO2, zostało odrzucone, w tym m.in. przez Polskę.

- Ponieważ Polska jest najbardziej obciążona tymi emisjami, to również nasz wkład do budżetu byłby najwyższy. Wyłączenie tego mechanizmu jest dla nas bardzo opłacalne. Cieszymy się, że nocne negocjacje i różne bilateralne rozmowy doprowadziły do tego, że tego mechanizmu ETS, czyli mechanizmu uprawnień, który powyżej pewnej puli miałby lądować w budżecie UE, nie ma - ocenił Morawiecki.

Gdzie te podatki?

Czy to zatem naturalny kierunek, by szukać nowych źródeł dochodu? W państwach typu federalnego: jak Niemcy, Szwajcaria, USA - wydatki są finansowe przez podatki federalne. Problem w tym, że UE nie jest federacją w pełnym znaczeniu tego słowa. Niektórzy by chcieli, inni wręcz przeciwnie. To już wystarczy, by na tej linii pojawił się spór. Ustanowienie podatków europejskich to jest przekazanie fundamentalnej kompetencji narodowej na poziom europejski. Dla wielu polityków będzie to nie do przyjęcia. Dlatego trudno dzisiaj mówić, by Unia faktycznie rozważała wprowadzenie jednolitych podatków dochodowych czy od przedsiębiorstw. To by był niespotykany do tej pory precedens. Nie ma w UE czystych podatków europejskich. Są daniny, jak chociażby cło. Tylko, że to wynika z samej konstrukcji UE, kwestii wspólnej polityki handlowej. Cło pobierane jest przez państwa członkowskie, przy czym zatrzymują one część, np. na finansowanie infrastruktury, a większość trafia do wspólnej kasy.

Można sobie jednak wyobrazić podatki w niszowych dziedzinach. Nie oznacza to wcale, że małych czy mało ważnych. Podatek cyfrowy - można zaryzykować stwierdzenie - jest w najbardziej zaawansowanej formie. Nad jego zasadami pracuje OECD i do połowy 2020 r. ma zaprezentować szczegóły. Wtedy kraje członkowskie będą musiały zdecydować, czy ma to być nowe źródło dochodu na poziomie całej UE, poszczególnych krajów czy działać w oparciu o model mieszany. Można przypuszczać także, że część krajów, np. Irlandia, będą nowej daninie przeciwne. Pomysłów jest wiele. Nowe sposoby na poprawę strony dochodowej UE to podatek od transakcji finansowych, od jednolitego rynku europejskiego i - wpisujące się w ambitne plany transformacji energetycznej - podatek od śladu węglowe i lotniczy.

Już jednak mówi się, że podatku zarówno od transakcji finansowych, jak i od wspólnego rynku - nie uda się wprowadzić. Nie będzie łatwo także z podatkiem węglowym, nawet pomimo tego, że wpisałby się on w nowe cele klimatyczne UE i budowanie neutralnej emisyjnie gospodarki Wspólnoty do 2050 r.

Najbliżej: podatek cyfrowy

Podatek cyfrowy jest akceptowalny dzisiaj z dwóch powodów. Biznes cyfrowy działa z założenia ponad granicami, co w ramach UE prowadzi do nierównomiernego rozkładu korzyści i kosztów. Uprzywilejowana jest ta grupa krajów, jeżeli dane państwo jest siedzibą takiej firmy cyfrowej. Pozostałe kraje członkowskie, oddają rynek, ale nic z tego nie mają. Po drugie, i to być może nawet ważniejszy wymiar, istotny jest kontekst globalny. W Europie nie ma globalnych gigantów cyfrowych. Karty rozdają firmy amerykańskie. Niedługo będą najpewniej chińskie. Podatek cyfrowy to pomysł na zdefiniowanie miejsca UE w tej globalnej układance.

Mało tego, Irlandia nawet jeśli będzie próbować wetować nowy podatek, to szanse na to po brexicie są raczej małe. Zaciągnęła ona podczas negocjacji mnóstwo politycznych długów. W tej chwili Irlandia korzysta na tym, że stosuje bardzo konkurencyjne stawki podatkowe dla korporacji. Jest to trudne do utrzymania dla UE jako całości, a politycznie dla Irlandii będzie wyzwaniem. Największym kosztem dla tego kraju będzie presja, która - wydaje się dzisiaj -jest nie do uniknięcia: na przebudowę modelu gospodarczego.

Podatek od śladu węglowej to natomiast w mniejszym stopniu korzyść fiskalna, a bardziej instrument realizacji polityki klimatycznej. Tego typu podatki niszowe, mające stymulować konkretne działa, maja szanse sukcesu. Podobnie może być z podatkiem lotniczym, chociażby dlatego, że podatki te z założenia musza być paneuropejskie - nie ma sensu bowiem regulować kwestii emisyjnych w jednym kraju.

Bartosz Bednarz

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: budżet UE | UE | brexit | środki unijne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »