Komu wieje wiatr w oczy?
Polskie firmy dopiero uczą się, jak zarobić na boomie w energetyce wiatrowej. Na rozwoju farm wiatrowych skorzystają głównie światowi potentaci.
Inwestorzy wierzą w energetykę wiatrową. O ile do grudnia 2008 roku w Polsce wydano lub uzgodniono warunki przyłączenia do sieci dla farm wiatrowych o mocy około 6,9 tys. MW, to na koniec marca tego roku ta liczba była już o ponad 100 proc. większa.
- PSE Operator SA uzgodnił i określił warunki przyłączenia farm wiatrowych do sieci elektroenergetycznej na obszarze całego KSE w wysokości mocy przyłączeniowej około 15 360 MW - potwierdza Dariusz Chomka, rzecznik PSE Operator.
W Polsce w marcu tego roku pracowały elektrownie wiatrowe o mocy niespełna 800 MW. Gdyby przyjąć, że w praktyce do 2030 roku ich moc zainstalowana osiągnie tylko 8000 MW, a PSE Operator uważa, że można tyle przyłączyć do sieci, to oznacza, że inwestorzy mogą wydać w Polsce na energetykę wiatrową jeszcze nawet blisko 11 mld euro (licząc po 1,5 mln euro za 1 MW zainstalowanej mocy).
Najwięcej do zrobienia (i zarobienia) mają producenci turbin wiatrowych. Z analiz Europejskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej wynika bowiem, że średnio około 75 proc. kosztów budowy 1 MW zainstalowanej mocy przypada właśnie na koszty zakupu turbiny wiatrowej.
Ale polski rynek pracy i fiskus w najbliższym czasie na tym nie skorzystają.
- Producenci turbin wiatrowych nie zainwestowali w Polsce, bo rynek energetyki wiatrowej rozwija się w tempie około 200 MW rocznie, a z analiz wynika, że lokowanie produkcji turbin na danym rynku opłaca się przy rocznym przyroście mocy o około 500 MW - mówi Jarosław Mroczek, szef Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej, ale też prezes szczecińskiej firmy EPA przygotowującej m.in. projekty farm wiatrowych.
Elektrowni wiatrowych przybywa zbyt wolno, za to rynek projektów farm wiatrowych ma się raczej dobrze. Wynika to z tego, że duże grupy energetyczne, takie jak Enea czy Tauron Polska Energia, same nie zajmują się ich przygotowywaniem - gotowe są je kupować.
Rozwój energetyki wiatrowej stwarza też nowe możliwości zbytu producentom konstrukcji stalowych (wytwarzanie wież elektrowni wiatrowych). Szacunkowy udział wartości wieży w kosztach zainstalowania 1 MW elektrowni wiatrowej to, według wyliczeń ESEW, około 6,5 proc.
- Wieże elektrowni wiatrowych są w Polsce robione na przykład przez wrocławską firmę Danako i takich firm przybywa. Sądzę, że o ile polskie firmy trochę przespały start lądowej energetyki wiatrowej, to w przypadku wiatrowych farm morskich, których potencjał oceniamy na 1,5 GW, już będzie lepiej. Są firmy, które już teraz zaczynają kooperację na przykład z duńską grupą Skykon - mówi Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.
Polskie firmy zarabiają m.in. na fazie budowlanej inwestycji w farmę wiatrową, która stanowi 10-15 proc. całości wartości inwestycji.
- Szacuje się, że mimo stosunkowo słabej dynamiki rozwoju energetyki wiatrowej w Polsce, i tak już ponad 2000 osób pracuje dla tego sektora - mówi prezes Jarosław Mroczek.
Popularność energetyki wiatrowej rośnie nie tylko wśród dużych inwestorów, takich jak grupy energetyczne czy fundusze inwestycyjne. Mniejsze instalacje to ciekawy rynek zbytu dla krajowych producentów.
- Robimy wieże dla mniejszych elektrowni wiatrowych i możemy skompletować całą elektrownię wiatrową na potrzeby hotelu czy pensjonatu. Zainteresowanie takimi mniejszymi elektrowniami wiatrowymi stale rośnie. My ich sprzedajemy około dziesięciu rocznie - mówi Małgorzata Chmara z gdańskiej firmy Tehaco.
Ireneusz Chojnacki