Kopalnie muszą przegrać

Polska to ostatni liczący się na świecie producent węgla kamiennego w Unii Europejskiej. Górnictwo nie opłaca się we Francji, Belgii, Hiszpanii czy Niemczech. Czy u nas może być inaczej? Czy mówienie o dochodowych kopalniach to mrzonki?

Polska to ostatni liczący się na świecie producent węgla kamiennego w Unii Europejskiej. Górnictwo nie opłaca się we Francji, Belgii, Hiszpanii czy Niemczech. Czy u nas może być inaczej? Czy mówienie o dochodowych kopalniach to mrzonki?

Polskie zasoby węgla kamiennego stawiają nasz kraj na pierwszym miejscu w Unii Europejskiej i szóstym na świecie (bez krajów byłego ZSRR). Pod powierzchnią, w tzw. zasobach przemysłowych, leży około 16 mld ton węgla. Zasoby geologiczne wynoszą aż czterokrotnie więcej. To ogromne bogactwo, a zarazem kłopot, bo czy wydobycie tego węgla ma sens ekonomiczny?

W każdej działalności biznesowej największą rolę odgrywają koszty. One bowiem decydują o tym, czy produkcja jest zyskowna, czy też przynosi straty. Nie inaczej jest w przypadku węgla. Wydobycie węgla kosztuje. Jednak nie sposób mówić tu o średniej, bo czynników decydujących o kosztach jest mnóstwo, począwszy od głębokości i miąższości złóż, poprzez rodzaj węgla, a np. na kosztach zatrudnienia kończąc.

Reklama

W największym skrócie można jednak powiedzieć, że najtaniej z wielu względów produkuje się węgiel w kopalniach odkrywkowych.

Jako przykład niech służy tzw. Powder River Basin w Montanie, w USA, gdzie funkcjonuje spora liczba kopalń odkrywkowych, które dostarczają niemal 40 proc. wydobywanego w USA węgla. W sierpniu ubiegłego roku wydobycie tony surowca kosztowało tam 10,61 dolara.

Dla porównania, wydobycie tony surowca w śląskich kopalniach jest obecnie około siedmiokrotnie droższe! W niemieckich niemal 20-krotnie! Nic więc dziwnego, że w ubiegłym roku węgiel z USA stanowił, obok surowca z Czech i Rosji, główną część z ponad 10 mln ton sprowadzonego do Polski paliwa. Nie może być zresztą inaczej, skoro jednym z głównych składników kosztów jest obciążenie płacowe (w Polsce sięga ono 50 proc. wszystkich kosztów).

Tymczasem kopalnie odkrywkowe biją głębinowe na głowę właśnie pod względem zatrudnienia. W dużej amerykańskiej kopalni odkrywkowej (dobowe wydobycie sięga nawet 100 tys. ton) zatrudnionych jest 30-50 osób! Dla porównania, w 21 kopalniach i zakładach Kompanii Węglowej pracuje ponad 64 tys. osób!

Tymczasem wydobycie węgla kamiennego metodą odkrywkową jest coraz powszechniejsze. Ogromne nowe kopalnie odkrywkowe otwierają Australijczycy. Całe szczęście, że ich głównym obszarem zainteresowania są kraje Azji, bo inaczej na europejskim rynku węgla zrobiłoby się jeszcze ciaśniej.

Co więcej, polscy górnicy powinni kibicować...

Aborygenom. W ostatnich latach rodzimym mieszkańcom Australii udało się bowiem zablokować kilka inwestycji w wydobycie nie tylko zresztą węgla. Jednak należy zaznaczyć, że już obecnie węgiel spoza Europy skutecznie może konkurować nawet na naszym rynku z rodzimym surowcem.

"W ostatnim okresie (połowa 2009 roku) obserwuje się wyrównywanie cen węgla importowanego poprzez porty ARA z ceną polskiego węgla, co wpływa na zwiększenie importu szczególnie do północnych regionów kraju. Z obliczeń wynika, że urealniona cena węgla importowanego poprzez porty ARA w polskich portach (głównie Świnoujście) jest porównywalna z ceną polskiego węgla loco kopalnia" - czytamy na stronie Ministerstwa Gospodarki.

Słowem, cena węgla importowanego (np. z Australii) jest w Świnoujściu identyczna jak węgla krajowego na Górnym Śląsku! Praktycznie więc zlokalizowane na wybrzeżu ciepłownie i elektrownie mniej zapłacą, kupując importowany niż krajowy węgiel.

Patrząc na rachunek ekonomiczny, należy się więc spodziewać, że część zakładów zacznie odchodzić od krajowego węgla, stawiając przy zakupie węgla na pierwszym planie konkurencyjność oferty.

Tymczasem koszty wydobycia zamiast maleć, będą rosły, a proste możliwości cięcia kosztów (takie jak redukcja zatrudnienia) polskie górnictwo już wykorzystało. W wyniku procesu restrukturyzacji spółki w latach 2003-09 stan zatrudnienia obniżył się o 20,7 tys. osób - chwali się Kompania Węglowa. Podobne procentowo redukcje załogi dotyczyły także Katowickiego Holdingu Węglowego, jak i Jastrzębskiej Spółki Węglowej.

Zapowiedzi oszczędności związanych z bardziej racjonalnym zarządzaniem zasobami ludzkimi oraz w zakresie logistyki i transportu pod ziemią oznaczają pod ziemią prawdziwą rewolucję. Górnicy, a przede wszystkim związkowcy, powinni zrozumieć, że będą musieli pracować tam, gdzie jest to najbardziej pożądane. Dla własnego dobra w przypadku koniunktury muszą być bardziej elastycznie nastawieni do możliwości pracy np. w soboty czy nawet niedziele. Absurdalna jest sytuacja, gdy w okresie wielkiej koniunktury na koks nie pracują warte miliony urządzenia, bo nie godzą się na to związki zawodowe.

Związkowcy powinni skończyć także z bojami o podwyżki za wszelką cenę.

W tym roku JSW dopiero w październiku zanotowała pierwszy zysk! Z powodu kryzysu zamrożone zostały płace. Nie było nadgodzin, a latem, by nie wydobywać węgla na zwały, zrezygnowano w JSW z wydobycia w piątki. I fundusz wynagrodzeń zmniejszył się o 100 mln zł. Łatwo więc sobie wyobrazić, o ile wyższe byłyby straty na koniec roku, gdyby płac nie zamrożono.

Przy tym wszystkim wydaje się, że perspektywy ograniczania kosztów są raczej ograniczone. Węgiel wydobywamy z coraz większych głębokości. To oznacza wzrost zagrożeń. By im przeciwdziałać, trzeba kosztownych zabezpieczeń. Wraz ze wzrostem głębokości, z której będziemy wydobywali węgiel, będą rosły koszty utrzymania wymaganego poziomu bezpieczeństwa, a więc i będą rosły koszty wydobycia.

Należy więc sobie zadać pytanie, do kiedy należy kontynuować wydobycie w polskich kopalniach? Związkowcy często szafują hasłem o podziemnym bogactwie, którego nie można marnotrawić (czytaj - pozostawić niewydobytym). Ale czy sięganie po węgiel w kopalniach, w których kumulują się wszystkie rodzaje zagrożeń, ma ekonomiczny sens? Temu pytaniu zwykle towarzyszą też dylematy moralne, bo pojawia się ono zwykle przy okazji kolejnej tragedii pod ziemią.

W zakładach odkrywkowych - w skali całego światowego górnictwa - rocznie podczas pracy ginie około stu osób. To mniej niż jeden procent wypadków śmiertelnych w górnictwie głębinowym!

Czy jeżeli polski węgiel będzie (z różnych względów) droższy niż importowany, należy zrezygnować z krajowej produkcji? To już kwestia decyzji politycznych i koniecznej kalkulacji - jak najtaniej i najefektywniej zapewnić krajowi bezpieczeństwo energetyczne, jednocześnie biorąc pod uwagę społeczne skutki ograniczania wydobycia.

Najlepsze krajowe kopalnie zapewne przetrwają. Jednak nawet przy rosnącym imporcie nie grozi nam szantaż surowcowy - światowe zasoby węgla są rozłożone względnie równomiernie na wszystkie kontynenty, a rynek reguluje jego cenę.

Dariusz Malinowski

Dowiedz się więcej na temat: związkowcy | przegrała | mus | pod ziemią | zasoby | wydobycie | USA | kopalnie | węgiel | górnictwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »