Koronawirus. Długotrwała depresja gospodarcza w Niemczech jest możliwa

Władze RFN muszą zrobić wszystko, by lockdown trwał jak najkrócej, ale jednocześnie nie mogą pozwolić na nadmierne rozprzestrzenienie się koronawirusa - mówi Obserwatorowi Finansowemu prof. Christoph M. Schmidt, prezydent think tanku RWI - Leibniz Institute for Economic Research.

ObserwatorFinansowy.pl: Ostatnie półtora roku nie było zbyt pomyślne dla niemieckiej gospodarki, a w ostatnim miesiącu dostała bardzo mocny cios w postaci pandemii koronawirusa, jak niemal wszystkie gospodarki na świecie. Jakie będzie tempo wzrostu PKB Niemiec w 2020 roku? Rozumiem, że przed recesją nie ma ucieczki? W optymistycznym scenariuszu instytutu Ifo niemiecka gospodarka skurczy się w tym roku o 1,5 proc. Jaka jest Wasza prognoza?

Prof. Christoph M. Schmidt: - Nasza ostatnia oficjalna prognoza została opublikowana na kilka dni przed lockdownem w Niemczech. Zakładaliśmy, że gospodarka skurczy się w 2020 roku o 0,8 proc. Z dzisiejszej perspektywy już wiemy, że te założenia były zbyt optymistyczne.

Reklama

- Teraz należy uwzględniać różne scenariusze, ale nie da się ocenić stopnia prawdopodobieństwa ich realizacji. Jeden ze scenariuszy zakłada ostry spadek PKB, a następnie szybkie odbicie, czyli mowa tutaj o recesji w kształcie litery "V". Inny scenariusz, także realny, zakłada długotrwałą depresję gospodarczą przy dwucyfrowym spadku PKB. Konsekwencje tego drugiego są naprawdę trudne do wyobrażenia, bo nie wiadomo jak ludzie i firmy będą się zachowywać w obliczu takiego kryzysu. Dlatego władze muszą zrobić wszystko, by lockdown trwał jak najkrócej, ale jednocześnie nie mogą pozwolić na nadmierne rozprzestrzenienie się koronawirusa.

Wskaźniki nastrojów konsumenckich GfK i nastrojów biznesowych Ifo spadły do poziomu z czasów kryzysu 2008 roku. Mogą być jeszcze gorsze?

- Szczerze mówiąc wyobrażam sobie, że mogą być jeszcze gorsze. Pamiętajmy, że ankiety były przeprowadzone na początku marca, gdy nastroje nie były jeszcze takie złe.

Przed pandemią stopa bezrobocia w Niemczech była na bardzo niskim poziomie: 3,2 proc. Zapewne wzrośnie, ale jak bardzo? Czy Niemcy wybronią się jakoś przed masowym bezrobociem? Bo wydaje się, że np. USA nie będą w stanie.

- W Niemczech reakcja rynku pracy na zmiany w realnej gospodarce jest zazwyczaj łagodniejsza niż w USA. Po pierwsze niemieckie firmy mają wiele narzędzi, które odpowiadają na zmniejszoną aktywność ekonomiczną. Po drugie taki instrument jak praca tymczasowa pozwala stabilizować zatrudnienie.

- Poza tym sytuacja demograficzna Niemiec jest nie do pozazdroszczenia, w najbliższych latach z rynku pracy zniknie wielu pracowników. To zmusza firmy do ostrożnego podchodzenia do masowych zwolnień. Oczywiście bezrobocie w Niemczech wzrośnie, ale nie będzie to wzrost skokowy, do takiego poziomu, jaki może być w USA.

Jak wygląda sytuacja w niemieckim przemyśle motoryzacyjnym? Fabryki Opla, Volkswagena czy BMW stanęły. Jak długo niemiecki przemysł może wytrzymać lockdown?

- Niemiecki sektor motoryzacyjny miał problemy już przed pandemią. Popyt na auta spadał, a wzrost zainteresowania samochodami elektrycznymi zmusił koncerny do restrukturyzacji produkcji i łańcuchów dostaw. Można sobie więc wyobrazić, jak dużym ciosem jest korona-kryzys. Trudno powiedzieć, po jakim czasie lockdownu przemysł wyszedłby z kryzysu w miarę obronną ręką. Mam nadzieję, że ten czas zostanie kreatywnie wykorzystany do wdrażania dalszych innowacji w zakresie produkcji.

Które branże i sektory najbardziej ucierpią na koronakryzysie, a które mogą się dzięki niemu wzmocnić?

- Teraz wszystkie sektory cierpią. Ich sytuacja jest ciężka, bo kryzys jest i popytowy, i podażowy. Najgorzej mają oczywiście sektory usługowe, bazujące na bezpośrednim kontakcie z klientami, czyli turystyka, hotele, gastronomia.

- Nie ulega jednak wątpliwości, że można ten kryzys wykorzystać twórczo. Dla niektórych firm jest to okazja na zyskanie przewagi konkurencyjnej w długim terminie. Przykłady? Pracownicy mogą przyzwyczaić się do pracy zdalnej, w przyszłości będzie częściej praktykowana. To oznacza szansę dla firm z branży IT czy telekomunikacyjnych. Poza tym ludzie przywykną do płatności elektronicznych, co po kryzysie będzie szansą dla fintechów i niektórych banków. Kryzys wywołany przez koronawirusa jest też oczywiście wielką szansą dla branży farmaceutycznej i ochrony zdrowia.

Jak Pan ocenia ratunkowe działania fiskalne i propodażowe podjęte do tej pory przez RFN? Wiemy, że państwowy bank rozwoju KfD uruchomił nielimitowaną linię kredytową dla wszystkich firm. Państwo pokrywa 60 proc. pensji pracowników firm, które nie mają teraz dochodów. Co jeszcze władze robią, by wspomóc przedsiębiorstwa, i jak Pan to ocenia?

- Najważniejszym celem polityki fiskalnej musi być ochrona gospodarki przed totalnym załamaniem. Firmy nie miały szans przygotować się na tę sytuację, bo niektóre z nich przeżyły coś do tej pory niespotykanego: załamanie się sprzedaży z dnia na dzień.

- Niemiecki pakiet ratunkowy składa się z kilku części i według mnie każda z nich jest wartościowa, pełni jakąś ważną rolę. Rząd wspomaga przedsiębiorstwa, szczególnie małe i średnie. Wziął na siebie płacenie rachunków, rat pożyczek korporacyjnych. Część funduszu pomocowego ma pójść na zakup udziałów w najbardziej poszkodowanych przez koronakryzys firmach. Poza tym wdrożono reżim krótkiego dnia pracy, który dobrze się sprawdzał podczas poprzednich recesji. Jeśli dodamy do tego fakt, że doszło do obniżek podatków i złagodzenia prawa upadłościowego, to okazuje się, że gama narzędzi pomocowych jest szeroka.

- Bądźmy jednak szczerzy, korona-kryzys wywołuje wielki szok podażowy. Fiskalne pakiety stymulacyjne nie rozwiążą problemu. Należy też pamiętać, że są to rozwiązania tymczasowe i muszą być relatywnie szybko zniesione, gdy lockdown się zakończy.

Podobno niemiecki rząd zamierza zwiększyć wydatki inwestycyjne państwa na infrastrukturę i budownictwo o 12,4 mld euro w latach 2021-2024. To chyba dobry pomysł, biorąc pod uwagę pogarszający się stan infrastruktury?

- To prawda, że Niemcy potrzebują większych inwestycji w infrastrukturę. Jednak proszę pamiętać, że program, o którym Pan mówi, nie został uruchomiony w kontekście pandemii koronawirusa. Tego rodzaju inwestycje publiczne, jak pokazuje historia, nie są kluczowe, jeśli chodzi o stymulowanie gospodarki.

Minister finansów Olaf Scholz zapowiedział, że państwo może wchodzić do akcjonariatu wybranych firm, by je ratować, ale pozostanie udziałowcem tylko na czas kryzysu. Potem będzie sprzedawało akcje, a ewentualny zysk przeznaczy na pomoc publiczną. Czy nie ma zagrożenia, że państwo pozostanie udziałowcem także po koronakryzysie, bo będzie chciało odgrywać większą rolę na rynku?

- Obejmowanie udziałów przez rząd w prywatnych przedsiębiorstwach powinno być rozwiązaniem ostatecznym i wyjątkowym. Czy te udziały zostaną sprzedane z zyskiem, to się dopiero okaże. Nie jest to wcale takie pewne. Uważam, że rząd, mimo wszystko, nie będzie zainteresowany pozostawaniem długoterminowym udziałowcem w ratowanych firmach.

Przez ostatnie tygodnie znacznie spadły wyceny spółek publicznych, często o kilkadziesiąt procent. Czy ktoś może próbować wrogich przejęć? I czy można sobie wyobrazić sytuację, że silne państwa - takie jak RFN - spróbują takich przejęć na zagranicznych parkietach?

- Rzeczywiście wyceny spółek giełdowych znacznie spadły. Ale niemal wszędzie na świecie biznes jest w opałach. Nie sądzę, żeby to był dobry czas na wrogie przejęcia. Może przyjdzie później, gdy sytuacja się uspokoi.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Jak koronakryzys wpłynie na niemieckie banki, które i tak nie były w najlepszej kondycji przed pandemią?

- Po pierwsze władze muszą się skupić na stabilizowaniu sytuacji w realnej gospodarce. Jeśli to się nie powiedzie, na banki może spaść niesamowity ciężar złych kredytów, w tym korporacyjnych. Co ciekawe, obserwując niemiecki sektor bankowy zazwyczaj zwraca się uwagę głównie na wielkich graczy, jak Deutsche Bank czy Commerzbank. Tymczasem niemiecki sektor bankowy jest bardzo rozdrobniony, a istotną rolę odgrywają w nim małe banki komercyjne czy banki spółdzielcze. To jest dobra sytuacja, bo kryzys finansowy pokazał, że zdywersyfikowany i rozdrobniony sektor bankowy lepiej sobie radzi z finansowaniem gospodarki w trudnych czasach.

Jaki będzie stan handlu międzynarodowego w II połowie 2020 roku, od którego w dużej mierze zależy kondycja niemieckiej gospodarki? Czy z powodu pandemii może dojść do przetasowań w rankingu głównych partnerów gospodarczych? Może te kraje, które są bliżej, sąsiedzi, staną się jeszcze ważniejszymi partnerami? Po pandemii wszyscy będą ostrożniej podchodzili do podróży i szerokiej, międzynarodowej wymiany.

- Światowa gospodarka doznaje właśnie szoku symetrycznego. Spodziewam się znacznego spadku obrotów w handlu międzynarodowym. Jednak nie sądzę, żebyśmy zobaczyli jakieś poważne przetasowania w strukturze globalnego handlu. Oczywiście produkcja w niektórych sektorach może powrócić do kraju, bo zostanie uznana za strategiczną, myślę tutaj głównie o farmacji. Jednak nie spodziewam się jakiejś daleko idącej regionalizacji w zakresie przepływu towarów czy usług.

- Proszę też zwrócić uwagę, że Francja, Austria i Szwajcaria, a więc sąsiedzi Niemiec, zostały dość mocno uderzone przez pandemię. Pytanie czemu miałyby być uważane za mniej ryzykownych partnerów handlowych od tych, którzy są dalej, ale zostali poszkodowani przez pandemię w mniejszym stopniu?

Nie ukrywam, że poprzednie pytanie miało kontekst polski. Jak Pan uważa, czy polska gospodarka po pandemii nadal będzie mocno związana z niemiecką?

- Nie widzę powodu, dla którego miałoby się coś zmienić.

Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT 2019

Czy koronakryzys uderzy w jakiś sposób w zasady ordoliberalizmu, wciąż kultywowane w Niemczech? Czy niemieckie państwo opiekuńcze zacznie w większym stopniu wtrącać się do życia gospodarczego?

- Trudno powiedzieć. Dzisiaj życie gospodarcze i polityczne toczy się w trybie kryzysowym. To jest akceptowane zarówno przez obywateli, jak i ekspertów. Na razie nie widzę ryzyka, że narzędzia uruchomione na czas korona-kryzysu pozostaną w użyciu po jego zakończeniu.

- Bardziej kontrowersyjne może być to, co wydarzy się na poziomie Wspólnoty Europejskiej. Pojawiają się niezwykle ważne pytania, na które trudno udzielić jasnej odpowiedzi. Na przykład: co należy robić, by utrzymać dostęp Włoch czy Hiszpanii do rynku długu. Te kraje były potężnie zadłużone już przed korona-kryzysem, a teraz ich sytuacja znacznie się pogorszy. Wydaje mi się, że nie będzie wyjścia i trzeba będzie uruchomić paneuropejskie narzędzia z zakresu zarządzania kryzysowego. Myślę tutaj np. o aktywowaniu Europejskiego Mechanizmu Stabilności (European Stability Mechanism, ESM - przyp. aut.).

Na koniec pytanie bardziej z zakresu politologii niż ekonomii. Federalny ustrój Niemiec powoduje, że państwo nie ma możliwości wdrażania szybkich, twardych działań w przypadku katastrof. To było widać po spowolnionej reakcji na pandemię. Czy po kryzysie można się spodziewać jakichś zmian w ustroju politycznym?

- Nie podzielam Pańskiej opinii, że reakcja na koronawirusa była powolna. Poza tym rząd federalny może reagować na kryzysowe sytuacje na różnych poziomach, także na poziomie lokalnym. Przykład? W regionie Heinsberg, w którym pandemia rozwinęła się szybciej niż w innych częściach kraju, rząd nakazał zamknięcie szkół o wiele wcześniej niż gdzie indziej.

- To, że obostrzenia dotyczące zachowania dystansu w sferze społecznej różnią się od siebie w poszczególnych landach czy regionach nie ma znaczenia. Przecież w dużych aglomeracjach mogą być potrzebne inne przepisy niż na terenach wiejskich. Oczywiście odpowiedzialność za działania zapobiegające korona-kryzysowi muszą być podejmowane przez władze różnych szczebli, a potem muszą one zostać rozliczone ze swoich decyzji. A w sytuacji ogólnego niedoboru niektórych zasobów medycznych nie ma sensu wchodzić na ścieżkę konkurencji między regionami. Dlatego nie spodziewam się i nie widzę potrzeby zmiany ustroju RFN po pandemii.

Rozmawiał Piotr Rosik, dziennikarz analizujący rynki finansowe, zwłaszcza rynek kapitałowy

Prof. Christoph M. Schmidt jest prezydentem think think tanku RWI  0150 Leibniz Institute for Economic Research i wykładowcą na Ruhr-Universität Bochum. W latach 2009-2020 był członkiem Niemieckiej Rady Ekspertów Ekonomicznych, której przewodził od marca 2013 roku do lutego 2020 roku.

Obserwator Finansowy
Dowiedz się więcej na temat: koronakryzys
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »