Koniunktura coraz gorsza, obawy o sytuację kraju

Koniunktura się pogarsza, a wkrótce odczujemy, że pieniądze, które chcielibyśmy wydać na konsumpcję, zjada inflacja. GUS podał, że bieżący wskaźnik ufności konsumenckiej osłabł w styczniu i był to już kolejny miesiąc spadków od października. Twarde dane z gospodarki pokazują, że spowolnienie pogłębia się, a inflacja rośnie. Wzrost cen może jeszcze bardziej zaszkodzić gospodarce i nam wszystkim.

  Zwykle jest tak, że gdy gospodarka szybko się rozwija, równocześnie ceny rosną szybciej. Przez kilka ostatnich lat polska gospodarka rozwijała się bardzo szybko, a ceny rosły bardzo wolno. Mieliśmy prawie trzy lata deflacji, czyli spadku cen. Aż w maju i czerwcu 2019 roku inflacja wyskoczyła, głównie z powodu wzrostu cen żywności po suszy. To była tylko przygrywka do tego, co zobaczyliśmy w grudniu, kiedy ceny konsumpcyjne skoczyły o 3,4 proc., licząc rok do roku.

Pod względem zakupów grudzień był jeszcze niezły, ale może to był tylko łabędzi śpiew. Z danych widać, że dużo pieniędzy wydawaliśmy na wypasione prezenty. GUS ogłosił właśnie dane o sprzedaży detalicznej i okazało się, że w grudniu była ona wyższa niż przed rokiem o 5,7 proc., a w porównaniu z listopadem - o 14,1 proc. To tylko trochę mniej od oczekiwań. W całym zeszłym roku sprzedaż była o 5,4 proc. wyższa niż rok wcześniej. W grudniu najbardziej wzrosła sprzedaż mebli, sprzętu RTV i AGD.

Reklama

"Sprzedaż utrzymuje się na przyzwoitym poziomie, co póki co przeczy tezom o automatycznym załamaniu konsumpcji w obliczu wyższej inflacji" - napisali analitycy mBanku w komentarzu po danych ogłoszonych przez GUS.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze 

Choć konsumpcja nie załamała się równocześnie z grudniowym skokiem cen, bo prezentów trudno było nie kupić, zwłaszcza że wcześniej odłożyliśmy na to przyzwoicie rosnące oszczędności, wzrastające ceny z miesiąca na miesiąc będą prawdopodobnie sprawiały, że sprzedaż będzie mniejsza i mniejsza. To znaczy tyle samo, że będziemy skłonni mniej kupować po wyższych cenach. Sprawa dość oczywista.    

"W dłuższym terminie (w całym 2020 roku) inflacja pozostanie dużym wyzwaniem. Wzrost cen konsumpcyjnych zmniejszy siłę nabywczą gospodarstw o przeciętnych dochodach (...) Krótkoterminowe perspektywy są dobre, ale inflacja może ważyć na konsumpcji w 2020 roku" - napisali w komentarzu analitycy banku ING BSK.

Konsumenci już to widzą - i mówią: jest coraz gorzej. Tak pokazuje ogłoszony przez GUS wskaźnik ufności konsumenckiej (BWUK). W styczniu nasze nastroje konsumpcyjne pogorszyły się, a BWUK spadł do 3,7 i był o 0,6 punktu procentowego niższy niż w grudniu, a w porównaniu ze styczniem zeszłego roku zmniejszył się o 1,7 pp.

Wynik 3,7 to wcale nie jest źle, bo wskaźnik może przyjmować wartość od minus 100 do plus 100. W styczniu w porównaniu z grudniem spadły przede wszystkim oceny aktualnej sytuacji gospodarczej kraju (o 1,9 pp). Mniej też jesteśmy skłonni podejmować decyzji o większych zakupach.

Tylko, że spadki BWUK trwają co miesiąc od października 2019. Indeks koniunktury we wrześniu wynosił jeszcze 10,2, a w styczniu 3,7. Z miesiąca na miesiąc gospodarstwa domowe coraz gorzej oceniają swoje perspektywy finansowe na kolejny rok i sytuację gospodarczą kraju. Pogarsza się również ocena perspektyw dla naszych rodzinnych finansów na kolejny rok. Wskaźnik ten z 8 we wrześniu spadł do 2 w styczniu. Sytuację gospodarczą kraju ocenialiśmy we wrześniu na bardzo wysokie 13,7, a w styczniu - na zaledwie 3,7.

A przecież to właśnie na nieustannym wzroście konsumpcji opierał się przez ostatnie lata silny wzrost polskiego PKB. Płace rosły, rosło zatrudnienie, spadło bezrobocie. Rząd dodatkowo w szczycie koniunktury szprycował konsumpcję hojnymi transferami socjalnymi, jakby chodziło o to, żeby iść na rekord. Inflacja spowodowała, że teraz może być zupełnie odwrotnie.    

"(...) wydatki konsumpcyjne i PKB mogą równocześnie słabnąć w ciągu roku" - napisali analitycy ING BŚK.

Analitycy mBanku spodziewają się spowolnienia sprzedaży i konsumpcji przede wszystkim z powodu osłabienia wzrostu realnych wynagrodzeń (gdyż będzie je zjadać inflacji) oraz coraz mniejszego optymizmu polskich konsumentów. Uważają, że wprawdzie konsumpcja nie będzie już wyraźnie zwalniać, ale też nie przyspieszy.

Pogarszającą się koniunkturę w gospodarce wyczuli już producenci. Kilka dni temu GUS podał, że produkcja sprzedana przemysłu wzrosła w grudniu jedynie o 3,8 proc. rok do roku, znacznie poniżej przewidywań. Jeśli policzyć produkcję, wyłączając czynniki sezonowe i kalendarzowe, to jej tąpnięcie było jeszcze większe i w porównaniu z poprzednim miesiącem spadła aż o 2,9 proc.

Te dane są bardzo złe, bo równocześnie spadają inwestycje publiczne. Analitycy obniżają prognozy polskiego PKB i za zeszły rok, i na rok bieżący. Zdaniem analityków mBanku polska gospodarka w tym roku urośnie zaledwie o 2,8 proc., choć niedawno jeszcze wszyscy zgodnie mówili, że wzrost przekroczy 3 proc.

Wciąż pozostaje zagadką, jak na gospodarkę zadziała ostatni eksperyment - wysoka podwyżka płacy minimalnej od stycznia. Może okazać się, że dzięki niej nastroje konsumentów się poprawią, a nasze wydatki znowu wzrosną, co pchnie gospodarkę w górę. Ale może się też okazać, że podwyżka bardzo wyraźnie pchnie w górę koszty zatrudnienia, a więc i koszty ponoszone przez producentów. A to mogłoby dolać paliwa do płomyka inflacji.

Jacek Ramotowski 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: makroekonomia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »