Korupcja obciąża każdego z nas
Sprawa walki z korupcją w polskiej debacie publicznej wraca często, niczym bumerang. Wokół walki z łapownictwem ogniskuje się jeden z żywych i gorących sporów politycznych ostatnich lat.
Środowiska, które do dziś uznają lata rządów PiS-u za zagrożenie dla polskiej demokracji, zdają się przekonywać Polaków, że ze ściganiem korupcji nie należy przesadzać, że w tym obszarze już nawet gorliwość jest gorsza niż sama korupcja. Takie stawianie sprawy jest jednak deprecjacją interesów ogółu, bowiem walka z korupcją w każdym wymiarze jest dla państwa opłacalna. I to nie tylko ideologicznie, ale również - a może przede wszystkim - w rozumieniu ekonomicznym.
Masowa korupcja, przyzwolenie na nią są zawsze czymś niedobrym dla państwa. Prowadzą do zepsucia instytucji, niszczenia prawa oraz wykrzywia poczucie sprawiedliwości w odczuciach obywateli. Jednak równie ważne jest, że masowa korupcja oznacza mniejsze szanse na rozwój państwa poprzez nieuprawnione zwiększenie wydatków na inwestycje, oznacza znaczne pogorszenie szans na dobrobyt obywateli oraz powoduje znaczne utrudnienia w działalności przedsiębiorców. Ekspert ds. zwalczania korupcji, były prezes Transparency International Polska - prof. Antoni Kamiński w rozmowie z "Gazetą Bankową" wskazuje, że korupcja zawsze odbija się na potencjalne rozwojowym państwa. "Patrząc na sprawę korupcji w sposób statystyczny należy stwierdzić, że ona jest nieopłacalna dla państwa. Pokazują to choćby badania ekonometryczne Paula Mauro. On wykazał, że istnieje wysoka korelacja między niskim wzrostem gospodarczym a wysokim poziomem korupcji. Można więc mówić o negatywnym wpływie korupcji na wzrost gospodarczy" - mówi Kamiński.
"Wysoki poziom korupcji koreluje negatywnie z poziomem inwestycji zagranicznych. Inwestorzy zagraniczni niechętnie inwestują w państwach, w których system prawny, administracja itd. pozostawiają wiele do życzenia, tworząc zawsze środowisko przyjazne dla korupcji. Wiadomo również, że im wyższy wskaźnik korupcji, tym wyższa jest kapitałochłonność inwestycji. Korupcji sprzyja z kolei duży udział inwestycji publicznych w inwestycjach w ogóle. Na takich inwestycjach, np. infrastrukturalnych, można dużo zarobić w sposób nielegalny - dodaje nasz rozmówca. W jaki sposób powstaje tzw. podatek korupcyjny, wyjaśniał z kolei przystępnie Maciej Wąsik, były wiceszef CBA w rozmowie z portalem wPolityce.pl. Wskazywał, że "za korupcję płacimy wszyscy". "Jeśli jakiś przedsiębiorca wygrywa przetarg na budowę drogi i dostaje od państwa, które zorganizowało ten przetarg, 1 milion złotych, a stać go było na zapłacenie 10 procent łapówek urzędnikom, aby ten przetarg wygrać, to znaczy, iż on tę drogę mógł tak naprawdę wybudować za 900 tys. złotych. Kto pokrywa różnicę? Podatnik. Korupcja podnosi koszty inwestycji i wszystkich innych działań państwa. Państwo, czyli de facto podatnicy, na swoje funkcjonowanie wydaje o tyle więcej, ile wynosi suma łapówek - wyjaśnia Wąsik. Profesor Kamiński za przykład negatywnego wpływu korupcji na państwo podaje budowę drugiego terminala na lotnisku we Frankfurcie. "Stwierdzono, że przy tej budowie około 20-30 procent kosztów to były po prostu kwoty łapówek" - wskazuje.
W rozmowie z "Gazetą Bankową" również Tomasz Kwiatek ze Stowarzyszenia STOP Korupcji zaznacza, że korupcja jest szkodliwa ekonomicznie. Wskazuje na jej społeczno-ekonomiczny sens. "Praktyka nasza pokazuje, że korupcja w gospodarce jest szkodliwa. Paraliżuje Polaków przed inicjatywami. Zabija przedsiębiorczość czy rozwój firm. Nie jest odkryciem, że im większe ogłasza się przetargi, tym większe są nadwyżki nad kosztami wynikającymi jedynie ze specyfikacji przetargowej. W dobie walki o przetrwanie firm są one w stanie za zlecenie z publicznych środków zapłacić wskazaną cenę. Są łatwym łupem dla nieuczciwych urzędników. Nie tak dawno mieliśmy w Brzegu urzędnika, nagranego ukrytą kamerą, który za wydanie pozwolenia odpowiednio sobie kazał płacić. W ilu miejscach brakuje kamer? - takich danych nie mamy i ciężko jest policzyć skalę zjawiska" - podkreśla Kwiatek.
O wielkiej korupcji w Polsce media donoszą głównie w związku z inwestycjami publicznymi. To te kontrakty opiewają na największe sumy i są okazją do pasożytniczej działalności na olbrzymią skalę. Na braki w regulacjach prawnych związanych z tego typu inwestycjami wskazywali uczestnicy I Międzynarodowej Konferencji Antykorupcyjnej, jaka miała miejsce w grudniu 2010 roku. Eksperci zaproszeni przez CBA rozmawiali m.in. o kosztach korupcji. W materiałach pokonferencyjnych wskazuje się na braki proceduralne w Polsce. "Wciąż nie ma w Polsce mechanizmu zapobiegającego dowolności w podejmowaniu decyzji o wielkich skutkach gospodarczych. W dalszym ciągu jednoosobowo podejmowane są decyzje dotyczące na przykład wielkich prywatyzacji, czy takie decyzje, jak umorzenie prawie pół miliardowej kary za brak wymaganej rezerwy paliw. Powinien być wypracowany w państwie mechanizm uprzedniego sprawdzania takich decyzji, które po ich podjęciu mogą przynosić państwu nieodwracalne straty" - czytamy. Być może takie przepisy uchroniłyby Polskę przed aferą, jaka miała miejsce przy okazji kontraktów drogowych, w których wykryto zmowę cenową. Udział w niej brali m.in. urzędnicy GDDKiA i pracownicy firm budowlanych. Ta sprawa stała się przyczyną międzynarodowych problemów Polski, ponieważ spowodowała zablokowanie przez Komisję Europejską środków unijnych na inwestycje prowadzone w naszym kraju.
Marek Opioła, poseł PiS, przewodniczący obecnie komisji ds. służb specjalnych, w rozmowie z portalem Stefczyk.info wskazywał, że przez to, że dochodzi w Polsce do afer korupcyjnych, "państwo przepłaca setki milionów złotych na inwestycjach drogowych". Pokazuje to właśnie afera nagłośniona przez KE oraz media. Ta sprawa uwidacznia również drugi poziom strat finansowych związanych z korupcją. Polsce obecnie grozi bowiem konieczność zwrotu środków unijnych do wspólnej brukselskiej kasy. Jeśli do tego dojdzie, Polska po raz drugi straci na aferze związanej z inwestycjami drogowymi.
Jak mawia znane przysłowie, nie ma lunchu za darmo. Za korupcję ktoś zawsze płaci. I zawsze tym kimś są podatnicy, którzy utrzymują państwo ze swoich podatków. Oni stają się ofiarami korupcji. A ich ofiara jest bardzo wymierna. Jak informuje Centralne Biuro Antykorupcyjne, szacunki na ten temat zbiera m.in. Instytut Banku Światowego. Daniel Kaufmann, dyrektor ds. globalnych programów w IBŚ, w jednej ze swoich wypowiedzi wskazywał, że globalnie "ostrożne szacunki mówią, że w ciągu roku korupcja kosztuje 1 bilion dolarów". "Dane te są oparte na badaniach na temat wysokości łapówek, do jakich się uciekają firmy w trakcie prowadzenia biznesu. Jednak, jak zaznacza Kaufman, w podanej liczbie nie uwzględniono niegospodarności i sprzeniewierzeń publicznych funduszy, zarówno jeśli chodzi o budżet państwa, jak i środki lokalne" - czytamy na stronie CBA. Równie szokujące są dane związane z Unią Europejską. W czasie II Konferencji Antykorupcyjnej z okazji Międzynarodowego Dnia Przeciwdziałania Korupcji informowano, że koszty korupcji w UE wynoszą 120 mld euro rocznie. W depeszach PAP przywoływane było wystąpienie Jakuba Boratyńskiego z Komisji Europejskiej, który w czasie konferencji przedstawił badania przeprowadzone dla KE w 2010 roku. "To kwota mniej więcej odpowiadająca rocznemu budżetowi UE. Jest to szacunek bardzo ostrożny, ponieważ jest to 1 proc. PKB dla całej Unii". Ile z tej ogromnej sumy przypada na Polskę? Trudno oszacować. Jak wskazuje prof. Kamiński, tego typu obliczenia są obarczone sporym ryzykiem. "Trudno liczyć, ile wynosi tak naprawdę sama korupcja w Polsce. Ja nie znam wiarygodnych szacunków na ten temat. To jest niezmiernie trudne do policzenia, wymaga szacowania wielu różnych spraw" - tłumaczy Kamiński i wskazuje, że tego typu zestawienia nigdy nie oddają istoty i prawdziwej skali strat, jakie płyną z korupcji. Profesor Kamiński przypomina bowiem, że problem korupcji należy rozpatrywać w znacznie szerszym kontekście, a nie skupiać się jedynie na łapownictwie.
"Warto wrócić do źródłosłowu korupcji. Słowo "corruptio" oznacza psucie, gnicie. Należałoby więc spojrzeć na kwestie sprawności państwa, np. na często zabójczą dla przedsiębiorstw działalność skarbówki czy systemu podatkowego. Należałoby się zająć również racjonalnością wydatków w ochronie zdrowia" - zaznacza Kamiński. Na ten problem wskazywali również uczestnicy I Międzynarodowej Konferencji Antykorupcyjnej. W materiałach pokonferencyjnych czytamy: "Systemy opieki zdrowotnej w całej Europie ponoszą corocznie ogromne straty z tytułu oszustw i korupcji w ochronie zdrowia, a środki te mogłyby przyczynić się do podniesienia jakości i dostępności świadczeń. Europejska Sieć do spraw Oszustw i Korupcji w Ochronie Zdrowia szacuje, iż 5,59% narodowych budżetów ochrony zdrowia podlega stratom z powodu oszustw". Kamiński, podsumowując, zaznacza, że sprawa strat, jakimi skutkuje korupcja, "to bardzo szeroki problem". "Skala marnotrawstwa jest ogromna. Wszystko odbija się na państwie" - kończy nasz rozmówca.
Tej ogromnej skali nie widać jednak w oficjalnych szacunkach, jakie podawała niedawno Komenda Główna Policji. Zgodnie z danymi przytoczonymi przez "Rzeczpospolitą" policja oblicza, że w 2012 roku w Polsce wręczono urzędnikom korzyści majątkowe na sumę 15,5 mln złotych. Operowanie takimi liczbami wydaje się jednak przesadnym optymizmem. Jak bowiem ujawniono na początku 2012 roku, przy okazji opisywania tzw. infoafery, koszty jednorazowej łapówki w Polsce mogą osiągać sumą astronomiczną - 5 mln złotych. Tyle właśnie miał otrzymać wysoki urzędnik MSWiA oskarżony w sprawie informatyzacji. Wydaje się, że statystyki KGP nie oddają więc istoty sprawy. Oficjalne szacunki policyjne skali kosztów korupcji nie mogą oddać m.in. dlatego, że w ich zestawieniu uwzględniane są jedynie przypadki, którymi zajmowały się organa ścigania. Ogromna część korupcji pozostaje niejawna. Dlatego trudno szacować, jak duże jest obciążenie Polski przez skutki i poziom korupcji w Polsce. Profesor Kamiński znów wskazuje jednak, że nawet ustalenie wielkości całej korupcji obecnej w Polsce nie odda skali problemu, bowiem jest wiele innych "okazji pasożytowania na funduszach publicznych".
"To nie tylko sprawa samej korupcji, ale również na przykład rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa. Rady składają się z kilku osób i każda z nich bierze za to pieniądze. W tych wszystkich zakładach, jak i w spółkach komunalnych pojawia się tendencja do umieszczania polityków czy rodzin polityków. To wszystko tworzy ciężar dla państwa, to jest działalność pasożytnicza na państwie. Tymczasem sprawa nepotyzmu w ogóle nie interesuje wielu środowisk. Jego znacznie trudniej ścigać i karać. Jak natomiast donosiły media m.in. po aferze w Elewarze, ta siatka pasożytnicza jest ogromnie rozbudowana. Ten problem jest znacznie szerszy niż sama korupcja. Dane publikowane co roku na ten temat nie oddają istoty sprawy oraz skali kosztów" - tłumaczy nam Kamiński. Profesor zaznacza, że jednego można być pewnym: "Polska na pewno mogłaby się szybciej rozwijać, ponieważ państwo mogłoby być znacznie bardziej oszczędne".
Czytając stwierdzenia prof. Kamińskiego i innych ekspertów, wydaje się zasadne stwierdzenie, że walka z korupcją jest w interesie każdego obywatela. Dzięki zniszczeniu samego łapownictwa państwo stałoby się znacznie bardziej oszczędne - a to jedynie jeden z elementów wypleniania korupcyjnych obciążeń dla obywateli. Z korupcją w najszerszym tego słowa znaczeniu warto i należy walczyć. Jest bowiem oczywiste, że korupcja obciąża każdego z nas. Nie warto tych kosztów ponosić.
Stanisław Żaryn